Wiosenny split League of Legends European Championship 2020 zaczyna się dosłownie za kilka godzin. Z tej okazji warto przyjrzeć się potencjalnej sile uczestników najważniejszych europejskich rozgrywek League of Legends. Od razu ostrzegam – nie będzie to typowy power ranking, w którym przewiduję ostateczne miejsca w tabeli, a raczej szacowanie mocy poszczególnych ekip. Składy uczestniczących organizacji podzieliłem na cztery grupy, w których każda będzie walczyła o podobne cele.

4. Może następnym razem? – FC Schalke 04, Misfits, SK Gaming

Niestety, każdy z tych składów ma więcej wad i niewiadomych aniżeli zalet i trudno szukać dla nich jakiegoś punktu zaczepienia, który pozwoliłby nawiązać równorzędną walkę z drużynami z wyższych kategorii.

Najlepiej z całej trójki na papierze prezentuje się FC Schalke 04. Sporo osób ucieszyło się na wieść o powrocie Konstantinosa-Napoleona "FORG1VENA" Tzortziou na największą europejską scenę. Moim zdaniem jednak Grek niesiony jest przez swoją legendę, a masowy widz w niepamięć puszcza kontrowersje, które Tzortziou przyciąga jak magnes. Jeżeli jednak ktoś ma być w tej drużynie kimś, kto pociągnie za uszy kolegów do góry, to właśnie on. Cała reszta składu bowiem prezentuje się dość nużąco. To miks graczy, którzy poniżej pewnego poziomu nie schodzą, ale nie oferują też niczego poza tym. Trudno mi wyobrazić sobie zawodników Schalke, którzy będą w stanie nadążyć za szalonym G2 czy nawet MAD Lions, a dobrze wiemy, co dzieje się w głowie greckiego marksmana, kiedy jego drużyna nie wygrywa.

Jak mówi przysłowie, "dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane". Wielkie plany Misfits o zeszłorocznym podboju Europy rozsypały się jak domek z kart praktycznie na samym początku. Próba złożenia super drużyny z głośnymi nazwiskami spaliła na panewce, w związku z czym teraz widzimy zupełnie inne Misfits. Misfits stawiające na graczy, którzy długo czekali na szansę wyrobienia sobie nazwiska. Jednak czy komukolwiek zadrżą kolana na dźwięk pseudonimu Dan Dan czy Febiven? Nie wydaje mi się. Do tego aktualny skład Misfits jest po prostu dość stary – większość zawodników jest już dawno po dwudziestym roku życia, a co za tym idzie, gracze są już ukształtowani i wiadomo, czego mniej więcej możemy się po nich spodziewać. Niestety, to za mało, by zawojować LEC.

Najsłabsze w całym zestawieniu jest według mnie SK Gaming. Cała drużyna była niesamowicie zależna od Oskara ,,Selfmade'a” Boderka, który w trakcie okienka transferowego pożegnał się z organizacją. Strata dotychczasowego dżunglera będzie dla tej formacji niezwykle dotkliwa, bo to on dyrygował drużyną, która bez niego jest zbiorem zawodników nieco zblazowanych, zmęczonych i bez polotu. Oczywiście, jest szansa, że Dino "LIMIT" Tot do spółki z Janikiem "Jenaxem" Bartelsem będą próbowali wejść w buty Polaka, ale mam wątpliwości, czy wystarczy im charyzmy.

3. Wojownicy fazy play-off – Excel Esports, MAD Lions, Team Vitality

Każda z tych drużyn posiada swoje mocne strony, jednak nie rzucają one na kolana w żadnym aspekcie. To solidne zespoły, z wyraźnie zarysowanymi wadami oraz zaletami, które walczyć będą o awans do fazy play-off.

Osobiście jestem dużym fanem nowego Excel, które wzmocnione kilkoma ciekawymi zawodnikami, takimi jak Tore "Tore" Hoel Eilertsen, będzie rozwijać się pod okiem Joey'a "YoungBucka" Steltenpoola. Widziałem, że sporo osób umieszcza tę formację w dole tabeli, ja jednak wierzę, że będzie ona czarnym koniem rozgrywek.

Tu dochodzimy do jednych z największych przegranych końca zeszłego roku. Jak to się stało, że tak potężne Vitality stało się karykaturą samego siebie? Kiedy jeden z najbardziej zuchwałych botlane'ów w Europie stracił jakikolwiek charakter? Dlaczego Daniele "Jizuke" di Mauro przestał być zagrożeniem dla rywali? Pytania można mnożyć, ale jedno jest pewne – najbliższy split Team Vitality powinien potraktować jako przestrzeń do znalezienia swojej nowej tożsamości, z zachowaniem pewnych elementów starej układanki, uzupełnionej o nowe puzzle.

Marazm Vitality przełamuje MAD Lions, będące energią w czystej postaci. Hiszpańska organizacja zajęła miejsce Splyce i w wir walki wrzuciła mnóstwo młodych, niedoświadczonych zawodników, którzy jednak osiągali sukcesy w EU Masters oraz w silnych ligach regionalnych (głównie w niemieckiej). Mało kto dobrze kojarzy nazwiska znajdujące się w składzie Lwów, ale gwarantuję wam, że ta ekipa dostarczy nam masy wrażeń.

2. Za słabi na mistrza, za mocni dla reszty – Rogue, Origen

Spodziewam się, że Rogue i Origen będą bić się o trzecie miejsce w naszym regionie i możliwość reprezentowania Starego Kontynentu w rozgrywkach międzykontynentalnych. Rogue wzmocniło najbardziej newralgiczny punkt swojego składu, jakim była pozycja strzelca i miejsce Pawła "Woolite'a" Pruskiego zajął Steven "Hans sama" Liv, jeden z lepszych europejskich graczy dolnej alei. Jedyną wątpliwością co do tego składu jest to, czy młodzi zawodnicy, którzy po fenomenalnej rundzie letniej zostali przez organizację zatrzymani, będą w stanie utrzymać swoją dotychczasową formę.

Z kolei Origen nie może być zadowolone ze swojego występu w ostatnim splicie LEC. O ile na wiosnę ekipa ta dotarła do wielkiego finału, to w drugiej połowie sezonu nawet nie zakwalifikowała się do fazy play-off. Nie dziwi więc fakt, że poszukała wzmocnień, zachowując przy tym trzon starego zespołu. Miejsce Patrika "Patrika" Jírů zajął Elias "Upset" Lipp, który w mojej opinii jest po prostu lepszą wersją poprzednika. Na bocie towarzyszyć mu będzie Mitchell "Destiny" Shaw, zawodnik wywodzący się z Australii, będący jedną wielką niewiadomą. Nie powinien on jednak przeszkodzić starej gwardii Origen w deklasowaniu rywali na górnej oraz środkowej alei. Wspomagać ich będzie ściągnięty ze Splyce Anrei "Xerxe" Dragomir, jeden z najbardziej innowacyjnych dżunglerów w Europie.

Obie te drużyny wydają się być nieco zbyt słabe, by rzucić wyzwanie ekipom z kategorii nr 1, i zbyt mocne dla drużyn z kategorii 3 i 4. To po prostu bardzo silne składy, mające swój określony styl, świetnie balansujące szaleństwo pojedynczych zawodników z chłodną kalkulacją w aspektach gry makro.

1. Ścisła czołówka – G2 Esports, Fnatic

Dwie najlepsze obecnie europejskie drużyny League of Legends nie musiały w trakcie okienka transferowego poprawiać zbyt dużo. Pod koniec zeszłego roku dość wyraźnie zarysowała się pewna granica, której nikt poza finalistami letniego splitu LEC nie był w stanie przekroczyć. Sporo drużyn mogłoby w takiej sytuacji osiąść na laurach, ale nie zdetronizowani królowie Europy oraz zajmujący ich miejsce hegemonowie z G2.

Wymiana Madsa "Broxaha" Brocka-Pedersena na Oskara "Selfmade'a" Boderka z pewnością wyjdzie Fnatic na dobre. Od dłuższego czasu drużyna ta szuka swojej nowej tożsamości i próbuje wykreować własny, unikalny styl. Obecność polskiego dżunglera zdecydowanie pomoże jej znaleźć nutkę szaleństwa, której zdawała się poszukiwać przez sporą część zeszłego roku. Dodatkowo nie do przecenienia będzie doświadczenie we współpracy Polaka z Timem "Nemesisem" Lipovšekiem. Obaj gracze świetnie wyglądali w hiszpańskim MAD Lions i teraz znowu będą wspólnie podbijać Summoner's Rift.

Naprzeciwko nich stanie Marcin "Jankos" Jankowski z powracającym na środkową aleję Luką "Perkzem" Perkoviciem. Reprezentować będą oni barwy aktualnych mistrzów Europy – G2 Esports, których jedynym znaczącym ruchem transferowym była zamiana roli pomiędzy strzelcem a midlanerem. Choć taka decyzja wydaje się być nieco ryzykowna, to ja jestem bardzo spokojny o tę drużynę. G2 stanowi monolit, a jedną cech graczy tej formacji jest to, że cały czas świetnie bawią się grą, znajdując coraz to ciekawsze rozwiązania i pomysły. Wielokrotnie też udowadniali, że dzięki niesamowitym umiejętnościom indywidualnym są w stanie nawet najbardziej kuriozalne koncepcje wykorzystać w stu procentach. A jeżeli nawet powinie im się noga, to będą mogli wrócić do przypisania pozycji, jakie widzieliśmy przez cały rok 2019, z Perkzem na bocie i Rasmusem "Capsem" Wintherem na midzie.

Obie te drużyny mają szczyt swoich możliwości wysoko ponad głowami reszty stawki. Oczywiście, pewnie w sezonie zasadniczym przegrają parę meczów, ale nie powinno to w żaden sposób rzutować na fazę play-off, w której będą rozdawać karty.


Zaczynający się dziś wiosenny split LEC z pewnością dostarczy nam mnóstwo dobrej zabawy i League of Legends na najwyższym poziomie. Znajdziemy tu wszystko, czego dusza zapragnie: powroty nieco zapomnianych zawodników, nowe twarze, starych wyjadaczy i mechanicznych geniuszy gry. Pierwsze spotkanie odbędzie się już o godzinie 18 pomiędzy G2 Esports a MAD Lions i wtedy okaże się, ile warte były wszelkie wyliczenia, prognozy, opinie. Pierwszy rok LEC znacznie rozbudził apetyty widzów, pora zatem przekonać się, czy nadal jesteśmy głodni.

Szczegółowe informacje na temat LEC 2020 Spring znajdziecie w naszej relacji tekstowej