Tobiasz "Agresivoo" Ciba po niemalże rocznym stażu w akademii Misfits sięgnął po mistrzostwo La Ligue Française 2020. W drodze po tytuł mistrza podopieczni Adriana "Hatchy'ego" Widery pokonali LDLC OL oraz GamersOrigin. W związku z niedawnym sukcesem Misfits Premier porozmawialiśmy z polskim toplanerem na temat kończącego się roku, jak i przyszłości, wokół której pojawia się wiele plotek.
Mateusz Miter: Rok temu powiedziałeś nam, że granie w Misfits i życie za granicą będzie dla Ciebie wyzwaniem. LFL ma w końcu dosyć napięty kalendarz, a wy wzięliście jeszcze udział w jesiennej edycji EU Masters. Jak byś ocenił ten rok w takim razie?
Tobiasz "Agresivoo" Ciba: Dużo było do grania w tym roku. Jako że byliśmy tą akademią głównego zespołu Misfits, który występuje w LEC, to staraliśmy się ich gonić, żeby znaleźć miejsce w głównym składzie, albo po prostu pokazać, że się staramy. Więc nie było to jedynie granie pod siebie, tylko też była ta spora motywacja poza rywalizowaniem w naszej lidze.
Jeżeli chodzi o samo LFL to na pewno jest to liga wypełniona dobrymi drużynami. Wszystkie drużyny są bardzo mocne, więc nie było nawet chwili na odpoczynek, trzeba było cały czas trenować. Jeżeli chodzi o harmonogram, to nie był on taki tragiczny. Mieliśmy sporo tygodni, w których mieliśmy po trzy mecze. Zazwyczaj w tych dniach nie graliśmy nic poza oficjalnymi spotkaniami. Z założenia więc był ten czas na złapanie oddechu, ale w praktyce każdy poświęcał go, aby jeszcze więcej trenować i pokazać się z jak najlepszej strony.
Zakładam też, że przez pandemię koronawirusa nie było za bardzo jak się zrelaksować podczas wolnego czasu.
Owszem. Poświęcaliśmy więcej czasu na treningi. Głównie polegało to na tym, że jeździliśmy z biura do domu, z domu do biura i nic więcej zbytnio nie wychodziliśmy.
Wracając też do tej rozmowy sprzed roku, powiedziałeś, że uwielbiasz współpracować z Hatchym. Jak w takim wypadku Ci się z nim pracowało w tym sezonie?
Był to kolejny rok pod jego okiem i szczerze mówiąc, bardzo mi się podobało. Hatchy zawsze wie, jak podejść do ludzi, wie, jak drużyna ma współpracować i przede wszystkim potrafi rozmawiać z graczami. Wiedział, jak zlepić naszą drużynę w jedną, dobrze działającą strukturę.
Niestety był okres, w którym Adrian musiał odstąpić na chwilę na bok ze względów zdrowotnych. To na pewno wpłynęło na jakość naszej gry. Oczywiście, to nie jest jego wina, zdrowie jest w końcu najważniejsze. Koniec końców jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem spędzić kolejny rok pod jego okiem.
A często wymienialiście się jako akademia wskazówkami, uwagami, z głównym zespołem?
Jest to bardzo zależne. Pod względem organizacyjnym to niezbyt, ale jeśli chodzi o znajomości między graczami, to bardzo często. Jedliśmy wspólnie posiłki, więc każdego dnia mogliśmy porozmawiać i wymienić się spostrzeżeniami na różne tematy z reprezentantami głównej formacji.
Pod względem organizacyjnym, to tak jak wspomniałem, bardzo rzadko dochodziło do jakiejś wymiany uwag. Jeżeli jesteś tym składem, który rywalizuje w LEC, to nie interesuje Cię Twoja akademia. Po prostu wiesz, że jesteś lepszy. Za to jeżeli jesteś graczem akademii, to warto pytać o niektóre rzeczy. Było to u nas możliwe, ale niestety mało osób to praktykowało.
Dodałbym jeszcze, że przed każdym meczem w LEC graliśmy rozgrzewkę między sobą, a dodatkowo scrimowaliśmy razem. Sporo więc wyciągnęliśmy z samej gry z nimi.
Wspomniałeś o tym, że francuska liga jest wypełniona dobrymi formacjami i chciałbym do tego wrócić. W wiosennym jak i letnim splicie nie udało Wam się sięgnąć po trofeum, jednak wygraliście już finały tego sezonu LFL. Co tym razem zadziałało?
W przypadku samych finałów sporo nam dało to, że odpoczęliśmy od siebie. Gdy siedzi się cały czas w jednym budynku, mieszka z kimś, patrzy się codziennie na te same twarze, to te długie dni, gdzie cały czas rozmawiasz z tymi samymi osobami, są po prostu męczące. Nasze charaktery po jakimś czasie zaczęły się ze sobą ścierać. Mieliśmy parę tygodni, gdzie treningi nie wychodziły najlepiej.
Ale kiedy każdy zrobił sobie przerwę i wróciliśmy do siebie ze świeżą głową, wypoczęci, to każdy zaczął grać pod siebie, indywidualnie wiedzieliśmy, co jest dla nas najlepsze i nasze rezultaty się o wiele polepszyły. Poprawiły się nam humory, podejście do rozgrywek jak i do siebie nawzajem.
Jeżeli chodzi o sam finał, to wydaje mi się, że nasi przeciwnicy po prostu nas zlekceważyli.
Zmiany w zespole na ostatnią chwilę i to przed finałem potrafią sprawić, że rywale opuszczają gardę.
Dokładnie, w pierwszym meczu finału nasi oponenci mieli wrażenie, że będzie bardzo łatwo, ale kiedy go wygraliśmy, to oni się po prostu bardzo zestresowali. Jednak, patrząc na to z innej perspektywy, kiedy przegrywasz na autofilla i zawodnika, który przyszedł w ostatniej sekundzie, to do głowy przychodzą myśli typu “co ludzie pomyślą?” i człowiek zaczyna się stresować.
Jeszcze odrobinę chciałbym podyskutować o tym roku, a konkretniej o EU Masters, zktórego odpadliście po porażce z AGO ROGUE. To był drugi finał EUM dla drużyny z Ultraligi w tym roku. Jak oceniasz formę chłopaków jak i sam poziom ligi na tle całej Europy?
Od dawna wiedziałem, że polskie formacje są niebezpieczne, jako że od dawna z nimi scrimowaliśmy. Gdy zobaczyliśmy, że wylosowaliśmy AGO ROGUE w ćwierćfinale EU Masters, to moi koledzy z zespołu pomyśleli, że to będzie łatwy mecz, ale ja wiedziałem, że będzie zupełnie inaczej. Dużo lepiej znam tych zawodników, więc czułem, że to może być jedno z tych cięższych spotkań.
AGO zagrało bardzo fajnie, podobał mi się ich playstyle. Grali mądrze, nie podejmowali ryzyka, grali wspólnie i wszystko, co robili, miało sens. To była taka typowa drużyna, która w macro i ogółem tak naprawdę była lepsza od nas.
Jeżeli chodzi o samą Polskę, to jestem dumny i szczęśliwy, że moi kumple osiągają takie rzeczy, jak finał i wygranie European Masters. Liczę, że będę mógł z nimi albo przeciwko nim kiedyś zagrać i życzę im jak najlepiej.
Może zatem uda Wam się niedługo spotkać w LEC, jako że historia pokazuje, że najlepsi gracze z regionalnych lig są wychwytywani przez ekipy z głównych rozgrywek w Europie. Widziałbyś ich w LEC?
Trudno powiedzieć. W off-seasonie wszystko jest możliwe, a ja bym wolał nie spekulować na ten temat. Jestem jednak pewien, że indywidualnie każdy z AGO byłby w stanie tam zagrać. Ale czy któryś z nich się tam pojawi? Tego nie wie nikt.
A jak pod tym względem wygląda Twoja sytuacja? Możesz skomentować plotki na temat potencjalnego angażu w LEC?
Plotki jak plotki. Ja nie mogę tego komentować, ale gdybym miał się pojawić w LEC to jestem przekonany, że dałbym sobie radę. Wydaje mi się, że nawet dobrze bym sobie radził i w klasyfikacji toplanerów znalazłbym się na miejscach 5-7., chociaż to zależy od tego kto finalnie by się tam znalazł. Zakładam, że nie będą to te same osobistości co w tym sezonie. Podtrzymuję jednak, że jeżeli bym się tam dostał, to na pewno bym sobie poradził, jako że jestem pewien swoich umiejętności. Liczę na to, że taka szansa będzie mi dana.
A jakbyś się znalazł finalnie w LEC, to przeciwko jakiemu toplanerowi chciałbyś spróbować swoich sił?
Szczerze mówiąc, to z każdym bym się chciał sprawdzić, ale najważniejszym testem byłby raczej Wunder.
Czyli można powiedzieć, że jesteś gotowy na najważniejsze europejskie rozgrywki?
Tak, na pewno. Jestem takiego zdania, że należy wierzyć w siebie. Samemu widzę po tym, jak gram, jakie decyzje podejmuję w grze, że każda drużyna mogłaby na mnie polegać. Nie bałbym się grać przeciwko żadnemu toplanerowi, który znajduje się obecnie w LEC.
W takim razie chciałem zadać ostatnie, standardowe pytanie na podsumowywanie rozmów. Jakie masz cele na przyszły rok?
Jestem w pełni takiego zdania, że jeżeli w 2021 roku nie uda mi się zagrać w LEC, to będzie to porażka.