Na linii startu głównego turnieju CS:GO Intel Extreme Masters Katowice 2021 zameldowały się cztery ekipy z regionu CIS. A wiecie, ile z nich przeszło dalej? Tyle samo, chociaż w fazie pucharowej znajduje się przecież tylko sześć miejsc. I pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu Europa Wschodnia na scenie CS:GO była tylko ubogim krewnym Europy Zachodniej. No dobra, było Natus Vincere, a pojedyncze wyskoki miewały też drużyny pokroju Quantum Bellator Fire czy też Gambit Esports, ale nie było jeszcze tak znaczącego turnieju, który w tak dużym stopniu zostałby zdominowany przez zespoły z byłego bloku wschodniego.

Oczywiście reprezentanci CS-a zza naszej wschodniej granicy od dawna mieli już spore ambicje i nie było to bezzasadne. Problem w tym, że za ambicjami nie szedł poziom sportowy, bo tak naprawdę w erze Global Offensive tylko NAVI na dłużej zadomowiło się w ścisłej światowej czołówce. Pozostali zaś przychodzili i odchodzili, w międzyczasie w mniej lub bardziej spektakularny sposób zaznaczając swoją obecność. Nawet wspomniane Gambit, które w 2017 roku wygrało krakowskiego Majora, nie potrafiło na fali tego sukcesu zrobić kroku naprzód i zamiast tego po kilku miesiącach... przestało istnieć. To tylko pokazuje, że największym problemem nie jest osiągnięcie czegoś – problem stanowi wykorzystanie tego sukcesu i przekucie idącej za nim presji w motywację do dalszego wygrywania. A to udaje się niewielu.

Teraz CIS znowu stoi przed wielką szansą. Jasne, IEM to nie Major i ewentualnego triumfu którejkolwiek drużyny nie ma nawet co zestawiać z tym, czego dokonali Zeus i spółka. Niemniej i to może być ową iskrą, dzięki której Europa Wschodnia wreszcie zapisze się na międzynarodowej mapie CS-a złotymi głoskami. Przecież potencjał jest tam niebywały, a najlepiej niech świadczy o tym fakt, że w każdej z tamtejszych drużyn, które zobaczymy w play-offach katowickiego turnieju, średnia wieku nie przekracza 23 lat. Wydaje się więc, że dotarliśmy do momentu, w którym włodarze z tamtego zakątku świata znaleźli wreszcie odpowiedni sposób, by zagospodarować rodzące się talenty. Te rodziły się zawsze, ale złe zarządzanie organizacjami zdecydowanie nie pomagało w wypłynięciu na szerokie wody. Teraz model działania jest inny, dokonano swoistej pieriestrojki, a napływ nowych nazwisk jest tak duży, jak chyba jeszcze nigdy.

Jeszcze nigdy też CIS nie stało przed szansą, by obsadzić każdy ze stopni podium tak ważnej imprezy. W obliczu wydarzeń minionych dni nie można przecież wykluczyć, że Astralis znowu zostanie pokonane, a Team Liquid znajdzie w końcu swojego pogromcę. Bo przecież awans wschodnioeuropejskiego kwartetu nie był bynajmniej dziełem przypadku – Spirit np. musiało sobie radzić z tak wymagającymi rywalami, jak G2 Esports czy wspomniani duńscy liderzy rankingu HLTV. Gambit z kolei było zmuszone mierzyć się z mousesports czy też Heroic. A NAVI czy VP nie miały wcale łatwiej. Mimo to wszyscy nadal z nami są, a przecież niektórzy przygodę z IEM-em zaczynali jeszcze od fazy play-in!

Trudno wobec tego nie czuć ekscytacji, bo zawsze, gdy idzie "nowe", jest się z czego cieszyć. Scena nie stoi w miejscu, coś się dzieje. Z drugiej strony trudno też wyciągać już daleko idące wnioski, bo mamy dopiero początek roku, wiele drużyn dokonywało zmian dosłownie na ostatnią chwilę i bez wątpienia nie jest to okres, w którym składy prezentują najwyższy poziom. Weryfikacja przyjdzie z czasem – wtedy też okaże się, czy występ na Intel Extreme Masters Katowice, który niezależnie od wszystkiego już jest dla całego regionu Europy Wschodniej niezwykle udany, to zapowiedź nadejścia zmian, przetasowań, swoistej esportowej wiosny, czy też jaskółka, która owej wiosny nie czyni.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn