Obecnie czuję, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, by wygrać jeden mecz albo chociaż jedną rundę. W dotychczasowych spotkaniach popełniłem sporo błędów i wiem, że reszta chłopaków też popełniła ich sporo. Musimy jednak się podnieść, głównie pod względem indywidualnym – mówił na początku listopada Lukas "gla1ve" Rossander. W tamtym momencie prowadzący i jego koledzy byli kompletnie rozbici po fatalnym starcie w BLAST Pro Series Copenhagen 2019. Duńczycy najpierw zostali rozgromieni 2:16 przez FaZe Clan, a potem polegli 7:16 z Ninjas in Pyjamas. To wydawało się nieprawdopodobne, ale tak faktycznie było – Astralis kompletnie siebie nie przypominało, co nie było dobrym prognostykiem przed nadchodzącym Intel Extreme Masters Beijing-Haidian 2019. Zwłaszcza że na pekińskiej imprezie miało pojawić się kilku innych potencjalnych faworytów.

Problem w tym, że ci niby przyjechali, ale tak jakby ich nie było. Weźmy takie Evil Geniuses, czyli liderów rankingu HLTV – dwie szybko porażki i było po nich. – Nie byliśmy odpowiednio dobrzy. Musimy popracować nad wieloma błędami i przygotować się przed kolejnymi turniejami – nie krył rozczarowania po eliminacji w fazie grupowej lider EG, Peter "stanislaw" Jarguz. – Nie będziemy szczęśliwi, gdy będziemy odpadać w fazie grupowej, ale jednocześnie traktujemy te turnieje jako etap przygotowań do 2020 roku – próbował z kolei szukać wymówek Miikka "suNny" Kemppi, którego transfer w najmniejszym nawet stopniu nie uzdrowił ENCE. Nawet FaZe Clan, który przywiózł z Kopenhagi złoty medal, zawiódł i pozwolił rozgromić się w półfinale. Chociaż czy "rozgromić" to odpowiednie słowo? Cóż, trudno nazwać porażkę w stosunku 2:32 inaczej, nie używając przy okazji słów uważanych powszechnie za niecenzuralne. – Nie rozumiem, jakim cudem wszystko mogło pójść tak źle – zastanawiał się jeszcze po przegranej z Astralis Nikola "NiKo" Kovač.

Pamiętacie z dziecięcych lat komiksy z Asterixem i Obelixem? I to klasyczne już wprowadzenie: "Jest rok 50. przed naszą erą. Cała Galia została podbita przez Rzymian... Cała? Nie! Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Galów wciąż stawia opór najeźdźcom". Spokojnie możemy to przełożyć na pekińskiego IEM-a, który w całości został podbity przez Astralis. Cały? Nie! Jedna, jedyna drużyna, zamieszkała przez nieugiętych Złodziei wciąż stawia opór najeźdźcom. Chociaż z tym stawianiem oporu to może nie ma co szarżować, bo świeżo upieczeni reprezentanci 100 Thieves w stolicy Chin mieli już okazję mierzyć się z duńską nawałnicą, przegrywając wówczas boleśnie 0:2. – Popełniliśmy kilka błędów i ukarano nas za to – przyznał później Aaron "AZR" Ward. – Gdy ten zespół osiągnie swój maksymalny poziom, to gra przeciwko niemu jest przerażająca – wtórował mu Jay "Liazz" Tregillgas, nieświadomy faktu, że podczas zawodów będzie miał okazję, by jeszcze raz zmierzyć się ze swym strachem.

Tak czy inaczej, formacja z Antypodów już teraz może być z siebie zadowolona i określać swój debiut w nowych barwach jako udany. Także Matthew "Nadeshot" Haag, który według plotek wyłożył na wykup składu Renegades ponad dwa miliony dolarów, nie ma raczej powodów do narzekań. O 100 Thieves znowu jest głośno i to wreszcie na upragnionej scenie CS:GO, która dotychczas wydawała się dla Złodziei niedostępna. A przynajmniej takie wrażenie wywarła krótka, acz obfitująca w wydarzenia przygoda organizacji z brazylijskim składem na przełomie 2017 i 2018 roku. – Sądzę, że Counter-Strike posiada najbardziej oddanych fanów, jakich widziałem. Jest tu tak wiele historii, tak wiele opowieści, graczy i organizacji, którzy byli tu przed nami i przygotowali grunt pod niesamowitą grę esportową – komplementował tytuł Valve Nadeshot. I Amerykanin wreszcie dopiął swego, zabierając się do budowy ekipy od innej strony. Teraz jest spokój, jest atmosfera i na razie są wyniki. Wszak podopieczni Aleksandara "kassada" Trifunovicia kolejny już raz w ostatnich tygodniach pokazali się z dobrej strony, wywalczając chociażby status legendy na Majorze.

W Pekinie natomiast obaj uczestnicy wielkiego finału przeszli nieco inne drogi – trasa Astralis była prosta, pozbawiona wybojów czy też gwałtownych zakrętów, z kolei na tej, którą kroczyło 100 Thieves, trzeba było uważać, by nie wybić sobie zębów o Team Vitality, a w międzyczasie należało też otrzepać się po przegranej w fazie grupowej. Niemniej to wszystko nie będzie mieć już znaczenia w niedzielny poranek, bo wtedy wszyscy przystąpią do meczu z czystą kartą. Do meczu, którego stawką jest nie tylko czek o wartości 125 tysięcy dolarów, ale także bezpośrednia przepustka na Intel Extreme Masters Katowice 2020, czyli jeden z najbardziej prestiżowych turniejów na całej scenie. – To będzie trudny pojedynek, bo nie mają oni nic do stracenia. To dla nich pierwszy tak wielki finał i ciekawie będzie zobaczyć, jak poradzą sobie z presją. Graliśmy z nimi już w grupie i wtedy było dość łatwo, ale spotkania finałowe to coś zupełnie innego – przyznał zapytany o najbliższego rywala Emil "Magisk" Reif. I trudno nie oddać Duńczykowi racji – pytanie tylko, czy tym razem wygra skandynawska mistrzowska rutyna, czy też nieobyta jeszcze na salonach furia rodem z Antypodów.


Wielki finał Intel Extreme Masters Beijing-Haidian 2019, w którym wystąpią Astralis oraz 100 Thieves, rozpocznie się o godzinie 8:30 polskiego czasu i rozegrany zostanie z zastosowaniem formatu BO5. Spotkanie to wraz z polskim komentarzem obejrzeć będzie można w ESL.TV Polska. Po więcej informacji na temat zawodów zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po naciśnięciu na poniższy baner.