Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się – przynajmniej w najbliższej przyszłości nie będzie polskiego Virtus.pro, co nie oznacza jednak, że skład Janusza "Snaxa" Pogorzelskiego powiedział ostatnie słowo. Oczywiście pod warunkiem, że nie rozpadnie się na kilka drobnych części.

W dyskusjach na temat Snaxa i spółki często przejawiały się opinie, że największym problemem ekipy jest samo reprezentowanie tak rozpoznawalnej marki w świecie esportu. Teraz organizacji stojącej za podopiecznymi Jakuba "kubena" Gurczyńskiego już nie ma, więc i grać powinno się teoretycznie łatwiej. Rodzi się jednak pytanie, czy nierówna dyspozycja naszych rodaków była następstwem właśnie dodatkowej presji wynikającej z nazwy Virtus.pro, czy też skład było najzwyczajniej w świecie stać na, w najlepszym razie, kilka przebłysków i nie powinniśmy od niego wymagać niczego więcej. Od tej kwestii uzależniałbym przyszłe losy najwyżej sklasyfikowanej rodzimej piątki w rankingu HLTV.

Bo jeśli ma to być drużyna na miarę maksymalnie czołowej trzydziestki na świecie, to szczerze zastanowiłbym się nad sensem dalszej wspólnej gry. Nadal uważam, że to najlepiej wyważone zestawienie Niedźwiedzi, jakie mogliśmy oglądać od momentu rozstania z Wiktorem "TaZem" Wojtasem. Akurat tak się składa, że miałem przyjemność obserwować z wysokości trybun debiut ostatniego składu VP, który miał miejsce podczas finałów Polskiej Ligi Esportowej Wiosna w Warszawie. Nie bacząc na odbycie zaledwie kilku sesji treningowych z Tomaszem "phr-em" Wójcikiem, ekipa przeszła przez całą fazę pucharową (prawdę powiedziawszy średni wyczyn wobec obsady całego turnieju), a w finale ni stąd, ni zowąd, ograła faworyzowane Aristocracy.

Dlaczego przywołuje to wydarzenie? Wówczas na własne oczy zobaczyłem prawdziwy zespół. Zespół złożony z osób nadających na tych samych falach i uzupełniających się na mapie. To rzadkie zjawisko, szczególnie na naszym krajowym podwórku. Najczęściej klepie się formułki, że dana ekipa potrzebuje czasu na dotarcie się na serwerze, natomiast w większości przypadków uważam to za robienie dobrej miny do złej gry. W tych Virtusach z kolei coś zaskoczyło od pierwszego momentu, choć tak jak nadmieniłem wcześniej, poziom ćwierćfinałowych czy półfinałowych rywali nie rzucał na kolana. Niemniej trudno było sobie wymarzyć lepsze otwarcie drugiej połowy roku.

Połowy zdecydowanie bardziej przekonującej od pierwszej, ale standardowo niepozbawionej wpadek oraz zawodów. Patrząc na byłych reprezentantów rosyjskiej organizacji wyłącznie przez pryzmat V4 Future Sports Festival czy internetowych zmagań w ramach wybranych tygodni Esports Championship Series, to moglibyśmy dojść do zgoła innych przemyśleń, niż kierując się całością występów ex-Niedźwiedzi. Właśnie dlatego nie jestem w pełni przekonany, czy kontynuowanie gry w niezmienionym składzie jest najodpowiedniejszym rozwiązaniem dla zawodników. Z pewnością byłoby szkoda tego, co już udało się wypracować, ale może korzystniej będzie, jeśli każdy pójdzie w swoją stronę lub jednak dojdzie do jakichś zmian?

Prowadzenie Snaxa do mnie nie przemawia. Doceniam wysiłki 26-latka, ale według mnie nie jest stworzony do roli lidera i mógłby przydać się formacji na innej pozycji. Rzecz w tym, że Polska cierpi na brak klasowych in-game leaderów, stąd nie jestem nawet w stanie zaproponować żadnego alternatywnego nazwiska. Niejasna jest również przyszłość Michała "snatchiego" Rudzkiego, który swoją wiadomością w mediach społecznościowych zasugerował, że być może poszuka szczęścia w innym miejscu. Bezdyskusyjnie potencjał na grę za granicą ma także Michał "MICHU" Müller, lecz dawny członek Teamu Kinguin musiałby najpierw doszlifować komunikację w języku angielskim. Zupełnie nie widziałbym w tym zespole Pawła "dychy" Dychy. Rzecz jasna nie z powodu umiejętności, bo te dycha posiada ponadprzeciętne w skali europejskiej, ale ze względu na konflikt ról. 22-latek to kolejny kreatywny gracz, któremu trzeba stworzyć miejsce.

Nie warto powielać błędów z przeszłości, gdy Paweł "byali" Bieliński nie był zadowolony ze swoich statystyk i ostatecznie z własnej inicjatywy odszedł z ekipy. Przy drużynie pojawiło się kilka znaków zapytania – o tym, co się za nimi kryje, dowiemy się zapewne jeszcze przed świętami lub w okolicach nowego roku. Na koniec dnia to decyzje poszczególnych strzelców, również tych grających teraz jako ARCY, będą kluczowe w kontekście wyglądu tworu, równającego się spuściźnie po dawnym Virtus.pro. Gdyby to ode mnie zależało, to zbudowałbym piątkę wokół MICHA, snatchiego oraz Arka "Vegiego" Nawojskiego i dokooptował do nich dwóch nowych graczy.


Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.

 Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik