Na początku miesiąca mój redakcyjny kolega, Tomek Jóźwik, popełnił tekst poruszający tematykę sześcioosobowego składu w Teamie Vitality. Zainteresowanych odsyłam poniżej – gdzieś tam powinien znaleźć się odnośnik do wspomnianego felietonu. Kwestia jednak powraca jak bumerang i nie sposób nie skomentować jej ponownie, zwłaszcza gdy mówimy o ekipie, która dopiero co wygrała turniej z prestiżowego cyklu Intel Extreme Masters.

Sześcioosobowych składów CS:GO w ostatnich latach mieliśmy już na scenie sporo, dotychczas jednak nikt nie korzystał ze swoich graczy w taki sposób, w jaki robi to Vitality. Francuska organizacja bowiem, zamiast kazać potulnie czekać nadprogramowemu zawodnikowi na swoją szansę, dokonuje zmian. I to zmian nawet w trakcie spotkań – niczym w sporcie tradycyjnym. Gracz X czuje się lepiej na Duście2? Ok, będzie grać. Z kolei nie najlepiej mu idzie na Mirage'u? Nie ma problemu, bo przecież może zastąpić go zawodnik Y. Nie będzie przesadzą stwierdzenie, że to na scenie Counter-Strike'a zupełnie nowa jakość i drogowskaz na przyszłość. To też miła odmiana po przypadkach takich, jakie miały miejsce np. w Astralis, gdzie dodatkowi strzelcy szybko stawali się zbędnym balastem, który obrastał kurzem. Tutaj o czymś takim nie ma mowy.

CZYTAJ TEŻ:
QuickScope: Sześcioosobowy skład jakiego nam brakowało

Zresztą, gdyby za tym rozwiązaniem nie szły wyniki, byłaby to tylko warta wspomnienia ciekawostka. Ale cały myk polega na tym, że te ciągłe rotacje działają! Wbrew temu, czego można się było spodziewać, wymiana jednego z elementów składu pomiędzy mapami nie prowadzi do katastrofy, bo każdy dobrze wie, co ma robić. Widać to było także w finale IEM Beijing-Haidian, gdzie mimo straty dwóch pierwszych map ekipa znad Sekwany nie zaprzestała ciągłych rotacji, w efekcie czego na wszystkich pięciu mapach zagrali tylko ZywOo, RpK i apEX, pozostała trójka natomiast zmieniała się w zależności od sytuacji. Okazuje się jednak, że nawet przy takim pozornym braku stabilizacji można odwrócić losy potyczki i powrócić z wyniku 0:2. I przy okazji przerwać klątwę drugich miejsc, która towarzyszyła Vitality podczas czterech poprzednich finałów.

Oczywiście nie chodzi tutaj o forsowanie narracji, że TV wygrało właśnie dzięki tym rotacjom – bardziej można powiedzieć, iż wygrało pomimo ich. Oczywiście przygotowanie zespołu sześcioosobowego wiąże się z większym nakładem sił, bo każda zmiana któregokolwiek z zawodników może oznaczać reorganizację planu, zmianę ról i ustawień. Ogólnie mówiąc, na pewno jest dużo do ogarnięcia, ale widać, że można. A przecież nie jest to też pierwsza jaskółka czyniąca wiosnę, bo po przyjściu Nivery Vitality wzięło także udział w BLAST Premier Fall Series i tam również wypadło bardzo dobrze, zajmując jedną z trzech czołowych lokat. Wygląda więc na to, że rozszerzenie zespołu tylko pomogło w jego umocnieniu się na szczycie i to dosłownie, bo od 9 listopada okupuje on fotel lidera światowego rankingu CS:GO.

Tak więc sytuacja francuskiej organizacji to idealny argument za tym, by częściej budować większe składy, w ramach których można by tworzyć dowolne mieszanki i pełnoprawnie angażować wszystkich w życie drużyny. Bo w wypadku formacji znad Sekwany cała szóstka faktycznie tę drużynę tworzy, mimo że w tym samym momencie na serwerze może przebywać tylko pięciu strzelców. A że przy okazji w przypadku Vitality rację bytu traci sformułowanie "podstawowy skład"? Cóż, jakoś to przebolejemy jeżeli będzie to oznaczać, że w światowym CS-ie idzie nowe.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn