Przez niespełna dwa lata Codewise Unicorns było dość interesującym projektem, który jednak nigdy na dobre nie przebił się do krajowej czołówki. Ekipa miewała zarówno lepsze, jak i gorsze chwile, ale raczej mało kto spodziewał się, że w końcu zniknie całkowicie. A tak się niedawno stało, gdyż główny inwestor, rodzina Grynów, podjął współpracę z Aristocracy Wiktora "TaZa" Wojtasa. W tych okolicznościach skład, którego trenerem od prawie roku jest Damian "MdN" Kisielewski, został pozbawiony organizacji, ale mimo to zawodnicy postanowili trzymać się razem. Z czego wynikały problemy kadrowe, które od wielu miesięcy trawiły zespół? Czy w Polsce da się znaleźć odpowiedniego prowadzącego? Czy NEO faktycznie był bliski przejścia do Codewise? Odpowiedź na te i inne pytania znajdziecie w poniższym wywiadzie.


Maciej Petryszyn: Zacznijmy od nomen omen początku, czyli od momentu, gdy trafiłeś do Codewise Unicorns. Ten ruch był trochę zaskakujący, bo przecież dopiero co Izako Boars pod twoją wodzą znalazło się tuż za podium Polskiej Ligi Esportowej. Jak na tamte czasy dla IB był to spory sukces, a mimo to odszedłeś.

Damian "MdN" Kisielewski: Już wcześniej poznałem Crityourface'a i zacząłem z nim dużo rozmawiać. Przy okazji zacząłem też przyglądać się Codewise i w momencie, gdy weszliśmy z Szymonem na sprawy bardziej drużynowe, to dostrzegł on, że mam potencjał, że jest we mnie coś, co może im pomóc – co prawda mieli oni moment zwyżki formy, ale już wtedy coś przestawało działać. Potem, już na finałach PLE, poznałem też Pitrka, z którym rozmawiałem o tym wszystkim. Jakiś czas później Crity napisał do Alexa i jakoś to się wszystko potoczyło. A co do czwartego miejsca – po finałach lanowych nie działałem już w Izako Boars z uwagi na sprawy personalne. Tak naprawdę nie byłem obecny na meczu o trzecie miejsce.

Projekt Codewise przekonał cię bardziej niż to, co wówczas proponowało Izako Boars?

Prowadząc rozmowy, byłem świadomy, że jest bardzo duża szansa, iż trafię do Codewise. Ówczesny menadżer Izako Boars, Sówek, wiedział o tych rozmowach, bo byłem z nim w stałym kontakcie – chciałem być fair. Tak jak mówiłem, w Izako Boars mieliśmy pewne problemy między sobą. Było wiadomo, że dojdzie do zmian, chociaż nikt nie wiedział, w którą stronę one pójdą. Ja też nie wiedziałem, czy będzie miejsce dla mnie i pod kogo ewentualnie będzie tworzony ten nowy skład. Dlatego stwierdziłem, że zmienię środowisko. Izako Boars to była przecież moja pierwsza przygoda tego typu i myślę, że dużo z niej wyniosłem. Do pewnego momentu był to bardzo fajny czas, ale nie ma się co oszukiwać – pod względem biznesowym Codewise zaproponowało lepsze warunki. Alex opowiedział mi, co mają w planach, w jakim to wszystko ma iść kierunku i jakie rzeczy mają się pojawić, więc stwierdziłem, że będzie to dla mnie lepsza i bezpieczniejsza droga.

Transfer Morfana to był twój pomysł?

Tak. Uważam, że Morfan jest dobrym zawodnikiem i wniósł do zespołu bardzo dużo. To właśnie przy nim Crity bardzo się rozwinął, bo załapał pewne rzeczy, których wcześniej w grze Codewise nie było. Wcześniej widzieliśmy CU, na które składała się piątka skillowych gości, którzy biegali i strzelali. Chciałem więc wprowadzić do tej drużyny grę zespołową i uważam, że Morfan spełnił swoją funkcję. Po kolejnej zmianie, gdy doszedł do nas leman, mieliśmy naprawdę fajne wyniki, ale mimo to ten styl nie do końca podobał się chłopakom. Chcieli więcej luzu niż gry zespołowej, szukaliśmy więc złotego środka i z Morfanem nie byliśmy w stanie go znaleźć.

Tak czy inaczej, twoja przygoda z Codewise nie zaczęła się zbyt szczególnie. Chodzi mi o przegrane eliminacje do ESL Mistrzostw Polski, czyli rozgrywek, w których Codewise Unicorns nigdy nie wystąpiło. To wygląda jak jakieś "fatum".

Do dziś mnie to boli, chociaż faktycznie mogę ze śmiechem przyznać, że było to fatum. Graliśmy w eliminacjach do ESL MP zaledwie po tygodniu wspólnej gry i już na starcie przegraliśmy z Atlantic.gg. Wtedy wszystko zaczęło się mentalnie sypać. Siedziałem z chłopakami w gaming housie, z którego graliśmy, i czuć było, że zawodnicy mają aż za duży respekt do rywali, że boją się porażki, przez co ostatecznie ta porażka przyszła. Następnie był mecz z Piastem Gliwice, w którym szło nam bardzo dobrze, mieliśmy wszystko pod kontrolą. I nagle coś pękło – po dogrywkach przegraliśmy mapę, którą mieliśmy przygotowaną. Z czego to wynikło? Nadal nie potrafię sobie na to odpowiedzieć.

