– Kocham naszych zawodników jako ludzi, ale takie wyniki nie będą tolerowane. Jeżeli jesteś graczem z tier 1, który szuka możliwości nowego startu w najlepszym ośrodku na świecie, odezwij się do mnie. Zapłacę twoją kwotę odstępnego i dam ci największą pensję na świecie. Stwórzmy Juggernauta – tymi słowami Jason Lake, założyciel Complexity Gaming, skomentował występ swojej drużyny na berlińskim Majorze. Dodajmy, że występ mało chwalebny, bo zakończony zaledwie jednym zwycięstwem, aż trzema porażkami i szybką eliminacją. Wówczas jasne stało się, że coL czekają ogromne zmiany, nie było jednak jasne, kto będzie ich częścią. Tak czy inaczej, słowa Amerykanina kazały nam wypatrywać naprawdę dużych nazwisk.
Szybko okazało się jednak, że ten potworny Juggernaut, który miał straszyć wszystkich rywali, na papierze taki straszny nie jest. Ot zaangażowano RUSHA, który ostatnie tygodnie spędził na ławce rezerwowych Cloud9, a także blame'aF, k0nfiga i poizona, którzy byli oczywiście rozpoznawalni w Europie, ale nikt raczej nie nazwałby ich "graczami z tier 1". Zamiast tego otrzymaliśmy kolejny zespół-niewiadomą, który wedle wszelkich logicznych przewidywań nie rokował najlepiej i wydawał się jednym z pierwszych kandydatów do przeprowadzenia rychłych zmian. A niepowodzenia podczas eliminacji do Intel Extreme Masters Katowice czy też DreamHack Open w Lipsku i Anaheim tylko to potwierdzały – ten Juggernaut zbudowany jest co najwyżej z kiepskiej jakości tektury. W obliczu tego wszystkiego słowa Lake'a bardzo szybko zostały mu wypomniane, stając się swego rodzaju memem powtarzanym przy okazji każdej kolejnej wpadki zespołu z USA.
A potem nadeszło BLAST Premier Spring Series. W teorii kolejne zawody, które dla Complexity powinny zakończyć się szybkim oklepem i powrotem do domu. Nie mogło być przecież inaczej, skoro coL miało w grupie potężne Astralis, wicemistrzów ICE Challenge z Natus Vincere, a także Team Vitality, który straszył najlepszym zawodnikiem 2019 roku, Mathieu "ZywOo" Herbautem. Logicznym pytaniem wydawało się więc nie czy podopieczni keity wygrają jakiekolwiek spotkanie, ale czy będą w stanie zdobyć choćby jedną mapę. I cóż – byli. I to nawet nie jedną, bo ugrali ich aż cztery, po drodze pokonując 2:0 zarówno wspomniane Astralis, jak i Vitality. Co więcej, nie były to triumfy wymęczone, będące efektem szczęścia czy też lekceważącej postawy przeciwników. Complexity było po prostu lepsze i to zarówno pod względem drużynowym, jak i indywidualnym. W sytuacji, gdy jeden z członków ekipy zaniemógł, drugi zaraz go wspierał, nie było więc nadmiernego opierania się na formie jednego zawodnika. "Juggernaut" naprawdę stał się przerażający.
– Nie jesteśmy jeszcze Juggernautem, ale nie jesteśmy też już cholernym memem – nie krył radości Lake i miał ku temu pełne prawo. Oczywiście trudno wyciągać już teraz daleko idące wnioski i mówić, że oto na naszych oczach rodzi się nowy przedstawiciel czołówki, bo przecież należy pamiętać, że coL nadal ma wiele mankamentów, widocznych chociażby przy okazji eliminacji do europejskiego Minora. Przed ekipą jeszcze sporo pracy, ale BLAST jasno pokazał, że w składzie faktycznie drzemie jakiś potencjał. Że nie jest to losowa sklejka graczy, którzy dostali za oceanem warunki lepsze niż ktokolwiek dałby im w Europie. Że faktycznie z tego coś może być. Może nie Juggernaut, ale solidna drużyna zdolna do niespodzianek takich, jak te, które zafundowała nam w Londynie. Zwłaszcza że mamy do czynienia z dość młodym zespołem, którego średnia wieku wynosi niewiele ponad 21 lat.
Ta sytuacja powinna być też swego rodzaju zachętą dla Michała "MICHA" Müllera i jego kolegów z Teamu Envy, którzy obecnie muszą mierzyć się prawdopodobnie z podobnego rodzaju drwinami, jak wyglądało to w przypadku Complexity. Mamy przecież dowód na to, że niekoniecznie trzeba być Juggernautem, by zapewnić swoim kibicom chwile szczęścia. Można być po prostu Complexity. Albo, miejmy nadzieje, Envy.