O obecnej sytuacji polskiej sceny napisano już wiele. Wylano litry łez, zmarnowano wiele czasu na dysputy o przyczynach obecnego stanu rzeczy oraz na zastanowienia, jak mu przeciwdziałać. Na razie efektów brak – popadliśmy w przeciętność, przeplataną incydentalnymi sukcesami, które na chwilę rozmywają obraz sytuacji. Tak czy inaczej, nie mamy już żadnego przedstawiciela w światowej czołówce i powoli zadomawiamy się na pograniczu 2 i 3 tieru. W związku z tym wszystkim tylko kwestią czasu wydawał się moment, gdy co zdolniejsi zawodnicy z naszego kraju postanowią opuścić bezpieczne gniazdko i w poszukiwaniu szans na rozwój ruszą na zachód.

A przecież jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia. Polscy zawodnicy w zdecydowanej większości trzymali się polskich składów. Czy był to problem z językiem, czy też strach przed nowym, czy też wygodnictwo – trudno orzec. Fakty są jednak takie, że kiszenie się we własnym sosie nie wyszło nam na dobre, toteż trzeba się cieszyć, że trend powoli się zmienia, a rodzimi gracze coraz częściej starają się spełnić swój amerykański sen. Chociaż oczywiście niekoniecznie próbują tego w Ameryce. Tak czy inaczej, nim odejdziemy w bezsensowną dygresję, musimy sobie uświadomić, że wcześniejsze próby naszych rodaków za granicą miały przebieg co najwyżej słaby. Snax w mousesports? Wszyscy wiemy, jak ta przygoda się skończyła. NEO w FaZe? Weteran nie zbawił międzynarodowego składu i po rozczarowującym Majorze podziękowano mu za współpracę. A przecież mówimy tutaj o tych najbardziej doświadczonych i najbardziej utytułowanych z Polaków. Teoretycznych najlepszych z najlepszych, którzy jednak rzucili się z miejsca na głęboką wodę, by nagle uświadomić sobie, że przecież nie potrafią pływać. Chlubnym wyjątkiem jest tutaj innocent, ale i jego gwiazda zgasła równie szybko, jak rozbłysła.

Ale wszystko to nie zniechęciło nowych śmiałków, którzy uznali, że w naszym kraju już niczego więcej nie osiągną, już się bardziej nie rozwiną. Weźmy takiego NEEXA – w Izako Boars był bez wątpienia wyróżniającą się postacią, ale wszelkie problemy, z którymi ta drużyna się borykała, raczej nie pomogłyby mu w wejściu na wyższy poziom. Z kolei w krajowej czołówce nikt obecnie nie szuka nowego snajpera. Rozwiązanie? Przenosiny do SMASH Esports, gdzie będzie miał okazję grać pod okiem byłych reprezentantów m.in. Ninjas in Pyjamas i Windigo Gaming. Albo spójrzmy na TUDSONA, który w Polsce bardzo długo pozostawał w cieniu swojego brata, sorena, mając za sobą m.in. nieudane przygody w SEAL Esports czy też Pompa Teamie. Mimo to za granicą zdążył pokazać się z na tyle dobrej strony, że otrzymał angaż w słynnym Teamie Secret. A na tym może się nie skończyć, bo ostatnio sporo mówi się też o przyszłości dychy. Utalentowany gracz rozstał się niedawno z ARCY, a teraz według ostatnich plotek może zasilić szeregi przygotowującego się do walki o utrzymanie w ESL Pro League Sprout.

I z jednej strony niby smutno, bo wyjazd talentów oznacza, że spada poziom naszego podwórka, co w ostatecznym rozrachunku może jeszcze bardziej odbić się na poziomie rozgrywek i uniemożliwić stworzenie w pełni polskiego składu, który byłby zdolny do walki z najlepszymi. Z drugiej zaś już teraz mieliśmy z tym problem, może lepiej więc wypuścić tych najzdolniejszych, by nabywali nowych doświadczeń, nowych nawyków i po prostu stawali się lepsi. Oczywiście nie ma pewności, że faktycznie lepsi się staną, bo tego nikt nie może zagwarantować. Tak czy inaczej, jednak na obczyźnie szanse na to wydają się zdecydowanie większe niż w rodzimym piekiełku. Zresztą, w takim League of Legends na najwyższym poziomie dawno już porzucono koncepcję jednolitych narodowościowo zespołów, dopasowując do siebie zawodników pod kątem umiejętności czy użyteczności, a nie paszportu. Może więc scenę CS:GO czeka w końcu taka globalizacyjna rewolucja? Jeśli tak, to lepiej być na nią gotowym i posiadać już kilku zdolnych i obytych poza krajem. Kiedy jak nie teraz.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn