Muszę się wam do czegoś przyznać. Scena CS:GO w dobie internetowych turniejów interesowała mnie w znacznie mniejszym stopniu. Od marca obejrzałem mniej pełnych spotkań niż podczas jednego dobrego, normalnego tygodnia przed pandemią. Wcale nie było mi z tym jakoś źle i nie byłem w tym odosobniony. Fun fact – zasadniczo wybierałem mecze północnoamerykańskich zespołów, a europejskie zostawiałem w spokoju. Turnieje były zwyczajnie nudne, bez historii, różniące się wyłącznie oferowanymi pulami nagród. Z bezsilności ten stan rzeczy opisałem w jednym z poprzednich tekstów. Teraz znalazłem powód, żeby znów ekscytować się rozgrywkami.

Zawodowa scena wreszcie obrodziła w transfery. To właśnie transfery są dla mnie najważniejszą sferą w sportach tradycyjnych, w esporcie jest dokładnie tak samo. Mogłoby nie być wszystkiego innego, byle pozostały ruchy kadrowe pomiędzy organizacjami i plotki na ich temat. Sam uwielbiam spekulować, przymierzać graczy do drużyn, analizować ogłoszone już zmiany na wielu płaszczyznach. Robię to tak często, że w naszych redakcyjnych kręgach urosło to do rangi mema i powiedzenie "oho, już mu się Jóźwik włączył" jest używane za każdym razem, gdy puszczę wodze fantazji. Ale ja się tym absolutnie nie przejmuję i dalej będę uskuteczniał tworzenie własnych zestawień.

Po co ten cały wywód? A no po to, że moja potrzeba dymów na rynku transferowym została ostatnio zaspokojona. Doszło do kilku pierwszorzędnych transakcji – Lucas "Bubzkji" Andersen dołączył Astralis, Michael "Grim" Wince awansował do Teamu Liquid, Paweł "innocent" Mocek opuścił polską scenę i przyjął ofertę od MAD Lions. Dodajmy do tego roszady na nieco niższym szczeblu – Hobbit powrócił na stare śmieci do Gambit (Youngsters), Dauren "AdreN" Kystaubayev opuścił Virtus.pro, działo się też na polskim podwórku. A to jeszcze nie koniec, bo w powietrzu wiszą zmiany w bliskim nam z oczywistych względów Teamie Envy.

POPRZEDNI FELIETON:
QuickScope: Liquid nie rozwiązuje swoich problemów

Jest na czym zawiesić oko, choć jeszcze miesiąc temu przewidywałbym spokojne lato. Nie uważałem, aby internetowe niepowodzenia miały odcisnąć swoje piętno na kadrach ekip z czołowej trzydziestki globu. I całe szczęście, że te przewidywania się nie sprawdziły, bo tylko transfery jakkolwiek ratują tę nudną jak ***** scenę. Niestety na powrót lanów jeszcze w tym roku nie mamy raczej co liczyć. Wbrew temu co niektórzy starają się nam wpoić, koronawirus wcale nie jest w odwrocie i wciąż stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Trudno pogodzić się z kolejnymi miesiącami zawodów w środowisku internetowym, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

Dążę do tego, że sieciowe pojedynki znów będą miały dla mnie sens. Na pewno obejrzę parę najbliższych spotkań Astralis, Teamu Liquid, MAD Lions czy nawet Gambit Youngsters, ponieważ interesuje mnie to, jak będzie przebiegała integracja nabytków w nowych drużynach, jak poradzą sobie w pierwszych oficjalnych meczach. Zbliżające się wielkimi krokami DreamHack Open Summer czy ESL One Cologne nabierają innego wymiaru. Zwłaszcza turniej organizowany przez DreamHacka, który z racji kontynentalnych dywizji nie wywoływał we mnie większych emocji, a za sprawą debiutów Grima czy innocenta zyskał moją uwagę.

Ciekawość popycha mnie do zarezerwowania czasu i włączenia transmisji, bo nawet jeśli akurat relacjonowane będzie n-te od początku roku starcie pomiędzy Liquid a FURIĄ Esports, to przynajmniej odrobinę zmieniły się personalia. Na serwerze nie będzie już tych samych 12 panów, nie będą to te same flaki z olejem. Jak długo utrzyma się to wzmożone zainteresowanie meczami? Paliwa wystarczy mi pewnie na kilka tygodni, a potem odpocznę i poczekam na uzupełnienie baku nowymi transferami.