Po 2020 roku kolejny nie może być już gorszy, prawda? Otóż właśnie może, rezerwy w dalszym ciągu są spore. Ale wierzę, że nie będzie i mam ku temu argumenty, które niniejszym pragnę Państwu przedstawić.

***

Nauczyliśmy się żyć z wirusem. Bo w końcu musieliśmy, tak jak z wirusem grypy, smogiem, chorobami cywilizacyjnymi i całym innym świństwem, które istnieje. To przecież oczywiste, że COVID nie zniknie tak o, wraz z magicznym pstryknięciem palcami. Do jego ograniczenia (celowo nie piszę całkowitego zniknięcia, bo takie pewnie już nigdy nie nastąpi) potrzeba czasu, potrzeba szczepionek, leków, otwartych siłowni służących poprawie kondycji i jeszcze wielu innych rzeczy. Ostatnie wydarzenia dają w tym aspekcie nieco nadziei, choć po stosunkowo spokojnym lecie w Europie daliśmy uśpić naszą czujność i nie przygotowaliśmy się na powrót zagrożenia z wielokrotnie większą siłą.

Tak czy siak, bojaźń społeczeństwa jest o wiele mniejsza niż miało to miejsce na wiosnę, bo koronawirus stał się częścią naszej codzienności. Każdy zna osoby, które zmagały się z tą chorobą, a pewnie co drugi z nas miał już tą wątpliwą przyjemność odbycia testu na jej obecność. Nic więc dziwnego, że mimo istniejącego w dalszym ciągu zagrożenia wróciliśmy do biur, (na chwilę) do szkół czy uczelni, pojechaliśmy na okrojone i czasem niekoniecznie komfortowe wakacje, zaczęliśmy się ponownie spotykać w gronie znajomych czy rodziny.

Wrócił też sport. Dziś coraz rzadziej słyszymy o odwoływanych ze względów bezpieczeństwa imprezach. Informacje o zakażeniu któregoś z uczestników danych zawodów przyjmujemy raczej ze spokojem, wiedząc, że to znak czasów, a silne, zdrowe organizmy sportowców raczej nie powinny mieć problemów z pokonaniem intruza. Po wykryciu przypadku w danej drużynie nie zsyła się już zawodników na kwarantannę, lecz bada się kompleksowo całą grupę celem wyłapania kolejnych zakażeń. A ci, których testy uznają za zdrowych, mogą kontynuować treningi i w tych niesprzyjających okolicznościach dalej rywalizować.

Wymyślono "bańki", czyli zamknięte środowiska dla uczestników największych imprez sportowych minionego roku. W ten sposób izolowano chociażby uczestników finałów Ligi Mistrzów, w takim formacie rozegrano play-offy NBA czy NHL. Mimo wielu trudności organizatorzy wyszli z całej sytuacji obronną ręką, a do bogatej listy poświęceń, z jakimi wiąże się sportowa kariera, dołączono potencjalne zagrożenie zarażeniem koronawirusem, którego nawet przy zachowywaniu wszelkich rygorów sanitarnych czasem po prostu uniknąć się nie da.

I tak sobie funkcjonujemy.

***

Dlaczego więc uważam, że 2021 rok będzie dla esportu lepszy? Esportu, o którym w tym tekście nie wspomniałem jeszcze ani słowem. Ale stało się tak dlatego, by pokazać, jakie rozwiązania zastosowano w tradycyjnej odmianie rywalizacji, a które zapewne mogą stać się rzeczywistością rozgrywek wirtualnych. Wszyscy tęsknimy za lanami, ale zanim na trybuny esportowych wydarzeń wrócą kibice, minie jeszcze trochę czasu. Na razie skupmy się na działaniu w tych obszarach i z takimi zasobami, jakimi obecnie dysponujemy. Z tego też względu z optymizmem patrzę chociażby na plany ESL na wiosnę, by walkę o najbardziej prestiżowe trofea rozegrać w zamkniętych studiach. Pisałem już zresztą w innym felietonie, że w Europie były warunki, by dokonać tego już w 2020 roku, ale nie ma oczywiście co płakać nad rozlanym mlekiem. Patrzmy pozytywnie w przyszłość i trzymajmy kciuki za esportowe marki, by zdołały zrealizować swoje pomysły na (post-)pandemiczny świat.

Trzymajmy też kciuki za organizacje, które jak zdecydowana większość przedsiębiorstw na świecie, musi zmagać się z kryzysem. W przypadku niektórych już w tym roku konieczne było obcięcie pensji czy rozstanie się z częścią załogi. Dla niektórych gospodarczy krach oznaczał nawet wycofanie się ze wspierania drużyn esportowych. Niemniej także i to może obrócić się w coś pozytywnego już w najbliższych miesiącach. W końcu być może zwrócono uwagę, że źródełka finansowania esportowych potentatów mają jakieś dno i niektóre niekoniecznie zrozumiałe dla bezstronny obserwatorów decyzje następnym razem zostaną szerzej przedyskutowane. Możliwe, że najwięksi dojdą do wniosków, że walka o bycie "naj" w każdym aspekcie esportowego środowiska czasem jest po prostu niezdrowa, wręcz absurdalna. Oby ta pieniężna bańka, która otacza cały ten biznes nie pękła, a pandemia przemówiła do rozsądku rozrzutnym.

***

2021 będzie dla nas przełomowy w wielu dziedzinach życia. Poprzeczka postawiona przez poprzednika jest bardzo nisko, stąd każdy progres zostanie odebrany jako pozytywne zjawisko. Na powrót do normalności przyjdzie nam jeszcze poczekać, a być może pewne aspekty naszej codzienności zmienią się już na zawsze. Ale najważniejsze, że 2020 znów wzbudził w nas głód tego, co jeszcze przed rokiem było czymś absolutnie przeciętnym, często niewzbudzającym większego zainteresowania. Ponownie będziemy czerpać radość z tych wydarzeń esportowych, które pewnie w normalnych okolicznościach dawno nam się przejadły i stały się tak powtarzalne, że straciły swoją unikalność. Czekamy, by zobaczyć dziesięciu gości w jednym miejscu. Czekamy, by zobaczyć wywiad na scenie, a nie przez kamerkę. Niech będzie nawet w tej cholernej maseczce.

Tylko wynieśmy się już z tego środowiska online. Będzie lepiej. Chyba.