Jarosław "pashaBiceps" Jarząbkowski ostatni oficjalny mecz w barwach Virtus.pro rozegrał blisko trzy lata temu. Mimo to jego popularność nie słabnie, a inicjatywy takie jak dopiero co zakończone Pasha Gaming Camp nawet jeszcze ją zwiększają. Nic więc dziwnego, że 33-latek był gościem ostatniego odcinka podcastu "W trójkącie towarzyskim", za który odpowiedzialni są Bogusław Leśnodorski oraz Żurnalista.
Pieniądze na esportowej emeryturze
Tematów było sporo, a sama rozmowa trwała ponad godzinę i w pewnym momencie zeszła na kwestię pieniędzy. – Nie mam pojęcia, ile zarobiłem w trakcie swojej kariery. Ale jak tak szacunkowo piszą o nas w internecie, to myślę, że może milion dolarów, może więcej. Aczkolwiek pieniądze te zainwestowałem – kupiłem jedno, drugie, trzecie mieszkanie, otworzyliśmy z żoną salon kosmetyczny. Więc poczułem też bardzo dobrego życia, drogiego życia. Kiedyś nie wyobrażałem sobie niebycia w pięciogwiazdkowym hotelu i obracania się z bogatymi ludźmi. Teraz mogę być w najgorszym fotelu, spać pod namiotem, bez toalety, więc bardzo dużo się u mnie zmieniło. Jakieś pieniądze mam odłożone, ale teraz stronię od ludzi – kiedy mam wolne, to mogę jechać do dżungli. Rodzinka jest w szoku, co się ze mną dzieje, myśli, że zwariowałem, a ja po prostu teraz żyję i to mnie uspokaja – przyznał pasha.
Jak się okazuje, mimo faktu, iż od kilku lat Jarząbkowski nie gra już na najwyższym poziomie, to nadal jest w stanie godziwie zarabiać. Nic więc dziwnego, że triumfator Majora z 2014 roku nie garnie się do powrotu do profesjonalnej rywalizacji. – Pod względem zarobków jest teraz porównywalnie do czasów, gdy byłem graczem, dlatego chcę kontynuować to dalej. Ludzie mówią, żebym wracał do grania, ale ja nie wiem, czy jest sens. Bo znowu musiałbym poświęcać temu więcej czasu, a to wiąże się, że znowu nie dążyłbym do tego, co zawsze kochałem. Mniej sportu, mniej czasu dla rodziny. Więc trzeba robić to, co się robi teraz i nie wracać do przeszłości – stwierdził doświadczony gracz.
"Chciałbym jeszcze pograć"
Mimo poświęcania się innym rzeczom pashy nadal zdarza się grywać w Counter-Strike'a m.in. w FACEIT Pro League, gdzie nadal jest obecny. I chociaż pod pewnymi względami czuje, że odstaje od młodszych kolegów, to jednocześnie zwraca on uwagę na coś, czego im jeszcze brakuje, a on ma tego pod dostatkiem. – Doświadczenie ma ogromne znaczenie. Wiesz, gdzie masz się ustawić. Wiesz, w którym momencie i gdzie będzie przeciwnik. Wiesz, co masz powiedzieć kolegom z drużyny. To trzeba zdobyć, przegrać swoje, żeby takie doświadczenie mieć. Ja mając je teraz i bardzo ciężko trenując strzelecko, to myślę, że mógłbym wskoczyć na jakiś poziom. A czy przeskoczyłbym tę topkę, która siedzi i gra po piętnaście godzin dziennie, a nie tak, jak ja kiedyś, dziesięć? To już byłoby ciężko. Musiałbym zaszyć się do norki i w nocy funkcjonować jak nietoperz. Być troszkę takim esportowym nietoperzem – zauważył 33-latek.
Czy to więc oznacza, że polski biceps nie pojawi się już na serwerze w bardziej profesjonalnej rywalizacji? Cóż, nie do końca, bo legendarny zawodnik przyznał, że ma pewne plany związane ze swoją grą, ale i nie tylko. – Jestem bardzo szczęśliwy. Nie muszę już niczego udowadniać, ale chciałbym jeszcze pograć. Mam w planach wzięcie czterech gości, oldboyów, którzy odnosili sukcesy na scenie międzynarodowej i zbudować z nimi jakiś zespół. Zagrać sobie od czasu do czasu, coś wygrać. Aczkolwiek moim innym marzeniem jest zbudowanie swojej drużyny. Jeżdżenie z nią na turnieje, stanie za chłopakami i bycie ich siłą napędową. I jestem na dobrej drodze ku temu – zapewnił pasha, który przy okazji pokusił się też o refleksję na temat esportu: – Każdy z każdym kolejnym rokiem mówi, że to jest koniec. Że bańka pęka. To jest niesamowite. Każdy, kto dorasta i dochodzi do pewnego wieku, 11-12 lat, zaczyna grać. To nie będzie niżej, to będzie tylko rosło – stwierdził.