O ile w League of Legends Polacy niemalże nonstop próbują swoich sił w międzynarodowych składach, tak w Counter-Strike'u takie sytuacje do niedawna praktycznie się nie zdarzały. Nic więc dziwnego, że gdy 27 czerwca 2018 roku mousesports ogłosiło transfer Janusza "Snaxa" Pogorzelskiego, zainteresowanie były ogromne. A w parze z tym zainteresowaniem szły także równie duże oczekiwania.
Szansa na nowy start
Snax miał wówczas za sobą fatalny okres w Virtus.pro. Sam zespół nie prezentował już od dawna tego, do czego przyzwyczaił swoich kibiców, a i sam 25-latek daleki był od najlepszej formy, dzięki której dorobił się pseudonimu "Dzik". Nic nie wyszło także z prób wejścia w buty prowadzącego – chemia między VP a Pogorzelskim zniknęła bezpowrotnie, dlatego też ten nie miał żadnych oporów przed tym, by skorzystać z oferty mousesports. – Wydaje mi się, że w starym Virtus.pro byliśmy zmotywowani, by stać się najlepszymi na świecie. Jednak po ponad trzech latach odczuwaliśmy już brak motywacji. Dlatego też najbardziej sensownym dla mnie ruchem była zmiana drużyny. Dużo myślałem o tym, że potrzebuje świeżego startu, by odzyskać tę straconą motywację. W VP pod koniec naszej wspólnej gry byliśmy nieco leniwi i to był główny powód, dla którego opuściłem VP – wyjaśnił później.
O samym transferze Polaka do niemieckiej formacji plotkowało się już wcześniej i to na tyle poważnie, że głos w tej sprawie zabrał nawet Roman Dvoryankin, generalny menadżer Virtusów. – Mogę potwierdzić, że w kwestii jego przyszłości rozważamy różne opcje i wszystko wyjaśni się w przeciągu kolejnych 48 godzin. Transfer do mousesports to jedna z możliwości, nad którą pracujemy, nic jednak nie zostało jeszcze podpisane lub też potwierdzone – mówił jeszcze 26 czerwca, by dzień później żegnać swojego byłego podopiecznego. Transfer do mousesports stał się faktem, a Snax miał wejść w buty Martina "STYKO" Styka, który po przyjściu z HellRaisers zatracił wszelkie atuty i finalnie został odsunięty od składu. Sama organizacja w tej sytuacji potrzebowała więc zastępstwa i była na tyle zdesperowana, że według nieoficjalnych doniesień zapłaciła za polskiego zawodnika aż 290 tysięcy dolarów.
Cztery miesiące i koniec
Jak zostało wspomniane, przenosiny Pogorzelskiego wywołały niemałe poruszenie i wiele osób liczyło, że dzięki nowym wyzwaniom powróci on do dyspozycji, którą prezentował w latach 2014-2016 – to właśnie wtedy serwis HLTV trzykrotnie umieścił go w czołowej piątce najlepszych graczy na świecie. Sam 25-latek także był pozytywnie nastawiony i to mimo problemów z językiem angielskim, które przecież nie były dla nikogo tajemnicą. – To będzie nowy etap mojej kariery i mam pewność, że jestem gotowy, by zagrać w międzynarodowym składzie. Być może nie jest mi z tym jeszcze w stu procentach komfortowo, ale to przyjdzie z czasem. Wydaje mi się, że potrzebuję jeszcze miesiąca lub dwóch. Potrzebuję czasu, bo najtrudniejszą obecnie rzeczą jest skupienie się na moim celowniku i jednocześnie na tym, co chcę powiedzieć w języku, który nie jest moim ojczystym. Gdy jednak już nad tym popracuję, to myślę, że z łatwością znajdziemy się wśród trzech najlepszych drużyn na świecie, bo mamy dobry zespół, każdy z chłopaków prezentuje się naprawdę dobrze i ma spore umiejętności – zapewniał.
Ostatecznie przygoda Snaxa z mousesports nie potrwała zbyt długo. Problemy z komunikacją i rolą pełnioną w drużynie, a także niezadowalająca postawa indywidualna sprawiły, że po niespełna czterech miesiącach Polak wylądował na ławce rezerwowych, wcześniej sięgając jednak z drużyną po triumf podczas ESL One New York 2018. Kilka tygodni później natomiast historia zatoczyła koło, bo Pogorzelski definitywnie rozstał się z mouz i powrócił do Virtus.pro, gdzie miał stać się wiodącą postacią kształtującego się wówczas zespołu.