Ostatnie eliminacje do ESL MP także możemy podpiąć pod to fatum, bo znowu mieliśmy zmiany w składzie. Co prawda Luz dołączył do nas już wcześniej i byliśmy z nim w jakimś stopniu zgrani, ale po zakończeniu LanTreka karierę postanowił zakończyć Falon. Chciał skupić się na szkole, za co go bardzo szanuję, bo to bardzo inteligentny chłopak. Według mnie przed nim świetlana przyszłość inżynierska, bo mimo że graliśmy w CS-a po 6-7 godzin dziennie, on miał same piątki i szóstki. Dlatego ode mnie dla niego mega szacunek, bo mając do wyboru dwie drogi, wybrał tę pewną. Tak czy inaczej, ja musiałem wejść do gry, a nie grałem przez 2-3 miesiące. Nie jestem osobą takiego typu, jak Hyper, który gra od wielu lat i wie, co się dzieje. Ja musiałem zacząć grać po przerwie i dla mnie znowu to był szok. Uważam, że byłem jedną z przyczyn naszego odpadnięcia, bo nie trafiłem z formą, chociaż mieliśmy też pewne wewnętrzne problemy.

To znaczy jakie?

Wcześniej awansowaliśmy ze mną w składzie na LanTreka i wygrywaliśmy też mecze w Alienwarze, co zaowocowało awansem do play-offów. Mieliśmy więc ustaloną całą strukturę, którą wypracowaliśmy z Falonem i ze mną. Wtedy przyszedł jednak Luz, który ma oczywiście ogromne doświadczenie, ale rola, którą zaczął pełnić w naszej drużynie, nie była do końca tą, której oczekiwaliśmy. Nasza struktura się posypała i próbowaliśmy ratować sytuację, ale czas nam uciekał. Graliśmy eliminacje do ESL MP w rozsypce, wiedząc, że muszą nastąpić kolejne zmiany. Patrząc teraz na przebieg tamtych eliminacji, zastanawiam się, czy gdybyśmy zrobili wtedy 2:0 i nie podłamali się, to czy wszystko nie potoczyłoby się inaczej. Niemniej to już była równia pochyła, bo po tym, jak przegraliśmy wygrany mecz, to wiedziałem, iż mentalnie nie poradzimy sobie już z kolejnymi przeciwnikami.

Cały twój pobyt w Codewise stoi na dobrą sprawę pod znakiem zmian kadrowych, bo było ich sporo jak na prawie rok twojego pobytu. Ewidentnie nie byliście w stanie ustabilizować tego składu – sam zresztą wspominasz, że w pewnym momencie nawet ty musiałeś wejść na serwer i grać.

Miałem pewne założenia co do drużyny, ale ludzie na zewnątrz tego nie wiedzieli i dlatego zaczęli mnie krytykować. Pojawiły się nawet głosy, że to ja niszczę Codewise od środka, ale nie przejmowałem się tym, bo miałem wizję ustaloną zarówno z zarządem, jak i z chłopakami. Spójrzmy zresztą na to, kto teraz został – Crity i aziz, czyli dwie osoby, które brały udział w tym projekcie od początku, oraz leman, który też był obecny od dawna, ale w pewnym momencie został z dziwnych dla mnie przyczyn odsunięty. Uważam, że ci trzej gracze mogą stanowić trzon bardzo mocnej drużyny.

Chodziło też o to, co jest na polskiej scenie bardzo trudne – dobranie zespółu pod względem charakteru, by wspólna gra nie wyglądała jak praca. Weźmy pod uwagę, co się mówiło o Virtus.pro. Dla nich to była praca i dopóki wszystko wychodziło, to mogli ze sobą współpracować. Niemniej to jest inne pokolenie i trochę inni ludzie, a ja nie chciałem, by to tak wyglądało. Nie chciałem, by po meczu wszyscy się od razu żegnali i wychodzili z TS-a. Chciałem, żeby między nami była więź. Nie chodzi o to, że mieliśmy być niesamowitymi przyjaciółmi, ale jednocześnie nie powinniśmy od razu po przegranym meczu zamykać się w sobie i uciekać. My potrafiliśmy siedzieć w ciszy, która mogła trwać nawet półgodziny, gdy mieliśmy świadomość, że na własne życzenie przegraliśmy ważny mecz. Ale po tym czasie, gdy wszyscy ochłonęli i minęły pierwsze emocje, w wyniku których ludzie na polskiej scenie potrafią sobie nawrzucać, my zaczynaliśmy rozmawiać. Nigdy nie mówiliśmy do siebie z żalem czy z pretensjami. Nie było stwierdzeń w stylu "Przegraliśmy mecz przez ciebie". Tak właśnie wyglądała współpraca z tymi zawodnikami, wśród których znalazłby się pewnie też falon, gdyby nie zrezygnował – chcieli się rozwijać, chcieli ze sobą pracować i potrafili brać winę na siebie, czasami aż w przesadny sposób.

Więc ja próbowałem zbudować drużynę tak, by charaktery zawodników ze sobą współgrały. Ale tutaj potrzebny był silny kapitan. Przywódca, który będzie w sanie to wszystko spoić i poskładać. Taki, który będzie miał szacunek, ale jednocześnie także świadomość, że gracze nie będą go obarczać stwierdzeniami "Zdobyłeś za mało fragów i dlatego przegraliśmy". Oduczyłem ich takiego podejścia, chociaż wiadomo, że pewnie w głowie zawsze są myśli, że ktoś mógł zrobić co więcej. Udowadniałem im jednak, że nie zawsze tak się da.

Czyli przy takim podejściu nie dało się skompletować tej drużyny?

Nie dało się znaleźć piątego. Mamy na polskiej scenie problem z prowadzącymi, bo oczekujemy od nich, że będą bardzo wszechstronni, a jednocześnie także doświadczeni. W takiej sytuacji jedyną opcją są gracze składu, który już się rozpadł, czyli NEO i TaZ. Zresztą, spójrzmy na ENCE – tam allu wziął sobie czterech młodych graczy, przy których zdołał się obudzić. Po odejściu z Ninjas in Pyjamas zaczęły się jego problemy, pojawiły się memy z hasłem "allu bot", bo nie notował on wtedy dobrych występów. Teraz jednak pokazuje, że i on może być graczem pierwszoplanowym. Przekazał też tym graczom to, co mógł przekazać, zbudował cały zespół i wszyscy czują do niego respekt. Podobnie to wygląda w przypadku TaZa. Widziałem, jak podczas Games Clash Masters stał z chłopakami i rozmawiał. Z zewnątrz wyglądało to naprawdę świetnie, robiło wrażenie, chociaż nie wiem, jak to wygląda od wewnątrz.

Tak czy inaczej, myślę, że właśnie kapitana nam zabrakło. Oczywiście sam starałem się być charyzmatyczny i pomagać najbardziej jak się da. Ale jednocześnie chciałem też odciąć się od tego i być bardziej osobą, która łagodzi spory, pomaga kapitanowi, a nie pełnić rolę kapitana z trybu obserwatora. W trakcie meczów online bywałem bardzo aktywny, ale nie chciałem, by zespół się do tego przyzwyczajał, bo przecież mierzyliśmy w europejskie turnieje, a tam są dwie pauzy i na tym koniec. Swego czasu próbowaliśmy gry z derciakiem, który według mnie jest kompletny pod względem mentalnym. Potrafi przyznać się do błędu i wziąć winę na siebie, ale jednocześnie się stara i chce się rozwijać. Niestety nie miał tej charyzmy i nie mam mu tego za złe, bo wcześniej nigdy nie prowadził.

Wspominałeś o LanTreku w Finlandii. Tam udało wam się dotrzeć do półfinału, a po drodze pokonaliście HAVU, które dziś gra w ESEA MDL, więc jak na ostatnie polskie standardy to był to niezły wynik. Jak wtedy wyglądały nastroje w zespole? Mówiłeś o problemach wewnętrznych i jestem ciekawy, czy ten sukces wpłynął na to, co działo się w waszym zespole.

Samo dostanie się na ten turniej, jeszcze ze mną w składzie, było już sporym sukcesem. Organizacja nigdy wcześniej nie pojawiła się na turnieju międzynarodowym i to był duży krok do przodu dla Codewise, ale przede wszystkim dla chłopaków. Na zawody lecieliśmy z nastawieniem "Co będzie, to będzie, ale bagaż doświadczenia, który stamtąd wyniesiemy, na pewno będzie ogromny". Do samej gry przygotowywaliśmy się na bootcampie i próbowaliśmy podczas niego przerobić jak najwięcej materiału. Jednak Luz był z nami dopiero od niedawna i trudno było się idealnie przygotować do tego występu. Zaczęło się od wygranej z Izako Boars, ale potem przyszedł mecz z Copenhagen Flames, który przegraliśmy na własne życzenie. To był ten pierwszy moment rozpoczynającego się horroru, bo później przeciwko HAVU rozegraliśmy wszystkie możliwe rundy i pierwszą mapę również wypuściliśmy z rąk. Następnie było Inferno i Train, którego nie powinniśmy wygrać. Były takie momenty w końcówce, gdy po prostu wychodziliśmy na heady i wychodziło.

Pomimo tych męczarni, była wielka radość. Byliśmy jednak strasznie zmęczeni, bo chociaż nie doszliśmy do finału, to rozegraliśmy na tym turnieju najwięcej rund. Przed spotkaniem półfinałowym mieliśmy cztery mapy zakończone wynikiem 16:14. Tak czy inaczej, nagle byliśmy w półfinale i nasze oczekiwania wzrosły. Wydawało się nam, że możemy tego dokonać i wygrać. I właśnie wtedy, gdy z PACT zaczęliśmy przegrywać po stronie CT, zauważyliśmy, że brakuje nam kapitana. Podczas treningów brałem tę rolę na siebie, ale na lanie była tylko jedna minutowa pauza. Podsumowując – nastroje były mieszane, bo apetyt urósł. Był wielki żal, że to przegraliśmy, bo uważaliśmy, że w tamtym momencie byliśmy lepszym zespołem. Pojawił się bardzo duży niedosyt. Szukaliśmy problemu i jego rozwiązania, oglądaliśmy mecze, by coś z nich wyciągnąć. Wydaje mi się więc, że koniec końców tej radości z dojścia do półfinału nie było wcale tak dużo – to było bardziej rozczarowanie.

fot. Maciej Kołek/x-kom team

Ale mimo wszystko nie było takiego poczucia, że to może być dla was swego rodzaju iskra? Że to wszystko było na tyle blisko, że przy okazji kolejnej imprezy będziecie jeszcze bardziej zdeterminowani, by dotrzeć do wielkiego finału?

Patrząc na to z boku i rozmawiając z zawodnikami, odniosłem bardziej wrażenie, że to był moment, w którym ten skład powoli się wypalał. Ta porażka sprawiła, że w głowach tych zawodników pojawiła się myśl, że my powinniśmy to wygrać, że powinno być 2:1 dla nas. Oczywiście PACT później łatwo pokonał SuperJymy w finale i nie wiem, jak my byśmy zagrali na ich miejscu, bo np. styl Finów mógłby nam nie leżeć. Tak czy inaczej, pojawiła się jakaś blokada, a razem z nią także pewne problemy. Wtedy zaczęła zanikać ta chemia z Luzem. Nadal razem pracowaliśmy i próbowaliśmy przekuć ten występ w doświadczenie, po czym przyszło zaproszenie na eliminacje do GG League w Warszawie. Ale tam wrócił problem z LanTreka – nie potrafiliśmy wykończyć spotkania, mimo że nad tym pracowaliśmy. Szukaliśmy różnych sposób, ale nadal coś nie grało.

Wtedy też zaświeciła się czerwona lampka. Niby mogliśmy dalej próbować ratować ten skład, ale to znowu zajęłoby nam sporo czasu, co niekoniecznie musiało wszystkim odpowiadać. Tym bardziej że pojawiały się głosy, iż zmiana w składzie niekoniecznie wyszła nam na plus. Tak czy inaczej, po turnieju zawodnicy nie obarczali winą siebie nawzajem, tylko zrobili analizę naszej gry, swoich błędów i ponownie okazało się, że brakowało nam kapitana.

Może brakowało wam pomocy ze strony psychologa, skoro tak wiele rzeczy zależało właśnie od tego, co było w waszych głowach?

Pracowaliśmy z psychologiem, Codewise nam go zapewniło i uważam, że była to bardzo owocna współpraca. Dużo zmieniła ona w nastawieniu chłopaków. Można niby powiedzieć, że to właśnie w ich głowach był problem, ale moim zdaniem wszystko rozbijało się o brak kapitana, który byłby w stanie skupić się w pełni na drużynie, a nie na swoich indywidualnych statystykach. Dla którego zwycięstwo byłoby najważniejsze i który byłby w stanie zrobić wszystko, by wygrać, nawet "poświęcając siebie" i odkładając fragi na dalszy plan. Wiedzieliśmy, że bez tego nie zrobimy kroku naprzód, bo wymiana któregokolwiek innego zawodnika nic by nie dała. Gdybym faktycznie miał zmieniać coś w naszym trzonie, to musiałbym wziąć kolejnego skillowego gracza z potencjałem, który musiałby od nowa wdrażać się w zespół, a który mógłby się niekoniecznie wpasować. Zawodników ze skillem już miałem i więcej takich nie było mi trzeba. Zwłaszcza że ten trzon jest już ze sobą zgrany, zna się i rozumie ze sobą.

Dlatego też odrzucałem zapytania graczy. Odzywali się do nas bardziej doświadczeni zawodnicy, chociaż nie chcę zdradzać ich nicków. Niemniej odrzucałem ich, bo wiedziałem, że mają oni charakter, który nie wpasuje się w zespół i wywierci w nim dziurę. Miałem świadomość, że może to doprowadzić do sytuacji, w której zawodnicy nie będą już chcieli ze sobą grać, a tego nie chciałem. Właśnie przez to ludzie uważali, że podejmuję złe decyzje, że zachowuję się, jakbym znał się na CS-ie najlepiej. A w tamtym momencie kierowałem się wyłącznie tym, co było najlepsze dla moich chłopaków. Ale to nie było też tak, że ktoś do mnie pisał, a ja go z miejsca odrzucałem. Zawsze przychodziłem wtedy do chłopaków i mówiłem, że zgłosiła się dana osoba, że ja mam o niej swoje zdanie, a co wy o niej sądzicie. Wiele osób nie wie, jak to wyglądało i ma teraz do mnie żal. My chcemy jednak działać jak jeden organizm i robić rzeczy tak, by chłopakom było dobrze. Chociaż byłem też trochę hipokrytą, bo gdy gracze nie byli przekonani, ale ja widziałem w kimś potencjał, to podejmowałem decyzję za nich, by chociaż spróbować kogoś przetestować, chociaż gdyby naprawdę zaczęli protestować, to na pewno nie obstawałbym przy swoim za wszelką cenę. W końcu ja tylko stoję z boku i pomagam taktycznie czy mentalnie, to ma być ich decyzja, bo oni przebywają razem na serwerze.

A jak samo Codewise Unicorns patrzyło na wasze problemy kadrowe, które przeciągały się w nieskończoność?

Codewise było cierpliwe i za to im z całego serca dziękuję. Nie ma co się oszukiwać – gdybyś inwestował w dany projekt pieniądze, licząc, że przyniesie on widoczny wpływ do budżetu, bo przecież firmy patrzą na to wszystko typowo biznesowo, a widziałbyś tylko zmiany i zmiany, to ta sytuacja byłaby dla ciebie męcząca. Mnie też ona męczyła, zwłaszcza psychicznie. Przeżyłem sporo stresu i miałem nawet moment zwątpienia, gdy chciałem zrezygnować. Uważałem siebie za problem, ale zawodnicy i zarząd powiedzieli mi, że chociaż to moja decyzja, to nie warto się poddawać. Dużo rozmawiałem też z Reą, która mi bardzo pomogła. Podnosiła mnie na duchu, ukierunkowała mnie i pomogła się rozwijać.

W jaki sposób?

Gdy IMD odszedł z x-komu, Sówek zarzucił, że polscy trenerzy nie mają kompetencji i są tylko pasjonatami. Jestem w stanie się zgodzić, że tak jest pod względem psychologii. Nie jesteśmy w tym wyszkoleni, a przecież także musimy być wsparciem, musimy umieć dotrzeć do zawodnika. Mimo że zatrudnia się psychologów, to my musimy wiedzieć jak dotrzeć do zawodników w trakcie meczu, bo to przecież ja, a nie psycholog, będę mówił do graczy. Będę musiał im przekazać jakąś zagrywkę, powiedzieć co mają grać i gdy nie idzie także ich podnieść na duchu. Dlatego też chciałbym w tym miejscu podziękować Codewise, bo Rea wskazała mi kierunek. Załatwiła mi zagraniczne artykuły, literaturę i powiedziała, że jeżeli znajdę odpowiednie szkolenie z psychologii sportu, to załatwi dofinansowanie, bym mógł się rozwijać. Zapewne nikt tego głośno nie powie, ale ja chcę, by ujrzało to światło dzienne.

Czyli mimo wszystko, mimo tych niepowodzeń i braku sukcesów, Codewise obstawało za wami?

Na pewno był pewien niedosyt. Czuć było pewne napięcia ze strony organizacji, ale było to jak najbardziej zdrowe. Ja też, jako trener, poprosiłem Alexa i Reę, by oprócz istotnych spraw związanych z organizacją, nie wylewali złości na graczy, tylko na mnie. Alex, mimo że jest CEO, śledzi mecze i ogląda je z pasją, był więc w stanie powiedzieć mi, co według niego nie zagrało i że konkretnie to albo to jest do dupy. Wolałem chłonąć to samemu, niż pozwolić, by chłopaki czuły, że ktoś nakłada na nich presję. Wiedziałem, co jest źle, przekazywałem też opinie zawodników po wcześniejszej rozmowie z nimi, a potem analizowałem to z Alexem. Nasze relacje nie wyglądały jak typowy związek zarząd-drużyna. Być może nie było wokół nas takiej otoczki, jak wokół PACT, gdzie wszyscy są jak rodzina, jednak my też czuliśmy się między sobą jakbyśmy byli swego rodzaju rodziną. I w takiej sytuacji nie było problemu, by podejść i powiedzieć "Ale to było do dupy". Nie widzę w tym problemu, ale chciałem odciąć od tego graczy, chociaż było na tyle trudno, że w pewnym momencie Rea stwierdziła, iż biorę na siebie zbyt wiele.

Tak czy inaczej, pewne spięcia były, ale było także zaufanie i czas. Organizacja próbowała wszystkiego, by sprawy poszły do przodu i w pewnym momencie ta cierpliwość się wyczerpała. Z drugiej strony wydaje mi się, że gdyby nie pojawiła się możliwość współpracy z Aristocracy, to nadal gralibyśmy w Codewise, a Codewise nadal walczyłoby o ten projekt. Ale biznes jest biznes i w stu procentach rozumiem tę decyzję.

Kiedy w ogóle pojawiły się pierwsze sygnały, że to może być koniec Codewise Unicorns?

Konkretnych sygnałów nie było. Niemniej już wcześniej zauważyłem coś dziwnego, bo dotychczas byłem w stałym kontakcie z Alexem i Reą, zawsze miałem opinię od zarządu na temat naszych występów, a tutaj nagle od 2-3 tygodni była cisza. Niezależnie od tego, czy wygraliśmy, czy też przegraliśmy, było cicho. I wtedy zaczęło mi świtać w głowie, że coś jest nie tak. Nie potrafiłem jednak dotrzeć do tego, co konkretnie. Wygląda na to, że po sadze z NEO i pashą, gdy informacje o rozmowach wypłynęły do internetu, organizacja wyciągnęła wnioski i bardzo mocno utajniła te rozmowy. Utajniła je na tyle, że ja, jako osoba, która, jak uważam, była z zarządem bardzo blisko, nie wiedziałem, co się święci aż do momentu, gdy na światło dzienne wypłynęły przecieki. Wstałem rano i ludzie pytali mnie "MdN, widziałeś artykuł?". Wtedy wiedziałem już, że nadszedł ten moment.

Jak to w ogóle było z NEO i pashą, faktycznie było coś na rzeczy tak, jak mówił Robert Gryn? Bo to on wtedy puścił tę informację o potencjalnych rozmowach w świat.

NEO i pasha chcieli razem zbudować polski zespół. Chcieli zostać w Polsce i zebrać tutejsze talenty, dlatego wiedzieliśmy ich w wielu różnych składach. Grali z ogromną liczbą zawodników i w pewnym momencie pojawiła się opcja dla nas. Mieliśmy ligę, w której miałem grać ja, bo Luz już odszedł – padło wtedy pytanie, że skoro i tak będziemy zmieniać skład, to czy nie chcemy zagrać z NEO chociażby tej właśnie ligi. Nie wiem, czy wtedy coś było na rzeczy i organizacja miała zamiar tworzyć z NEO coś nowego, ale wiedziałem, że dla moich zawodników to szansa, by pokazać mu, że się nadają. Może dzięki temu udałoby się przekierować NEO do nas, bo miał tutaj przecież czwórkę graczy. Chcieliśmy dać mu sygnał, by został z nami, bo z nami może coś zbudować. Dla mnie był to idealny kapitan – ogromne doświadczenie, świetny zawodnik. Wtedy w zespole pojawiła się ogromna motywacja, w zawodnikach na nowo zapalił się ogień. Zresztą, z tego, co udało mi się dowiedzieć, zaprezentowaliśmy się dobrze. Niemniej nie wiadomo co ostatecznie by z tego wyszło – czy powstałby skład z naszymi graczami, czy z kimś innym, bo przecież NEO grał też w youngsters i być może chciałby to jakoś połączyć. Może miało to być pod banderą Codewise, a może miałby powstać nowy projekt. Tego nie wiem, ale ostatecznie i tak pojawiło się FaZe i wszystko ucięło.

Nie miałeś wtedy takiego uczucia, że niby jesteście w tym Codewise, ale jakiś projekt tworzy się poza wami? Teoretycznie przecież właściciel organizacji próbował robić coś nowego, przez co nie do końca wiadomo było co wtedy dalej z waszą drużyną. Nie martwiło cię to?

Potraktowałem to jako wyzwanie. Patrząc na chłopaków, wierzyłem, że będziemy w stanie pokazać się na tyle dobrze, iż NEO zdecyduje się pozostać z nami. Nie mogłem pozwolić sobie na to, by mieć w środku głowy myśli typu "organizacja dział za naszymi plecami", bo Alex wytłumaczył mi wtedy jaka jest sytuacja, że coś może się wydarzyć i ja o tym wiedziałem. Moim zadaniem było nie nakładać presji na zawodników, tylko wyjaśnić im, że to nasza szansa. To się udało, bo chłopaki grały naprawdę świetnie. Oczywiście podczas rozmów na TeamSpeaku pojawiały się głosy "A co, jeśli NEO przyjdzie i powie 'z tobą i tobą nie chce grać, ale ty i ty zostajesz'". Były takie myśli, ale to jest biznes. Wiemy, że w tamtym momencie nie mieliśmy lepszej opcji. To była dla nas największa szansa, by zbudować skład, który byłby w stanie wreszcie postawić dwa kroki naprzód.

fot. fb.com/MdNcsGO

Biorąc pod uwagę te twoje dobre relacje, zarówno z Alexem, jak i samą organizacją, nie zabolał cię fakt, że o rozmowach z Aristocracy dowiedziałeś się z internetu, a nie bezpośrednio od osób związanych z Codewise?

Być może nie zabolało mnie to tak bardzo, bo, jak już mówiłem, wiedziałem, że coś wisi w powietrzu. Nie mam żalu, trzeba iść naprzód, a patrząc na to, jakie problemy mieliśmy, to się musiało w końcu wydarzyć. Uważam jednak, że to był jedyny moment, który pozostawił po sobie niesmak, bo o wszystkim dowiedziałem się, budząc się rano i, jak to nastolatek, biorąc telefon do ręki, na którym zobaczyłem milion powiadomień, milion wiadomości w stylu "Zobacz, co się pojawiło". Wiem, że Alex miał zamiar powiedzieć nam o tym dzień wcześniej, ale uważam, iż śmiało mógł to zrobić w momencie, gdy rozmowy z Arcy w ogóle się zaczęły. Nie wpłynęłoby to negatywnie na nasze relacje, tym bardziej że wiedzielibyśmy wcześniej, że coś się kroi i jak wszystko pójdzie po ich myśli, to wejdą oni w ten projekt. Szykowalibyśmy sobie plan awaryjny i zaczęli zastanawiać się co robić dalej, czy chcemy wciąż razem grać, nawet gdy nie będzie organizacji. Ja w tym momencie już się nie uczę, tylko utrzymuję się sam. Podobnie leman czy aziz, więc pieniądze są nam potrzebne i mielibyśmy czas, by rozważyć podporządkowanie treningów pod inną pracę albo życie z rezerw, które udało nam się uzbierać. Pozostaje też kwestia naszego pożegnania.

No właśnie, jak wyglądało wasze pożegnanie?

To nie jest tak, że mam o to żal, ale uważam, że po takim czasie można było względem chłopaków, takich jak aziz, Crity czy leman, zrobić to trochę lepiej. A tymczasem Alex i Rea pojawili się na TeamSpeaku i stwierdzili, że pewnie już wiemy, co się dzieje. Alex chciał nam powiedzieć o tym dzień wcześniej, ale ostatecznie nie dał rady. Podziękowali nam więc za wszystko, życzyli powodzenia i dodali, że możemy mieć w nich wsparcie. Zapowiedzieli też plany stworzenia akademii i tyle. Wyglądało to oschle, chociaż nie uważam, by było tak tylko z ich winy. Wyszło to tak, bo doznaliśmy szoku. Nagle przychodzi do ciebie pracodawca i z dnia na dzień potwierdza ci to, czego dowiedziałeś się wcześniej z internetu. To był najgorszy scenariusz, jaki można sobie wyobrazić. Byliśmy w takim szoku, że nie potrafiliśmy odpowiedzieć i dlatego nasza rozmowa skończyła się tak szybko. Oni też to widzieli i bardzo szybko się ewakuowali. Gdyby powiedzieli nam wcześniej, że są prowadzone jakieś rozmowy, to na pewno rozeszlibyśmy się inaczej.

Niemniej człowiek mógł nastawiać się na coś zupełnie innego. Spójrzmy jakie pożegnanie PACT sprezentował Vegiemu. Każdy zawodnik, gdy odchodzi z organizacji, marzy o czymś takim. W tamtym momencie dla PACT był to przecież ogromny problem, bo odchodził jeden z kluczowych graczy, a mimo to pożegnali go w piękny sposób. My natomiast odbyliśmy po prostu krótką, dziesięciominutową rozmowę na TS-ie. Nie chodzi o to, że mieliśmy się wszyscy umówić w Krakowie na piwo, porozmawiać i wtedy sobie podziękować, ale uważam, że na pewno dało się to zrobić lepiej. Nie mam jednak do nich żalu, bo dla nich też na pewno było to trudne. Wiem, jak mi było trudno, gdy dochodziło do zmian i musiałem je zakomunikować zawodnikom. Dla mnie było to problematyczne, bo nie byłem doświadczony i brakowało mi pazura, ale ktoś musiał to zrobić. I oni też musieli to zrobić. Widać było, że to dla nich trudna decyzja, bo przecież kończyli coś, w co włożyli dużo pracy i serca.

W tych okolicznościach i wobec tej, jak sam wspomniałeś, dobrej współpracy między wami, bierzecie pod uwagę, że zostaniecie w organizacji jako akademia?

To teraz moja własna interpretacja, ale uważam, że ta propozycja padła, bo nie do końca było wiadomo jak przeprowadzić to rozstanie.

Kurtuazja?

Właśnie tak. To było takie rzucenie od niechcenia, danie nadziei. Wypowiedziane z takim dużym "może", z takim marginesem, że może to się uda np. za pięć lat, gdy część z nas nie będzie już grać w CS-a. Trochę tak, jakby chcieli nam pokazać, że im na nas zależy, ale moim zdaniem to nie było do końca potrzebne. Poza tym, patrząc na to, w jakich turniejach gra Aristocracy, to pojawiłby się konflikt interesów. Organizacja nie może przecież mieć dwóch drużyn w danym turnieju i dlatego takie rozwiązanie byłoby bez sensu. Padło też stwierdzenie, że pod okiem TaZa i Loorda moglibyśmy się rozwijać. Ale jak niby osoby, które mają swoją drużynę i pracują z nią na co dzień, by walczyć o najwyższe cele, miałyby jeszcze skupiać się na "dzieciakach" z akademii? Jak mieliby oni dzielić się doświadczeniem, skoro mają swoje osiem godzin treningów, swoje analizy, mecze i problemy? Nie ma opcji, żeby TaZ przychodził po dziesięciu godzinach treningu, zwłaszcza że ma jeszcze rodzinę i życie prywatne, siadał z nami i mówił "Dobra, panowie, robimy to, to i to".

Z drugiej strony takie rozwiązanie byłoby też trochę zmniejszeniem twoich kompetencji jako trenera.

Jeżeli w alternatywnym wszechświecie coś takiego miało rację bytu, to dla mnie byłoby to cenne doświadczenie. Nawet jeśli w pewnym momencie miałoby mnie to wypchnąć poza zespół, to i tak zdążyłbym się bardzo dużo nauczyć – nigdy nie miałem okazji pracować z takimi ludźmi. Nie odbierałbym tego, jako zmniejszanie moich kompetencji, ale jako okazję do rozwoju.

Podsumowując – Codewise zapewniało wam wsparcie i zaplecze, czyli wszystko, co potrzebne, by móc skupić się tylko na grze. Ale jednak czegoś wam zabrakło, by przyszły wyniki.

Zabrakło nam kapitana.

To jest jedyny powód, dla którego to nie wypaliło?

Uważam, że tak. Zabrakło nam doświadczenia, które dopiero stopniowo zdobywaliśmy, ale przede wszystkim zabrakło właśnie kapitana, który dałby nam stabilizację. To nie jest tak, że zawodnicy chcą ciągłych zmian w składzie, bo z kimś źle im się gra. Każdego gracza ówczesna sytuacja z ciągłymi zmianami męczyła psychicznie. Chcielibyśmy przecież móc przyjść danego dnia, zrobić trening od A do Z. Chcielibyśmy czuć, że się rozwijamy i idziemy do przodu, a tymczasem coś udało nam się zrobić i po chwili to wszystko przepadało, bo wchodził nowy zawodnik. Wydaje mi się, że w naszym przypadku właśnie to był największy problem, bo poza tym wszystko mieliśmy. Byliśmy idealnie dobraną czwórką, ja starałem się motywować chłopaków i pewnie, gdybym był tragicznym trenerem, to drużyna powiedziałaby mi o tym wprost i mnie odsunęła, a jednak do tego nie doszło. Tak więc próbowaliśmy się rozwijać, ale zabrakło nam piątego, bez którego nie mogliśmy iść naprzód.

Tak czy inaczej, wiemy już, że nie jesteście w Codewise i raczej już nie będziecie. Gdy oficjalnie potwierdzono wam, że to koniec, to od razu zapadła decyzja "Nie ważne co się stało, gramy dalej razem"?

Gdy Alex i Rea wyszli z TS-a, zadałem proste pytanie – panowie, pytamy tecka, czy pasuje mu taki układ, bo przecież on też ma rodzinę i musi ją utrzymać? Próbujemy razem znaleźć nowy dom? Powiedziałem im też, że zrobię wszystko, by to się udało. Wejdę w buty menadżera, bo mam znajomych, którzy mi pomogą. Przygotuję maile i zacznę je rozsyłać, by łapać kontakty. Zacznę rozmawiać z organizacjami, które nie mają drużyn, a które chcą wejść na scenę. Może nawet uda mi się znaleźć jakiegoś inwestora. Oni mają po prostu grać, a ja zajmę się resztą. Dodałem też, że jeżeli dostaną ofertę od naprawdę dobrej drużyny, to niech nie lecą w bawełnę, że np. trening im nie pasuje, tylko niech powiedzą wtedy wprost. Reszta na pewno stwierdziłaby "Jasne, idź i sprawdź, jak ci pójdzie, jeżeli będzie ci tam lepiej, to zostań, a my po prostu zdecydujemy co dalej". Chciałem szczerości, która była między nami przez ostatnie pół roku. Na razie zdecydowaliśmy, że próbujemy działać razem. Tak naprawdę z teckiem odbyliśmy dopiero pierwsze treningi na serwerze, podczas których zaczęliśmy konkretną pracę, ale chcemy udowodnić swoją wartość. Chce ją także udowodnić tecek, który przyznał niedawno, że nie wiedział, dlaczego został odsunięty od składu Izako Boars. Liczymy więc, że dzięki połączeniu naszych chęci okaże się, iż tecek będzie tym kapitanem, z którym nam się uda. Póki co zapowiada się to wszystko bardzo dobrze.

Czyli tecek był rozważany już wtedy, gdy nie było jeszcze wiadomo, że żegnacie się z Codewise?

Tak, był rozważany. W tym miejscu też pojawił się lekki żal do Codewise, bo jednak spodziewaliśmy się, iż wypełnimy nasze kontrakty i ewentualnie dopiero wtedy nie zostaną one przedłużone. Mieliśmy oczywiście z tyłu głowy, że na razie nasza sytuacja wygląda tragicznie, ale liczyliśmy też, że skoro organizacja wie, iż próbujemy z teckiem, to da nam tę ostatnią szansę.

Ale te rozmowy z teckiem weszły już na jakiś grunt kontraktowy?

Nie, nie było jeszcze tak daleko posunięte. I w sumie to też dało mi lekko do myślenia, bo Alex powiedział "Zagrajcie z nim dwa tygodnie, zanim będziecie w stu procentach pewni, że chcecie podpisać z nim umowę na okres próbny". Usprawiedliwił to tym, co działo się wcześniej – że mieliśmy zaangażować derciaka, umowa była już szykowana, ale ostatecznie okazało się, że to nie było to.

Brzmi to trochę jak gra na czas.

Owszem.

Niemniej macie miejsce w PLE, macie miejsce w ESEA Advanced, czyli jest kilka szans, by się pokazać jakiejś organizacji.

Mamy jeszcze miejsce w turnieju barażowym Alienware'a, także jest co grać. Mamy więc argumenty i nie tylko umiejętności i potencjał zawodników, bo to ostatnio nieco przygasło, ale mamy przede wszystkim, co zaoferować potencjalnej organizacji.

Ktoś już się z wami kontaktował w sprawie współpracy?

Były pojedyncze maile, mniej lub bardziej poważne. Prowadzimy też już rozmowy, ale nie chcę na razie zdradzać konkretów, żeby nie robić szumu. Karol też rozmawia z pewnymi osobami.

To jakieś zaawansowane rozmowy?

Tak. Ale szczegółów nie znamy, bo robimy to wszystko przez pośrednika, który z uwagi na tecka chce nam bardzo pomóc. Rozmowy się toczą i wszystko ma się wyjaśnić na dniach. Jeżeli nie wyjdzie, to mam w zanadrzu jeszcze kilka innych opcji, które na razie wstrzymałem. Niemniej są przygotowane maile, udało się też złapać pierwszy kontakt i czekam, żeby zobaczyć, jak te główne rozmowy się rozwiną.

Daliście sobie jakiś konkretny czas, w jakim chcielibyście znaleźć organizację?

Nie padło takie stwierdzenie. Nie ma żadnego deadline'u. Będziemy po prostu grać i zobaczymy, może uda się wygrać jakiś mniejszy turniej albo dostać zaproszenie na jakiś turniej notowany w HLTV. Kto wie, może z naszym zapałem i ciężką pracą gdzieś zwyciężymy, co na pewno podreperowałoby nasz budżet i, z uwagi na fakt, że my się z tego utrzymujemy, pozwoliło wydłużyć czas, który sobie dajemy. Po pierwsze zobaczylibyśmy, że jest wspólny sukces, a po drugie mielibyśmy zabezpieczenie finansowe, by opłacić chociażby mieszkanie i mieć na jedzenie.

Zacząłem od Izako Boars, więc i na Izako Boars skończę. Sądząc po tym, co mówisz i w jaki sposób mówisz, widać, że jesteś bardzo zżyty ze swoimi zawodnikami. Dlatego też, chociaż Izako Boars radzi sobie obecnie o wiele lepiej niż twoja drużyna, bo grali na finałach ESL MP i brali udział w ESEA MDL, to raczej nie żałujesz, że niespełna rok temu trafiłeś do Codewise?

Nie żałuję, chociaż wyniosłem z Izako Boars bardzo dużo doświadczenia – zarówno pozytywnego, jak i negatywnego. Wiedząc jednak, co przeżyłem w Codewise, nie zostałbym w Izako Boars, nawet gdybym mógł cofnąć czas. Poznałem tutaj świetnych ludzi – poznałem chłopaków, ludzi z branży, ale przede wszystkim Alexa i Reę. Dali mi oni bardzo dużo nie tylko esportowo, ale także i życiowo. Wspierali mnie, pomagali i doradzali. Nauczyłem się od nich wielu rzeczy i naprawdę zbudowali we mnie kogoś nowego. Nie będę ukrywał, że jestem im za to ogromnie wdzięczny.

A co do Izako Boars, uważam, że na sukcesy tej drużyny ogromny wpływ miał Hyper. Pamiętam, że gdy komentowałem Majora, to izak przekomarzał się ze mną "Zobacz, my tu wygrywamy, a twoja drużyna to co?". Oni trafili jednak na to, czego im brakowało, a my niestety do tej pory tego nie odnaleźliśmy. Mam nadzieję, że uda nam się to z teckiem. Że z uwagi na to, jaką mamy mentalność i charaktery, będzie czuł się z nami dobrze i stworzy z nami więź, do której cały czas dążę. Może z nim uda nam się wreszcie zrobić krok naprzód i osiągnąć ten wymarzony cel.

Tego więc ci życzę i dzięki za poświęcony czas.

Dzięki wielkie!

Obserwuj zawodnika na Facebooku – Damian "MdN" Kisielewski
Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn