Na początku lipca Illuminar Gaming z przytupem wróciło na scenę CS:GO, ściągając w swoje szeregi skład występujący wcześniej pod banderą x-kom teamu oraz jego niemalże całe zaplecze. Częścią drużyny pozostał między innymi jej menedżer, Mateusz "Sówek" Kowalczyk, z którym porozmawialiśmy podczas Games Clash Masters 2019. Doświadczony działacz opowiedział nam między innymi o swojej roli i dalszych losach w iHG, kulisach i konsekwencjach fuzji x-komu z AGO Esports czy o swoim nowym projekcie w postaci agencji marketingu esportowego.


Marcin Gabren: Od fuzji AGO Esports i x-kom teamu pozostajesz bez pracodawcy, jednak wciąż zajmujesz się swoimi ostatnimi podopiecznymi obecnie reprezentującymi Illuminar Gaming. Dlaczego oficjalnie nie jesteś częścią tej organizacji? To twoja decyzja?

Mateusz "Sówek" Kowalczyk: Tak naprawdę musiałem po prostu ochłonąć. Nie chciałem podejmować żadnych publicznych dyskusji, bo nie chciałem być zamieszany w negatywne emocje, które ta fuzja wywoływała. Rozumiem, że podjęto decyzję biznesową, a sam projekt obserwacji w x-kom AGO jest sensowny. Nie widzę powodu, dla którego miałbym wówczas coś sabotować, a większość moich potencjalnych wypowiedzi mogłaby być tak odbierana.

Naprawdę uważam, że te testy to dobry ruch ze strony Jastrzębi. Nie mi oceniać ich wykonanie, bo nie wiem, jak przebiegały one od środka, śledziłem je tylko z zewnątrz. Z jakichś powodów np. jedqr czy Crityourface ostatecznie jednak zrezygnowali, a finalna szóstka została wybrana głównie dlatego, że tylko ci gracze pozostali częścią projektu. Z mojego punktu widzenia to dosyć dziwne, bo wiem, jakie warunki AGO potrafi zaoferować.

Wracając do pytania, nie ukrywam się w cieniu. Wszyscy administratorzy czy organizatorzy wiedzą, że jestem obecnie odpowiedzialny za dywizję CS:GO iHG. W planach mam jednak przejście do strefy bardziej biznesowej. Nie będę już menedżerem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, bo to bardzo czasochłonna funkcja, a w otoczeniu iHG są osoby, które mogą ją przejąć. Wydaje mi się, że moje kompetencje poszybowały w nieco inną stronę, związaną raczej z biznesem oraz marketingiem.

Osobiście szkolę jedną z osób zatrudnionych w Illuminar, by stała się moim następcą. Ta osoba znajduje się już na wszystkich grupach menedżerskich, Discordach czy Skype'ach; przekazałem jej wszystkie potrzebne informacje. To trochę potrwa, ale nie ukrywam, że nie kładziemy na to bardzo dużego nacisku. Myślę, że chłopakami bezpośrednio będę opiekował się jeszcze tylko rok, a może nawet pół roku. Gdy upewnię się już, że mój zmiennik jest wystarczająco dobrze wyszkolony, będę oddawał mu coraz więcej obowiązków.

Sądzę, że w przyszłości w samym Illuminar będę się zajmować tylko aspektem związanym z udziałem w turniejach, bo posiadam rozległe znajomości w tym obszarze. Potrafię praktycznie wszędzie wywalczyć zaproszenie, co widać po naszych ostatnich rozgrywkach – jako jedyni Polacy gramy w European Champions Cup, bierzemy udział we wszystkich turniejach organizowanych przez UCC, z którym utrzymujemy dobre relacje. Mamy co grać, mamy czym zapełnić kalendarz. Udało się również zdobyć zaproszenie do drugiego sezonu United Masters League, czy też WePlay! Forge of Masters, z pulami o wysokości odpowiednio 150 000 dolarów i 100 000 dolarów.

Docelowo nie będę w strukturach Illuminar na pełny etat, bo jestem w trakcie tworzenia i otwierania agencji marketingu esportowego (TEAMPLAY – przyp. red.) zajmującej się niekoniecznie produktami takimi jak turnieje, a raczej strategią dla marek. Chcemy wykorzystywać związane z esportem elementy rynku do różnego rodzaju kampanii dla marek endemicznych, jak również i nieendemicznych.

fot. Games Clash Masters/Michał Konkol

Skoro poruszyliśmy już temat TEAMPLAY – to twój autorski projekt czy może zaangażowany jest w niego również ktoś inny?

Obecnie zaangażowanych jest dwanaście osób – w tej grupie znajdują się ludzie związani z esportem, ale jej większość tworzą osoby zaznajomione z marketingiem. Naszym celem jest przede wszystkim edukacja rynku – przeprowadziliśmy wiele warsztatów dla marek, sporo też nauczyliśmy się od siebie nawzajem. Na razie nie zdradzam jednak jeszcze imion i nazwisk. Myślę, że w ciągu kilku tygodni wszystko zostanie ujawnione.

Zatem jeszcze w tym roku oficjalnie otwieracie działalność.

Tak, choć właściwie to już zaczęliśmy działać. Rozmawiamy z różnego rodzaju firmami oraz podmiotami, czekając na uprawomocnienie całej inicjatywy. Powstała już spółka, którą musimy teraz odpowiednio podzielić, stworzyć struktury wewnętrzne i zatrudnić sporo osób. Docelowo chcemy, by nasza agencja nie zrzeszała tylko dziesięciu osób – celujemy w zatrudnianie kilkudziesięciu pracowników po upływie dwóch lat.

W takim razie przypuszczam, iż w esporcie istnieje spora przestrzeń na właśnie takie przedsięwzięcia. W Polsce pojawiły się eMine.pro czy Knacks, ale z tego, co rozumiem, TEAMPLAY nie ma być kolejną agencją przeznaczoną głównie dla graczy czy influencerów.

eMine.pro czy Knacks to firmy zajmujące się opieką nad graczami tudzież pomocą przy projektach takich jak piratesports. Opiekują się pojedynczymi podmiotami, pod które podpinają marki. Ja mówię o czymś bardziej uniwersalnym, gdzie mamy markę, która wchodzi w kilka produktów, a my tworzymy dla niej sensowną, autentyczną kampanię. Jeżeli za naszym pośrednictwem dany klient łączony jest np. z turniejem, to dodatkowo przygotowujemy szereg innych aktywności, dzięki którym pojawienie się tej marki w tym określonym miejscu jest logiczne i sensowne. Można znaleźć wiele przykładów kampanii, których celem było tylko i wyłącznie wyciągnięcie pieniędzy od marek, a nie ich wypromowanie. Zasięgi zasięgami, ale ważne są też inne elementy. Nie traktujemy siebie jako konkurencji dla eMine.pro czy Knacks, będziemy z nimi współpracować, bo wyrażone zostały już takie chęci. Mamy bardzo dobry kontakt z Krzysztofem Kubickim, który opiekuje się np. innocentem, czyli graczem Illuminar.

Wróćmy więc właśnie do zawodników iHG, którymi zajmujesz się już od dłuższego czasu. Dlaczego wasza współpraca układa się tak dobrze?

Po pierwsze chłopaki są bardzo zmotywowani, chcą wygrywać i się rozwijać. Moją rolą jest zapewnienie im wszystkiego, co jest do tego potrzebne. Oczywiście odrzucenie przez zawodników zaproszenia na testy w x-kom AGO było tylko i wyłącznie ich decyzją. Wspólnie przeanalizowali swoją sytuację, ja zadałem im szereg pytań związanych z moimi przemyśleniami. Powiedziałem drużynie, iż moim zdaniem w ciągu miesiąca czy dwóch na pewno znajdzie ona nową organizację, jeżeli będzie w stanie jako jedność przetrwać ten okres.

Gracze postanowili zostać razem, a przy dołączeniu do testów z góry było założone, że zostanie z nich tylko trójka. Tu wyszła niewiedza AGO na temat zawodników, których chcieli pozyskać, gdyż reatz i innocent już dawno temu sygnalizowali, że najważniejsza jest dla nich wspólna gra i żadne pieniądze tego nie zmienią. To braterstwo przełożyło się też na cały skład, który postanowił zostać razem. Identyczną decyzję podjęli również Krzysztof Pogan i Dawid Sosnowski oraz reszta sztabu, którzy uznali, że – nieważne w jakiej organizacji – wszyscy dalej będą tworzyć jedną esportową rodzinę.

Ja zostałem przy ekipie, bo nie miała ona wtedy trenera i byłem jedyną osobą kontaktującą się z adminami czy organizatorami. Przygotowanie terminarza było dla mnie czymś naturalnym. Przez pewien czas nie chwaliłem się tym, tak naprawdę nadal oficjalnie nie przedstawiłem swojej sytuacji – robię to właśnie tym wywiadem.

fot. Games Clash Masters/Maciej Kołek

Pamiętam jeden z dawnych wpisów, w którym przyznałeś, iż x-kom gwarantuje drużynie naprawdę dobre warunki połączone jednak z niemałymi oczekiwaniami. Jakie podejście mają włodarze Illuminar?

W x-komie istniała pewna presja, jeśli chodzi o wyniki. Organizacja zapewniała potrzebne bootcampy czy chociażby komputery, choć nie wszystko działało tak sprawnie, jakbym sobie tego życzył. W esporcie niezbędna jest elastyczność, szybkość podejmowania decyzji, a ja często musiałem o coś walczyć.

Illuminar na samym początku dało chłopakom wszystko, czego chcieli. Satysfakcjonujące kontrakty, możliwość bootcampowania, dwutygodniowy urlop na zresetowanie się po odejściu z x-komu – iHG wykonało szereg tego rodzaju gestów w celu zapewnienia graczom jak największego komfortu. Zawodnicy aktywnie uczestniczyli na przykład w wyborze koszulek, nie byli na żadnej płaszczyźnie do czegoś zmuszani.

W Illuminar lepsza jest również komunikacja – nie mamy do czynienia z firmą zatrudniającą 3000 osób podzieloną na wiele działów walczących ze sobą o jakieś szczegóły, KPI, wyniki kwartalne. Tutaj, gdy zostanie podjęta decyzja, że coś musi być zrobione np. przez grafików, menedżerów czy kogokolwiek innego, to natychmiast jest to robione. iHG skupia się w końcu na esporcie; x-kom kładł duży nacisk na promocję i sprzedaż produktów, a my jako x-kom team byliśmy odnogą marketingową, która miała być właśnie wykorzystywana do napędzania sprzedaży.

W Illuminar jest inaczej. Dla nas ważne jest zapewnienie chłopakom wszystkiego, co potrzebne do osiągania sukcesów sportowych. Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę – na stanowiskach graczy panuje ogromny chłód, więc pozwoliliśmy im grać w swoich bluzach, bo te illuminarowe ze względów logistycznych jeszcze niestety do nas nie dotarły. Wszyscy nasi partnerzy wykazali się zrozumieniem, a często zdarza się przecież tak, że identyczne sytuacje są problemem dla firm wymagających ciągłego promowania ich produktów.

Illuminar daje również ekipie większe pole do popisu pod względem medialnym. Wydaje mi się, że już po tych kilku tygodniach można zauważyć pewien postęp w kwestii np. wizerunku i aktywności graczy w social media. Doświadczenia iHG chociażby z LoL-a na pewno się przydają.

Illuminar ma już pięć lat i jest oficjalnie najstarszą istniejącą organizacją w Polsce – pierwsze mecze iHG rozgrywane były jeszcze w 2014 roku. Mamy więc całą rzeszę fanów, którzy wspierają nas niezależnie od dywizji. Widać to poprzez aktywność czy komentarze na różnych profilach social mediowych – dzięki temu Krzysiek Pogan ma dużo więcej pracy, ale też dużo więcej możliwości. Gdy nikt nie odpisuje na twoje posty, to co możesz zrobić? Tutaj faktycznie można wejść w interakcje z kibicami, organizować konkursy potęgujące zasięg.

Illuminar daje pole do rozwoju na tej płaszczyźnie, ale nie ukrywajmy, że organizacja nigdy nie miała wielu fanów wywodzących się z CS-a. Mówimy więc o działaniach obopólnych – iHG jest promowane w gronie osób lubiących tylko CS-a i dzięki temu też wiele zyskuje. Tak czy inaczej, uważam jednak, że wszyscy są zadowoleni z tej współpracy.

fot. Games Clash Masters/Maciej Kołek

Temat Illuminar na razie odłóżmy na bok i wróćmy do wydarzeń z przełomu czerwca i lipca. O planach włodarzy x-komu i AGO dowiedziałeś się od jednego z dziennikarzy dzień przed ich oficjalnym ogłoszeniem – nazajutrz i ty i gracze mieliście spotkać się z zarządem x-kom teamu o 11, a zaledwie godzinę później cały świat miał dowiedzieć się o fuzji.

Tak, o wszystkim poinformował mnie jeden z dziennikarzy, ale wtedy nie dało się już nic zrobić. Wszystkie decyzje zapadły, a my mogliśmy tylko czekać na to, co się miało wydarzyć. Nie było pola do negocjacji i rozmów. W Częstochowie porozmawiałem z Michałem Świerczewskim, pożegnaliśmy się, a przed wyjściem zamknęliśmy jeszcze pewne sprawy, które należało zakończyć.

Moim zdaniem jedyną złą rzeczą przy tej fuzji była kwestia slotów traconych przez mój zespół. Zostałem poinformowany, że AGO przejmuje wszystkie kompetencje związane z chłopakami i ich turniejami, a ja mam się nie wtrącać. Nagle okazało się, że AGO miało zostać ukarane przez UCC za nieprzystąpienie do meczu. Moi gracze dzień później też chcieli rozegrać swoje spotkanie w tych samych rozgrywkach, lecz dostali zakaz ze strony managementu AGO. Ktoś po stronie AGO w ogóle nie zwrócił uwagi na to, w jakich turniejach nasza drużyna miała zapewnione występy. Tu wbiję szpilę, bo podczas tylu miesięcy przygotowań był czas na zajęcie się takimi kwestiami. Mój dobry przyjaciel, jeden z adminów, pokazał mi screeny, na których działacze AGO wręcz oczerniają mnie, zrzucając na mnie winę. Czuję pewną urazę do Macieja Opielskiego, który próbował bronić się przed karami, zasłaniając się moim nazwiskiem czy nickiem i twierdząc, że to ja nie dopełniłem formalności w sprawie tych turniejów.

Najbardziej musiała zaboleć utrata miejsca na GG League.

W tej sprawie istniał znacznie szerszy problem niż ten, który został opisany w mediach. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy doszło do publicznej konfrontacji organizatorów z przedstawicielami AGO – prawda moim zdaniem leży pośrodku. Faktem jest to, że organizatorzy mieli kontaktować się bezpośrednio ze mną, a tego nie zrobili. W całym tym zamieszaniu nie zadzwonili, nie zapytali się, o co chodzi. Ja wciąż byłem wtedy reprezentantem x-komu według ich wiedzy; nigdzie nie zostało jeszcze ogłoszone, że już nie zajmuję się tym tematem.

W pierwszej kolejności trzeba było do mnie zadzwonić, zapytać "Mateusz, co się dzieje?". GG League słusznie poczuło się urażone, że nikt ich nie uprzedził, ale jako organizatorzy turnieju powinni byli się ze mną skontaktować. Tego niestety nie zrobili, zaprosili Virtus.pro. Fuzję ogłoszono o 12, a pierwszy kontakt z nimi miałem dopiero o 16, gdy wszystko zostało już ustalone. Gdy dowiedzieliśmy się, że chłopaki tracą tego slota, nie było czego odkręcać. Wyszliby na niepoważnych zapraszając Virtus.pro, a później cofając decyzję. Nasz skład faktycznie został tym najbardziej skrzywdzony, szczególnie że x-kom team wygrał poprzednią edycję tych zmagań.

Tak potężne przedsięwzięcie jak fuzja dwóch organizacji ze ścisłej krajowej czołówki musiało być przygotowywane przez dłuższy czas. Uważasz, że komuś zabrakło tutaj ludzkiego podejścia do tematu? W końcu z dnia na dzień pracę straciła spora grupa osób – oczywiście takie rzeczy zdarzają się, ale na pewno można było całą sprawę załatwić lepiej.

Oczywiście, że tak. Niestety uznano, że nie powinno się ze mną w tej sprawie rozmawiać. Dowiedziałem się za późno i dlatego wszystkie te sloty w turniejach zostały stracone. Mogliśmy dogadać się wcześniej. Zrozumiałbym, gdyby powiedziano mi, jak wygląda sytuacja. Nie mam problemu ze znalezieniem pracy w esporcie, nie sprawiałbym problemów. A właśnie tego z jakiegoś powodu się obawiano, nie doceniając mojej lojalności i tego, jak zaangażowałem się w ten projekt. Przetrawienie tego zajęło mi wiele czasu, bo dużo serca włożyłem w x-kom team, co wie tak naprawdę tylko kilka osób, które nie ugrzęzły w korporacyjnych procedurach czy emailach. Irytowałem się wszystkimi niedogodnościami związanymi z tym, że byliśmy częścią dużej korporacji. Starałem się walczyć, by te sportowe wyniki przyszły, ale pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć ani przyspieszyć.

fot. Games Clash Masters/Michał Konkol

Gdy społeczność dyskutowała na temat sposobu przekazania informacji o fuzji pracownikom x-komu, krytyka spadła głównie na włodarzy AGO, którzy, mam wrażenie, nieco niepotrzebnie wysunęli się przed szereg w mediach społecznościowych. Odpowiedzialność w teorii powinna spoczywać głównie na waszych ówczesnych pracodawcach.

Tak, zdecydowanie masz rację. x-kom powinien był zająć się swoją stroną fuzji, a AGO swoją. W social mediach rzeczywiście padło wiele dziwnych wypowiedzi, ja jednak odebrałem to w następujący sposób: zapraszając do siebie tak dużego partnera jak x-kom powinno się mieć wszystko perfekcyjnie przygotowane. Mimo świetnej koncepcji nie udało się tego wykonać; między innymi przez błędy notorycznie popełniane przez AGO związane z social mediami. Pewne rzeczy regularnie się powtarzają i wtedy też tak się stało. Niestety, gdy nie zwraca się uwagę na zdanie swojej społeczności, to nie uda się zbudować z nią więzi.

Czy jest coś, czego nauczyło cię całe to zamieszanie związane z fuzją x-komu i AGO?

Tak. Jeżeli kiedykolwiek będę związany z organizacją, to na pewno nie będę osobą, która ma nad sobą przełożonego w kwestii najważniejszych, kluczowych decyzji. Tak jest teraz w sekcji CS-a w Illuminar. Istnieje porozumienie, zgodnie z którym – zarówno w sprawach sportowych, jak i biznesowych – ja zawsze muszę zaakceptować każdy ruch. Przykładowo chodzi chociażby o występ ekipy na danym turnieju czy podpięcie pod zespół danego sponsora.

Moim błędem we wszystkich ostatnich projektach było nieustalenie odpowiednich granic oraz obszarów decyzyjności z moimi zwierzchnikami. Nie miałem stricte określonego budżetu, w którym powinienem się zmieścić. Nie miałem wokół siebie osób pragnących zaangażować się w operację. W x-komie nie brakowało kompetencji związanych z prowadzeniem organizacji, ale zajmowały się tym osoby z doskoku. Nie był wykorzystywany pełen potencjał projektu, podobnie zresztą jak miało to miejsce w Izako Boars czy nawet AGO – na etapie, gdy z niego odchodziłem.

Nigdy nie byłem w pełni decyzyjną osobą, a teraz nieco się to zmieniło. Myślę, że dzięki temu zawodnicy mogą czuć się bezpieczniej, a ja i tak będę powoli dryfować w stronę mojej agencji. Sądzę, że ten transfer będzie następował na przestrzeni następnego roku. W TEAMPLAY są osoby, z którymi dzielę wspólną wizję, wspólnie podejmujemy decyzje, więc nie mam się czym martwić.

Zaczęliśmy rozmowę od Illuminar, więc skończmy ją również na Illuminar. Po kilkumiesięcznej przerwie do drużyny powrócił IMD. Maczałeś w tym palce?

Wydaje mi się, że Adrianowi skończył się kontrakt w PACT. oskarish poprosił mnie o ten transfer. Oni są bliskimi kolegami, bardzo dużo ze sobą pracowali, gdy byli razem w x-komie, więc gdy tylko dotarła do mnie informacja, że mamy budżet na Adriana, to ściągnięcie go na pokład było kwestią kilku rozmów.

Przełamanie na Games Clash Masters przyszło chyba w najlepszym możliwym momencie. Po wakacjach z formą zespołu nie było co prawda źle, ale zawsze brakowało wykończenia w decydujących momentach internetowych spotkań. Niedługo ruszają ESL Mistrzostwa Polski, przed iHG prawie cały sezon w ESEA MDL – nadchodzą lepsze czasy?

Przed przerwą gracze byli bardzo wyluzowani, potrafili zaryzykować. Wiedzieli, że zbliżają się wakacje, więc do spotkań podchodzili z pewnym dystansem. To dało nam dużo zwycięstw, bo tuż po dołączeniu do Illuminar był taki okres, w którym wygrywaliśmy wszystko. Potem zaczął się odpoczynek, a przełożony o 40 dni mecz finałowy z Tricked w Summer Smash wybił nas nieco z rytmu, bo część chłopaków przez dwa tygodnie w ogóle nie dotykała przecież klawiatury czy myszki. Myślę, że po powrocie po prostu potrzebowali dłuższego czasu, by znów zgrać się na zadowalającym poziomie. Pracowaliśmy głównie nad fundamentami – komunikacją czy podejmowaniem decyzji – bo strzelecko jest dobrze. Po tych sześciu tygodniach w końcu udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym chcieliśmy być, ale to oczywiście tylko początek drogi. Chcemy piąć się jeszcze wyżej i mamy do tego wszelkie możliwości.


Śledź rozmówcę na Twitterze oraz FacebookuMateusz "Sówek" Kowalczyk
Śledź autora wywiadu na Twitterze – Marcin Gabren