Tegoroczne Intel Extreme Masters Katowice było z wielu powodów wyjątkowe. I nie chodzi już nawet o fakt, że wszyscy uczestnicy grali od siebie z domów lub ewentualnie z gaming house'ów. Na wyjątkowość IEM-u A.D. 2021 wpływają jego zwycięzcy – ci byli bowiem niespodziewani. Zaskakujący. Gracze, na których przed startem turnieju raczej mało kto stawiał, a jeżeli już, to robili to tylko najwięksi optymiści. "Online esport", ktoś powie. Być może i tak, ale dzięki temu możemy się dziś emocjonować tym, że wyjątkowo nie wygrali ci, co zawsze.

Weźmy np. zawody CS:GO. Astralis, Natus Vincere, Team Vitality, Team Liquid, OG... Lista dobrych albo bardzo dobrych drużyn jest naprawdę długa. Każda z wyżej wymienionych mogłaby z powodzeniem walczyć o wygranie katowickiego IEM-a i jej ewentualny triumf nikogo by nie zdziwił. Ale koniec końców żadna z nich po mistrzowski laur nie sięgnęła. Ba, żadnej z nich nie było nawet w wielkim finale, bo w tym znalazły się Virtus.pro i Gambit Esports. Przyznacie, że to dość nietypowa kombinacja finalistów. Nietypowa, ale dzięki temu właśnie ciekawa, bo zarówno Gambit, jak i VP przeszły naprawdę daleką drogę, by znaleźć się tam, gdzie były wczoraj. Ostatecznie więcej powodów do zadowolenia mieli Hobbit i spółka. I na owej "spółce" warto się skupić – czterech młodych graczy w wieku od 18 do 20 lat. Prawdziwa młodzież, dla której był to pierwszy naprawdę duży sukces w karierze. Sukces będący zwieńczeniem miesięcy ciężkiej pracy, zapoczątkowanej jeszcze w czasach, gdy kwartet ten występował tylko jako akademia. W niespełna dwa lata rosyjscy nastolatkowie przeszli od miana drugiej drużyny do tytułu mistrzów Intel Extreme Masters – to musi budzić podziw.

A w StarCrafcie też zaskoczenie, bo dobiegła końca koreańska dominacja. Ta trwała nie dwa czy trzy lata, a całą dekadę. Dziesięć lat mistrzostw świata spod szyldu IEM, które padały łupem zawodników rodem z Korei Południowej. Skala owej dominacji była na tyle duża, że do tej pory tylko raz graczowi spoza tego azjatyckiego kraju udało się dotrzeć do finału – w 2016 roku dokonał tego Snute, ale tylko po to, by uznać wyższość Polta. W tym roku mieliśmy drugą taką sytuację i cóż, do dwóch razy sztuka. Dokonał tego zaledwie 18-letni Reynor, który bynajmniej nowicjuszem nie jest, ale pod względem doświadczenia nadal daleko mu do koreańskich wyjadaczy, których jednego po drugim odprawiał z kwitkiem. Lista ofiar Włocha jest długa – Dark, Maru, Zest. Same duże ksywki, które były poważnie brane pod uwagę w kwestii sięgnięcia po upragniony tytuł. Ale na braniu pod uwagę się skończyło.

Spośród sześciu esportowców, którzy wczoraj dołączyli do ekskluzywnego grona mistrzów Intel Extreme Masters, aż pięciu nie ukończyło jeszcze 21. roku życia. "Idzie nowe", chciałoby się powiedzieć i bez wątpienia jest to dobra informacja. I dla sceny Counter-Strike'a, która chyba w końcu zdała sobie sprawę z potęgi drzemiącej w regionie CIS, i dla StarCrafta, któremu co prawda daleko do dawnej świetności i ta już pewnie nie wróci, ale mimo to i tak wciąż potrafi przyciągać ogromne talenty. Wiadomo, mogły to być tylko jednorazowe zrywy i nikt nie da nam gwarancji, że skład Gambit oraz Reynor w kolejnych miesiącach będą nadal... już nawet nie wygrywać, ale nawet utrzymywać się w czołówce. Takiej pewności nie ma nigdy, ale dobrze jest móc myśleć, że faktycznie są szanse, iż skostniałe i okupowane przez starych mistrzów rozgrywki mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć.

I tylko żal, że to wszystko działo się w internecie, a nie na arenie katowickiego Spodka na oczach kilkunastu tysięcy kibiców. Ale kto wie, może za rok. Może za rok...

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn