Michał „snatchie” Rudzki od początku grudnia nie jest już aktywnym zawodnikiem Sprout. 22-latek, podobnie jak drugi z naszych rodaków w niemieckiej organizacji, Paweł „dycha” Dycha, został wówczas oddelegowany na ławkę rezerwowych. Dzisiaj natomiast ogłoszono zerwanie wszystkich więzi pomiędzy snatchiem i jego ostatnim klubem.

Uspokajamy – nie wynika to z faktu, że do drzwi Sprout zapukała formacja, która przelała sumę wymaganą do tego, aby mieć u siebie polskiego snajpera. Losy Rudzkiego w dalszym ciągu są zagadką, natomiast najnowsze wieści z pewnością ułatwią mu znalezienie nowego domu i być może podbiją zainteresowanie jego osobą. Rodzimy zawodnik bowiem definitywnie rozstał się ze Sprout – w komunikacie organizacji zabrakło spinającej całość informacji, czy umowa snatchiego najzwyczajniej straciła ważność, czy też obie strony porozumiały się co do jej przedwczesnego rozwiązania. W każdym razie jednokrotny uczestnik Majora został wolnym agentem i osobiście może prowadzić negocjacje transferowe z ewentualnymi pracodawcami.

Zapytany trzy tygodnie temu o swoją przyszłość 22-latek dał do zrozumienia, że mógłby wrócić na krajowe podwórko, jeśli pojawiłby się podmiot, który przedstawiłby mu interesujący projekt zespołu. – Jeśli jakaś organizacja stworzyłaby interesujący projekt z ciekawymi zawodnikami, to mógłbym wrócić na krajową scenę – mówił snatchie w wywiadzie dla Weszło Esport. Coroczna posezonowa szufla na polskiej scenie jest już w toku, także wydaje się, że to najlepszy moment do reemigracji. A czy faktycznie do niej dojdzie? Przekonamy się najpewniej w nowym roku.