Dziś startuje 11. odsłona ESL Pro League – najdłużej egzystującej ligi Counter-Strike'a na świecie, a zarazem mogącej pochwalić się największym prestiżem. Bieżący sezon miał być przełomowy, wszakże po raz pierwszy w historii EPL miał zrezygnować z podziału na regiony. Niestety, plany te, jak i wielu innych zmagań sportowych i esportowych pokrzyżowała niepewna sytuacja na świecie. Z uwagi na bezpieczeństwo zawodników, jak i obostrzenia przyjęte przez kraje, podjęto decyzję o rozegraniu turnieju online, z podziałem na Europę oraz Amerykę. Mimo że zmagania nie będą wyglądać tak, jak spodziewaliśmy się tego jeszcze kilkanaście dni wstecz, to głód rywalizacji każdej z drużyn, jak i pokaźna pula nagród, sprawiają, że na mecze w Pro Lidze czekamy nadal z niecierpliwością. Warto więc lepiej przyjrzeć się pierwszej z grup obecnego sezonu.
Grupa A jak Astralis
W ostatnich kilku, a może kilkunastu miesiącach na światowej scenie Counter-Strike'a nie ma drugiej tak stabilnej ekipy jak Astralis. Choć pierwsze półrocze 2019 roku należało do Teamu Liquid, to i tak duńscy gracze rzadko kiedy schodzili z turniejowego podium. W miarę przebiegu roku role zaczęły się odwracać, a podopieczni Danny'ego "zonica" Sørensena ponownie zaczęli prezentować to, do czego przyzwyczaili nas dużo, dużo wcześniej. Wygrany trzeci z rzędu Major CS:GO i powrót na fotel lidera rankingu HLTV potwierdziły, że mamy bezwzględnie do czynienia z najlepszą piątką w historii tej gry.
Formacja ze Skandynawii zawiodła jednak podczas Intel Extreme Masters Katowice 2020. No, powiedzmy, że zawiodła, bo ciężko mówić tak w przypadku dotarcia do półfinału jednej z najważniejszych imprez sezonu. Niemniej swoich, jak sądzę, oczekiwań nie spełniła, gdyż Astralis obchodzą raczej wyłącznie zwycięstwa. Tym bardziej w obliczu nieosiągnięcia tego celu w Katowicach obecni wiceliderzy światowego zestawienia na pewno mają chrapkę na wygrywanie i potwierdzenie, że występ na Górnym Śląsku to tylko delikatny wypadek przy pracy. I bez wątpienia są zdecydowanymi faworytami w zbiorze oznaczonym literką A. Problemem Duńczyków może być jednak gra online, z którą już długi czas nie mieli żadnej styczności. Czas pokaże, w jakim stopniu oddziaływać będzie to na tak doświadczonych graczy.
Opozycja silniejsza niż w sejmie?
Choć, jak zdążyliśmy już zauważyć, Astralis wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ma największe szanse na triumf w swojej grupie i bezpośredni awans do drugiej fazy turnieju, to nie należy zapominać o pozostałych uczestnikach tego przedstawienia. A opozycja w stosunku do duńskiego superteamu jest całkiem solidna – choć bez wątpienia bardzo nieprzewidywalna. W pierwszym z koszyków zobaczymy przecież dwie drużyny ze skraju pierwszej i drugiej dziesiątki rankingu. Mowa tu o plasującym się na 10. miejscu Teamie Vitality oraz będącym jedno oczko niżej Ninjas in Pyjamas. Dyspozycja francuskiej piątki to jednak spora niewiadoma – zespół niedawno rozstał się przecież ze swoim prowadzącym, Alexem "ALEXEM" McMeekinem, a jego następcą w składzie został młodziutki, 17-letni Kévin "misutaaa" Rabier, co wiązało się również ze zmianą IGL-a. Trudno więc oczekiwać, że TV już od swoich pierwszych oficjalnych gier będzie w stanie pokazać pełnię możliwości, choć na pewno przeciwnicy będą mieć twardy orzech do zgryzienia, bo przecież styl gry formacji znad Sekwany znacząco ulegnie zmianie.
