– Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje, raz zabiera – śpiewał Zenon Martyniuk w swoim hitowym kawałku "Przekorny los". Owen "smooya" Butterfield oraz Marco "Snappi" Pfeiffer mogliby utożsamiać się z tym fragmentem tekstu jak mało kto.
Nakreślmy kontekst całej sytuacji. W połowie ubiegłego miesiąca Jarek "DeKay" Lewis zaserwował nam egzotyczną plotkę łączącą smooyę oraz Snappiego z mongolską organizacją TIGER. Wyjazdy europejskich graczy na inne kontynenty są na razie zjawiskiem na małą skalę, a jeśli już do nich dochodzi, to wybór pada przeważnie na Amerykę Północną. Azja jest postrzegana jako mało konkurencyjny region, który nie produkuje drużyn mogących zagrozić na najważniejszych turniejach w roku. Dla Snappiego, który trzy dni temu świętował 30. urodziny, transfer do TIGER to prawdopodobnie ostatnia możliwość zarobienia większych pieniędzy przed emeryturą. Jego decyzji, w przeciwieństwie do smooyi, nie można się dziwić.
Choć z drugiej strony Brytyjczyk mógł być zdesperowany. Na początku roku został wyrzucony z BIG, które chciało powrócić do komunikacji w języku niemieckim. Niedługo potem 20-latek spełnił swój American Dream i dołączył do Chaos Esports Club, gdzie wiodło mu się bardzo dobrze... aż do wybuchu pandemii koronawirusa. Ta uniemożliwiła mu uzyskanie niezbędnej wizy pracowniczej, a w konsekwencji zmusiła do opuszczenia Stanów Zjednoczonych po raptem dwóch miesiącach. Kto wie, być może smooya będzie autorem najbardziej pechowej historii tego roku, bo po podpisaniu kontraktu z TIGER... od razu został z niego zwolniony.
W ten sposób dochodzimy do punktu kulminacyjnego, czyli planów wewnątrz organizacji. Z jednej strony TIGER wygrało azjatycką część ESL One Road to Rio, na mecie wyprzedzając TYLOO czy ViCi Gaming. Z drugiej w podobnym czasie negocjowało już ze smooyą oraz Snappim, co w przypadku przyklepania zmian kosztowałoby zespół 40% punktów z pierwszego turnieju kwalifikacyjnego. Cóż, moim zdaniem roszady kadrowe generalnie zbiegają się ze słabszą dyspozycją całej piątki lub pojedynczego zawodnika, ale właściwie nigdy nie szuka się ich po sukcesie. Najwyraźniej włodarze mongolskiego klubu szli w myśl zupełnie innej konwencji.
POPRZEDNI FELIETON: QuickScope: MR12 zamiast MR15? Omijamy sedno problemu |
Co jeszcze bardziej kuriozalne, dzień przed publikacją artykułu DeKaya w sieci pojawił się wywiad ze szkoleniowcem Tygrysów. Jego treść pewnie przeszłaby bez echa wśród społeczności, gdyby nie jeden użytkownik, który wyciągnął z niego dwa interesujące fragmenty. – Przez przypadek wygraliśmy Road to Rio, ale nie przeceniamy naszych umiejętności i to nie wpłynie na nasze plany. Bardzo motywujące słowa dla swoich podopiecznych, właśnie tak buduje się morale w zespole. Niestety nie był to jedyny kwiatek w jego wykonaniu. Trener dodał również, że rozmawianie wyłącznie po mongolsku podczas treningów oraz oficjalnych gier jest najlepszym rozwiązaniem. I dlatego ściągacie dwóch anglojęzycznych graczy.
Wydawać by się mogło, że dobiliśmy już do granicznej wartości absurdu i na tym skala się kończy. Działacze TIGER uczą i bawią, bo nie, na tym się nie skończyło. Gdy dwie zmiany w zestawieniu miały być już praktycznie gotowe, osoby z organizacji odzyskały wiarę w istniejący skład, zaciągnęły hamulec i zatrzymały cały proces. Zrobiły to jednak na tyle późno, że wyjście z sytuacji suchą stopą nie było już możliwe. smooya i Snappi mieli już obowiązujące kontrakty, w dodatku pokryto klauzulę wykupu Duńczyka z Heroic. Jak do sprawy podeszli najważniejsi ludzie w klubie? Snajpera zwolniono z kontraktu, natomiast chętny na usługi prowadzącego będzie musiał zapłacić, żeby TIGER mogło wyjść mniej więcej na zero.
Azjatycka organizacja najpierw zrobiła, a potem pomyślała, stając się namacalnym antonimem racjonalnego prowadzenia działalności w esporcie. Z boku wyglądało to co najmniej komicznie, choć poszkodowanym zawodnikom akurat nie jest do śmiechu.
Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.