Za ENCE pierwszy mecz w 13. sezonie ESL Pro League. Mecz wygrany, bo zespół Pawła "dychy" Dychy w trzech mapach poradził sobie z mousesports, a największy powód do rozczarowania tym faktem ma zdecydowanie Robin "ropz" Kool. Estończyk prezentował się dziś fantastycznie, ale to nie wystarczyło, bo koledzy nie przyszli mi w sukurs.

ENCE 2 : 1 mousesports
Train 16:12 Vertigo 5:16 Inferno 16:14

Sobotnie spotkanie od mocnego uderzenia rozpoczęło ENCE, które po stronie atakującej wygrało pistoletówkę i tym samym zyskało znaczną przewagę finansową. Przewagę, którą podopieczni fińskiej organizacji gładko przekuli w prowadzenie 6:2. Ten stan dominacji nie potrwał jednak długo, bo mousesports wreszcie się otrząsnęło i napędzane fantastyczną grą ropza ruszyło po comeback, do którego ostatecznie przed przerwą nie doszło. Co prawda Myszy zmniejszyły swoją stratę do zaledwie jednego oczka, ale i tak trudno było uznać to za powód do optymizmu, tym bardziej że miały one jeszcze przed sobą grę w teoretycznie trudniejszym obozie terrorystów. Mimo to gracze Torbjørna "mithRa" Nyborga w drugiej połowie w końcu dopięli swego i to mimo drugiej porażki w rundzie pistoletowej. Ta bowiem tym razem nie miała tak daleko idących konsekwencji, bo mouz i tak zręcznie odskoczyło ENCE na odległość dwóch punktów. Problem w tym, że była to tylko chwilowa radość, bo dycha i spółka po jakimś czasie otrząsnęli się, by potem całkowicie zdominować rywali. Ci mogli tylko bezradnie patrzeć, jak kolejne punkty lądują na koncie ekipy spod znaku ogromnej ośmiornicy i nawet 32 fragi ropza nie mogły tego zmienić. Dycha wraz z kolegami zatriumfowali ostatecznie 16:12, a sam Polak był najskuteczniejszym członkiem swojego zespołu.

O ile pierwsza mapa była pełna zwrotów akcji i zmian sytuacji, tak mapa numer dwa, Vertigo, od pierwszych do ostatnich minut toczyła się pod dyktando jednego zespołu. Zespołem tym było mousesports, które na wybranej przez siebie arenie czuło się świetnie i z zatrważającą łatwością zadawało ENCE kolejne ciosy. Drużyna dychy natomiast bardzo długo nie potrafiła odnaleźć odpowiedniego rytmu, którym zachwycała na Trainie i tylko okazjonalnie punktowała. A to było zdecydowanie za mało, by móc myśleć o korzystnym rezultacie, w efekcie czego gracze fińskiej formacji na przerwę schodzili, tracąc aż siedem oczek, a przecież mieli przed sobą jeszcze grę po zdecydowanie trudniejszej stronie. Przyszłość ekipy Polaka nie malowała się więc w zbyt różowych barwach i nawet udany start drugiej połowy nie pomógł jej wyjść z tarapatów. Myszy czuły, że wygrana jest o krok i zrobiły wszystko, by w głupi sposób nie wypuścić jej z rąk. Wiele zrobił także wspominany już tutaj ropz, który ponownie zachwycał skutecznością i w dużym stopniu przyczynił się do gładkiego triumfu swojej ekipy wynikiem 16:5.

Nie było więc rady – potrzebne było Inferno, które miało pomóc w wyłonieniu zwycięzcy. Akces do wygranej bardzo szybko zaczęło zgłaszać ENCE, które w początkowych minutach było drużyną zdecydowanie lepszą. Spora w tym zasługa Lotana "Spinxa" Giladiego, który po słabym Vertigo zdecydowanie się otrząsnął i raz po raz skutecznie nacierał na bombsite'y mouz, tworząc swoim kolegom sporo przestrzeni. Do pewnego momentu wszystko wyglądało więc bardzo dobrze, bo zawodnicy Eetu "sAwa" Sahy prowadzili już 9:3, niemniej dobre nastroje zmąciła nieco końcówka pierwszej połowy, bo wtedy reprezentanci niemieckiej organizacji z zaskoczenia wyprowadzili trzy celne ciosy i zbliżyli się do oponentów na odległość trzech punktów. Wobec tego wynik wciąż pozostawał sprawą otwartą, bo przecież wiele mogła zmienić druga runda pistoletowa. Mogła, ale nie zmieniła, bo kolejny raz tego dnia to ENCE okazało się lepsze w strzelaniu z pistoletów, otwierając sobie prostą drogą do zwycięstwa. Jak się jednak potem okazało, wcale taka prosta ona nie była. Mouz bowiem znalazło w sobie jeszcze pewne rezerwy i rzuciło wszystkie siły, by powalczyć o comeback. Do tego zresztą doszło, bo w 26. rundzie byliśmy świadkami remisu 13:13. Wówczas można było mieć obawy, czy dycha i spółka zdołają się jeszcze podnieść po takiej serii porażek, ale na całe szczęście udało im się. W decydującym momencie gracze fińskiej formacji w końcu przełamali się i zadali decydujące ciosy, by rzutem na taśmę zatriumfować 16:14.


Kolejny mecz ENCE już jutro o godzinie 12:00 – wtedy dycha i spółka podejmą Ninjas in Pyjamas, co wraz z polskim komentarzem obejrzeć będzie można w ESL.TV Polska. Po więcej informacji na temat ESL Pro League Season 13 zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po naciśnięciu na poniższy baner.