Będący nadal w fazie przebudowy NiP i jego dyspozycja także jest sporą zagwozdką. Z jednej strony szwedzka formacja była bezbłędna podczas zamkniętych kwalifikacji do Minora, wygrywając tam chociażby z BIG, ale z drugiej w Katowicach zaprezentowała się przeciętnie, pokonując jedynie Cloud9. Także odbywająca się nieco wcześniej pierwsza faza BLAST Premier nie dała nam za wiele informacji na temat drużyny ze Skandynawii – ta wygrała bowiem z MIBR, ale także wyraźnie uległa FaZe Clanowi i podjęła nieskuteczną walkę z Teamem Liquid. Wszystko to świadczy o tym, że Jonas "Lekr0" Olofsson i kompani mają jeszcze sporo pracy przed sobą, by na dobre można było ich uznać za drużynę ze ścisłego światowego topu. Być może efekty ostatnich treningów zobaczymy jednak już podczas EPL-a, a Szwedzi realnie włączą się do walki o pierwszą lokatę w grupie.
Nie można zapomnieć także o rosnącym w siłę GODSENT, które niedawno świętowało awans na europejskiego Minora. Międzynarodowy skład CS:GO walczy o wbicie się do najlepszej 15 rankingu HLTV i czyni w tym aspekcie zauważalny progres. Trudno wprawdzie ocenić, czy jest już gotowy na walkę z wyżej notowanymi formacjami, ale bez wątpienia nie można go z góry skreślać. Podobnie sprawa ma się w przypadku Teamu Spirit, który wskoczył do EPL-a w miejsce BOOM Esports. Drużyna z regionu CIS do tej pory rywalizowała w ESEA Mountain Dew League, gdzie radziła sobie bardzo dobrze. Czy przeskok z drugiego poziomu rozgrywkowego na pierwszy sparaliżuje graczy ze wschodu? Przekonamy się niedługo.
Ostatnia szansa na pobudkę ENCE?
Włodarze ENCE pewnie do dziś przeklinają dzień, w którym podjęli decyzję o zatrudnieniu Miikki "suNny'ego" Kemppiego i jednoczesnym rozstaniu z Aleksim "Aleksimb" Virolainenem. Od tego czasu zadomowiona w czołowej piątce rankingu fińska formacja zaczęła swój niewątpliwy regres, którego skutkiem jest dopiero 21. lokata na świecie i seria fatalnych lanowych występów. Dość powiedzieć, że w tym roku na ICE Challenge i DreamHack Open Anaheim ekipa z północy Europy nie wygrała choćby jednego meczu, a przecież w podobnym okresie jeszcze w 2019 Aleksi "allu" Jalli i partnerzy meldowali się przecież w finale katowickiego Majora.
Osobom odpowiadającym za wyniki dywizji CS:GO w organizacji trzeba oddać, że mają niezwykłą cierpliwość i konsekwentnie brną w bagno, w które wpakowano się poprzez wymianę kluczowego gracza. Ale w końcu trzeba będzie podjąć jakieś kroki, bo drużyna, która miała zostać najlepszą na świecie, jest obecnie jedynie pośmiewiskiem w całym środowisku. Być może ostatnią szansą, by zobaczyć ENCE w takim składzie będzie ESL Pro League, bo nie wierzę, by ewentualna klęska także w tych rozgrywkach mogła przejść bez echa. Ale może wreszcie coś zaskoczy i maszyna ruszy? Przekonamy się w najbliższych dniach.
Reasumując...
Grupa A wydaje się naprawdę ciekawą mieszanką, w której właściwie każdy może eksplodować. Z jednej strony, jak zostało zresztą już wspomniane, mamy mocarne Astralis, ale duńska formacja także popełnia błędy. I to właśnie na nie czekać będzie cała reszta, a nawet jeśli piątka ze Skandynawii odjedzie na dobre, powinna czekać nas emocjonująca walka o premiowane awansem do drugiej fazy miejsca 2-3.
Po więcej informacji na temat 11. sezonu ESL Pro League zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po naciśnięciu na poniższy baner.