– Już nie będzie polskiego Virtus.pro na następnych turniejach. Pożegnanie polskiego Virtus.pro z rosyjską organizacją… Wiele sukcesów: jeden wygrany Major, jeden srebrny medal, kilka brązowych. Sześć lat startów. Fenomen esportowy – tak mogłaby brzmieć esportowa wersja legendarnego już monologu Włodzimierza Szaranowicza po tym, jak rosyjska organizacja oficjalnie pożegnała polski skład CS:GO, angażując w jego miejsce zawodników AVANGAR.
Na taki ruch zdążyliśmy się już psychicznie przygotować, wszak pierwsze doniesienia w tej sprawie trafiły do sieci już jakiś czas temu. Rodzimi kibice unikali myślenia o tym wydarzeniu jak ognia, ale chyba każdy średnio zorientowany na scenie odbiorca zdawał sobie sprawę z tego, że jest ono nieuchronne. Roman Dvoryankin okazał się człowiekiem o wielkiej cierpliwości, bo któż inny przez dwa lata tolerowałby rezultaty znacznie poniżej oczekiwań? Śmiem twierdzić, że w każdej innej organizacji Polacy nie wytrzymaliby tak długo, zwłaszcza że liczne roszady kadrowe owocowały co najwyżej krótkotrwałą poprawą gry, w której wierni sympatycy upatrywali nadziei na przyszłość.
Teraz Niedźwiedzie wracają do swoich korzeni, czyli do regionu CIS. Zanim na początku 2014 roku organizacja zgłosiła się po pozostających bez pracodawcy polskich graczy, to próbowała wojować scenę właśnie wschodnioeuropejskim składem, w którym znajdowali się chociażby Kirill "ANGE1" Karasiow, Mikhail "Dosia" Stolyarov czy Dauren "AdreN" Kystaubayev. Nie licząc CS:GO, największe sukcesy VP były zasługą dywizji Doty 2, którą również tworzyli zawodnicy pochodzący ze Wspólnoty Niepodległych Państw. Można było zatem przypuszczać, że w razie rezygnacji z naszych rodaków Virtusi będą chcieli nawiązać do swojej historii i raz jeszcze spojrzą na wschód kontynentu.
Padło na graczy reprezentujących do tej pory AVANGAR, którzy, pomijając Natus Vincere, są najwyżej notowaną piątką w strefie CIS. Ruch organizacji spotkał się z nadzwyczaj dużym entuzjazmem, rzekłbym hurraoptymizmem, szczególnie ze strony zagranicznych liderów opinii. Przeglądając wiadomości w mediach społecznościowych po porannym ogłoszeniu, miałem wrażenie, jakby VP ściągało do siebie formację z minimum czołowej trójki na świecie. O ile jestem w stanie zgodzić się z tym, że zmiany wyjdą Niedźwiedziom na dobre, że są one nawet odrobinę spóźnione, tak robienie z podopiecznych Dastana "dastana" Akbayeva gigantów międzynarodowej sceny jest więcej niż sztucznym zabiegiem.
Dzhami "Jame" Ali i kompani póki co jadą na sukcesie z Berlina. Na razie nie dostarczyli nam żadnych argumentów świadczących o tym, że nie podzielą pomajorowych losów Gambit Esports. Broń Boże nie zamierzam nikomu wmawiać, że lepiej było dać kolejną (pogubiłem się w rachubie, wybaczcie) szansę Polakom niż sięgnąć po piętnastą ekipę globu, natomiast patrzmy na sytuację jak najbardziej obiektywnie, bez nieuzasadnionej idealizacji. Po turnieju w Berlinie nikt nie wymagał od AVANGAR utrzymania tak wysokiego poziomu, było jasne, że finał był wynikiem zdecydowanie ponad stan. Niemniej jednak formacja nie radziła sobie z zespołami w swoim zasięgu, co stanowi jednak niepokojący sygnał.
Finaliści Majora przez przynajmniej jeden sezon będą musieli kisić się na zapleczu ESL Pro League, podczas gdy wśród najlepszych znalazło się rywalizujące z nimi w regionie forZe. W półfinale DreamHack Open Rotterdam AVANGAR uległo CR4ZY, które pod koniec września sprzedało dwóch swoich graczy. Mi to osobiście nie wygląda na drużynę mającą zapewnić Virtus.pro miejsca w strefach medalowych ważnych imprez. Swoją drogą wykupienie składu nie należało do najtańszych zachcianek włodarzy organizacji, ponieważ według płotek trzeba było za niego wyłożyć ponad milion dolarów. Można kwestionować, czy są to pieniądze adekwatne do sportowego potencjału nowych członków Niedźwiedzi.
Z ex-AVANGAR jest trochę jak z dziewczyną z Tindera. Na zdjęciach wygląda świetnie, ale gdy już dojdzie do spotkania na żywo, to w naszej głowie kłębią się myśli, że jednak nieco inaczej sobie ją wyobrażaliśmy. Z całą pewnością nie jest to ekipa tak dobra, za jaką część społeczności ją postrzega, ale powinna dać organizacji więcej pociechy, niż nadwiślańskie składy od lutego 2018 roku. Jak zwykle czas dostarczy nam odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania.