Po wygranym przez x-kom AGO Pucharze Narodowej Drużyny Esportu mieliśmy okazję krótko porozmawiać z Michałem "snatchiem" Rudzkim, który w Chorzowie zaprezentował się wyśmienicie. Występem na Stadionie Śląskim snajper kończył swoją drugą przygodę pod banderą Jastrzębi, ponieważ wspólnie z Karolem "rallenem" Rodowiczem postanowił nie przedłużać wygasającego kontraktu. Tuż po ostatnim oddanym strzale w meczu przeciwko HONORIS snatchie odpowiedział na kilka pytań, ale przez lanowe okoliczności oraz fakt, iż nasz redaktor po kilku minutach musiał niemal sprintem pędzić na dworzec kolejowy, by złapać ostatni pociąg do domu, obie strony czuły niedosyt. I tak oto narodziła się eksperymentalna forma wywiadu esportowego, bo rozmowę z Rudzkim dokończyliśmy kilkanaście dni później, już po jego transferze do Anonymo Esports. Gorąco zapraszamy do lektury!


8 października, Chorzów, Puchar Narodowej Drużyny Esportu

Marcin Gabren: Jak żegnać się z AGO, to tylko w takim stylu, bo poszło wam naprawdę rewelacyjnie. 

Michał "snatchie" Rudzki: Udowodniliśmy, że jesteśmy najlepszą polską drużyną. Gdy w ostatnich tygodniach rywalizowaliśmy z Polakami, mieliśmy wahania formy, szczególnie na krajowym podwórku. Teraz przyjechaliśmy na lana, zdominowaliśmy cały turniej i pokazaliśmy, że choć się rozstajemy, to i tak byliśmy najlepsi w Polsce. 

Furlan jeszcze na scenie stwierdził, że właśnie brak lanów nie pozwolił wam w pełni rozwinąć skrzydeł. Zgadzasz się z nim?

Tak. Jakby nie patrzeć, w zespole są bardzo ograni gracze, mający przede wszystkim duże doświadczenie lanowe. Uważam, że gdyby w trakcie naszej współpracy organizowano lany, moglibyśmy wspinać się jeszcze wyżej w rankingu i pokazywać się z dużo lepszej strony na zagranicznych turniejach.

Tym razem w AGO spędziłeś dziewięć miesięcy. Mi, głównie przez pandemię, ten czas minął bardzo szybko; wydawało się nawet, że dopiero co wróciłeś do Gniazda. Masz podobne odczucia?

Trochę tak jest. Te dziewięć miesięcy minęło bardzo szybko. Zanim się obróciłem, skończył mi się kontrakt. Tak naprawdę jest mi z tego powodu trochę smutno, ale czasami już tak w esporcie się dzieje. Trzeba ruszyć dalej i to wszystko.

Dlaczego postanowiłeś nie przedłużyć umowy?

Są pewne rzeczy, które wolę zachować dla siebie. Z organizacją mam bardzo dobry kontakt, nie ma między nami złej krwi. Szczegóły wolę przemilczeć.

Muszę trochę podrążyć. Mogły decydować np. kwestie finansowe; mogło też chodzić o różnicę zdań co do przyszłości projektu. AGO to organizacja, którą kojarzę z tego, że w ramach przebudowy przygotowuje swój plan i potem trzyma się go, jak tylko może.

Krótko mówiąc, większe znaczenie miały kwestie finansowe. Nic poza tym.

W rozmowie ze Sport.pl przyznałeś, że wiążesz swoją przyszłość z zagranicznymi drużynami, ale otworzyłeś jednocześnie furtkę na zostanie w kraju. Co musiałoby się stać, byś został w Polsce?

Musiałbym dostać ciekawy projekt, w którym widziałbym potencjał i graczy, którzy są w stanie rywalizować na wysokim poziomie, aczkolwiek moim pierwszym wyborem i tak będzie drużyna międzynarodowa. 

Celujesz w poziom, na którym przebywałeś już w Sprout, czy uważasz, że jesteś w stanie od razu wskoczyć wyżej?

Bardzo bym chciał chociaż raz w życiu otrzymać ofertę od drużyny z tier 1, ale wiadomo, że o to może być trudno. Tak naprawdę nie wiem, w co celuję. Będę na bieżąco analizował spływające propozycje.

Nie ma pośpiechu?

Nie. Podchodzę do sprawy na spokojnie. Nigdzie się nie spieszę. Rozważę każdą ofertę, ale żadnej nie przyjmę pochopnie. 

fot. Maciej Kołek / ishootesports.com

Kilkanaście dni później

Zacznijmy od początku: Czy decyzja o odejściu z AGO należała do tych z gatunku “trudne”?

Decyzja o odejściu z AGO na pewno nie była łatwą decyzją. Po pewnych przemyśleniach i stworzeniu wizji dalszego rozwoju uznałem jednak, że to odpowiedni krok, szczególnie że rallen też nie wyrażał chęci przedłużenia kontraktu. Trzymałem się z nim, więc w pewnym sensie można powiedzieć, że to była nasza wspólna decyzja.

Kiedy odchodziłeś ze Sprout, mówiłeś o zebranym za granicą doświadczeniu. Poznałeś nowe podejście do gry, nieco bardziej ustrukturyzowane. Czy w AGO miałeś możliwość przenieść te "know-how" na polskie warunki?

W AGO od początku była zachowana struktura. Podejście taktyczne niewiele się różniło od tego w Sprout. miNirox lubi mieć ułożone schematy i dopracowaną grę. Różnica między AGO i Sprout nie była zbyt duża.

A było w Sprout coś, czego brakowało ci w AGO?

Myślę, że nie. Zarówno pod względem taktycznym, jak i indywidualnym wszystko było na bardzo podobnym poziomie. Gra indywidualna i dodawanie nowych zagrywek taktycznych w AGO funkcjonowały nawet lepiej niż w Sprout.

Co do dyspozycji indywidualnej – sam wielokrotnie przyznawałeś, że w Sprout odbudowałeś się po gorszym okresie. W AGO było to widać. Gdy wrócił dawny snatchie, wrócił od razu na stałe.

To prawda. Po okresie w Virtus.pro – gdy przez około dwa lata byłem w dołku, przede wszystkim indywidualnie – właśnie w Sprout zacząłem się odbudowywać i od tego czasu utrzymuję równy, bardzo dobry poziom. Nie ma żadnego powodu, bym miał z niego schodzić. Pod tym względem jestem o siebie spokojny.

Drużynowo nie udało się jednak złamać pewnego poziomu, zatrzymaliście się na trzeciej dziesiątce świata, bo w najważniejszych momentach brakowało kropki nad i. Jesteś w stanie wskazać przyczyny?

Dla mnie jest to zagadka. Uważam, że przegrane finały w pewnym sensie nas demotywowały. Do samego finału wszystko szło fajnie, graliśmy bardzo dobrze jako drużyna, ale w meczach o tytuł zawsze powstawała jakaś dodatkowa presja i nie byliśmy w stanie się przełamać. Myślę w sumie, że gdybyśmy wygrywali te turnieje, mógłbym podjąć nieco inną decyzję niż podjąłem. Szkoda było tych wszystkich szans... ale, jak widać, AGO zmiany wyszły na dobre (śmiech).

Skoro wywołałeś temat finałów – zastanawiasz się czasem, co by było, gdybyście nie stracili ESL Mistrzostwa Polski, które otwierało drogę do Kolonii?

Na pewno. Sam fakt zdobycia mistrzostwa Polski był ważny, ale nie da się ukryć, że międzynarodowy turniej, który również był wtedy nagrodą, otwierał możliwość występu w rozgrywkach tier 1. Prezentowaliśmy wtedy całkiem dobrą formę i kto wie, jak by się to potoczyło. Tym bardziej że z tego co pamiętam, o wyjazd do Kolonii nie walczyły drużyny potencjalnie od nas lepsze albo notowane wyżej w rankingach. Gdyby nie ta feralna sytuacja, moglibyśmy dostać boosta do turnieju tier 1.

To zapytam z drugiej strony. Czy zamiast boosta był w takim razie cios dla motywacji albo atmosfery?

Pod względem motywacji i atmosfery w drużynie? Myślę, że nie. Pojawiło się trochę zdenerwowania, że coś takiego się wydarzyło, ale szybko zapomnieliśmy o sprawie, choć oczywiście szkoda była utraconej okazji.

Podkreślasz znaczenie przepustki do międzynarodowych zmagań. Rozmawiałem jakiś czas temu z reatzem i doszliśmy do wniosku, że dla was, graczy znających już smak triumfów na krajowym podwórku, sam tytuł mistrzowski nie znaczy aż tak wiele, co możliwość pokazania się na wyższym europejskim szczeblu.

To prawda. Dla zawodników, którzy długo grają w CS-a i zdołali już wygrać mistrzostwa Polski, sam tytuł przestaje mieć aż takie znaczenie, choć wciąż uważam, że warto pokazywać dominację w kraju i być po prostu najlepszą drużyną. Z drugiej strony współistnienie dwóch równoważnych lig moim zdaniem nie wpływa dobrze na ekosystem, bo jedne ekipy wybierają dane rozgrywki, a inne grają u konkurencji. Brakuje wspólnych mistrzostw, które faktycznie mogłyby wyłonić najlepszy zespół.

Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że zamieniając AGO na Anonymo postawiłeś ogromny krok w kierunku IEM Katowice. Jako Jastrzębie zrezygnowaliście w końcu z udziału w jesiennej odsłonie ESL MP na rzecz PLE.

Decyzja zarządu była taka, że... My jako gracze oczywiście także zostaliśmy zapytani o zdanie, ale decyzja w pełni należała do organizacji. Rozumiem ją. Dla mnie naturalne jest to, że graliśmy tam, gdzie chciało grać AGO.

snatchie
fot. Maciej Kołek / ishootesports.com

Co cenisz wyżej – równą, stabilną formę bez spektakularnych sukcesów czy pojedyncze wyskoki, za którymi nie idzie żadna kontynuacja?

Z perspektywy gracza drużyny czasami nie prezentują wybitnego poziomu, a nagle wygrywają turniej. Zdarza się też, że długo utrzymujesz dobrą postawę i regularnie dochodzisz do końcowych etapów rywalizacji, ale zawsze w końcu odpadasz. Trudno mi powiedzieć, co jest lepsze. Trzeba znaleźć balans, a najlepszym balansem jest oczywiście grać dobrze, stabilnie i wygrywać, bo to nie bierze się z niczego. Gdy kilka razy z rzędu nie wychodzisz z grupy, a potem znikąd odnosisz sukces, to tak naprawdę nie wiesz, czy faktycznie grałeś dobrze. Nie wiesz, jak znaleźć stabilizację, masz świadomość, że to mógł być tylko przebłysk formy i prędzej czy później znów wpadasz w kryzys. U nas akurat dyspozycja była dobra i stabilna, ale gdy przychodziły mecze o największą stawkę, zawodziliśmy.

Latem przedłużyliście umowy o trzy miesiące, ale i tak odeszliście tuż przed play-offami ESEA Premier i w trakcie PLE. Po sprawdzeniu kalendarza nasuwa się wniosek, że kontynuacja współpracy z AGO była nastawiona wynikowo głównie na kwalifikacje do IEM Fall i Majora. Faktycznie tak było?

Niekoniecznie. To był jeden z celów, ale mieliśmy też z drużyną i zarządem założenie, by powygrywać turnieje online. Te cele nie zostały przez nas spełnione.

W AGO po raz pierwszy miałeś okazję grać w sześcioosobowym składzie. Masz jakieś przemyślenia na temat takiego modelu drużyny? Czy jako stałego członka wyjściowej piątki jakkolwiek cię to dotykało?

Akurat w moim wypadku, jeśli chodzi o rozgrywkę i styl gry, nie odczuwałem żadnej różnicy. Jako snajper i tak miałem swoje niezmienne zadania na mapie. Uważam, że sześcioosobowy model jest okej, kiedy obaj wymieniający się zawodnicy czują się w nim dobrze. Gdy któryś z nich nie do końca akceptuje swoją rolę, ale gra, bo musi, to już nie jest tak kolorowo. Wszystko zależy od zawodnika. Wiadomo, że gdy zawodnik dochodzi do drużyny właśnie jako szósty, przedstawia mu się plan i musi się do niego dostosować. Jeśli to akceptuje, to raczej wie, co robi. Takie jest moje nastawienie do tego tematu. 

Uważam, że to dobre rozwiązanie, choć tak naprawdę Valve nie wspiera rotacji. Widzimy, że sześcioosobowe drużyny rezygnują z tego pomysłu, np. NAVI czy Astralis, które wprawdzie dalej ma do dyspozycji sześć osób, ale według mnie nie do końca wykorzystuje ich potencjał. Dobrym przykładem jest Bubzkji, który dostał się na Majora, ale na nim zabrakło dla niego miejsca.

W LoL-u rotacja często sprowadza się do współpracy na linii weteran-młodzik. Oczywiście tam zawodnicy zmieniają się 1:1 pod względem pozycji, co niekoniecznie musi pokrywać się z CS:GO. Myślisz, że takie rozwiązanie miałoby sens? Pytam, bo w przypadku AGO lemana absolutnie nie można nazwać nieopierzonym zawodnikiem.

Myślę, że pod takim względem byłby to dobry ruch psychologiczny. Starszy gracz, który zjadł już na branży zęby, potencjalnie może mieć trochę mniejszą motywację. Młodszy kolega stałby się dla niego napędem motywacyjnym, konkurencją w kontekście miejsca w składzie. Znów wiele zależy jednak od danej jednostki. Nie każdy doświadczony gracz będzie umiał przełknąć fakt, że zastępuje go jakiś młodzik. Widzę w sześcioosobowych zespołach potencjał, ale ważne jest podejście zarządu oraz samych zawodników.

Czy w AGO pojawił się kiedykolwiek pomysł, byś dzielił pozycję z mhL-em?

Nigdy nie pojawiła się taka propozycja. Wydaje mi się, że prezentowałem na tyle dobry poziom, że raczej nikt nie myślał o tym, żeby zastępować mnie mhL-em.

Kończąc powoli wątek AGO: jak zmieniła się organizacja w okresie, gdy reprezentowałeś inne formacje? Byłeś tam na samym początku sekcji CS:GO, potem poznawałeś świat gdzie indziej, by z bagażem doświadczeń wrócić na stare śmieci, więc moim zdaniem jesteś najlepszą osobą do odpowiedzi na to pytanie.

W pewien sposób zmienił się zarząd organizacji, pojawił się nowy prezes [Maciej Opielski – przyp.red.], bo wcześniej tę funkcję pełnił Jakub Szumielewicz. Co do samej organizacji, uważam, że jest na najwyższym poziomie, nie mam jej nic do zarzucenia. Moim zdaniem wiele pochwał należy się miNIroxowi i Arkowi, czyli menedżerowi drużyny. Wykonują świetną robotę na linii zespół-organizacja oraz w samej grze. Mikołaj jest mega dobrym trenerem. Gdyby nie oni, AGO – nieważne jaki akurat byłby skład – nie docierałoby na tak wysoki poziom.

Tak, zwraca się uwagę na ciągłość sztabu szkoleniowego i fakt, że AGO już po raz czwarty awansowało do EPL-a.

To prawda, choć, jakby nie patrzeć, tym razem chłopaki mieli złoty strzał. Przed play-offami ESEA Premier niewiele grali. To duży sukces, ale trzeba zwrócić uwagę, że konkurencja nie była zbyt silna. Nie ma jednak co umniejszać tego osiągnięcia, bo to spore wydarzenie. Szczere gratulacje dla AGO.

Mimo że stawka rzeczywiście nie należała do najmocniejszych, jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym nikt z polskiej trójki nie zachodzi daleko, a skończyło się na polskim finale, więc wyszło naprawdę super.

To prawda.

Minęło półtora tygodnia od naszej pierwszej rozmowy, dwa tygodnie odkąd oficjalnie rozstałeś się z AGO, trzy od momentu wygaśnięcia umowy, ale o tym, że możesz opuścić Gniazdo, mówiło się już wcześniej. Kiedy pojawiło się zainteresowanie ze strony Anonymo?

Anonymo było mną zainteresowane od dłuższego czasu. Wiem, że pierwszy kontakt w sprawie ewentualnego transferu pojawił się już na przełomie czerwca i lipca, gdy wygasała pierwotna umowa z AGO. Wtedy odmówiłem i przedłużyłem kontrakt z AGO na trzy kolejne miesiące. Teraz wiedza, że znów kończy mi się umowa, była w kuluarach raczej jawna, więc zainteresowanie Anonymo powróciło, ale trudno mi sprecyzować dokładny moment. 

Wcześniej wspomniałeś, że decyzję o opuszczeniu Gniazda podjąłeś wspólnie z rallenem. Obaj wylądowaliście w Anonymo. Byliście pakietem? 

Jeżeli mieliśmy dołączyć do polskiej drużyny, to tylko jako pakiet. Jeśli chodzi o rodzime podwórko, chcę grać z rallenem, a rallen chce grać ze mną. W dwójkę stanowimy dla zespołów określoną jakość. Uważam, że jako duet jesteśmy w stanie zdziałać więcej niż jako pojedyncze jednostki. 

fot. x-kom AGO

Dlaczego postawiliście na Anonymo, a nie na AGO? W Chorzowie mówiłeś o kwestiach finansowych. Anonymo zaoferowało lepsze warunki?

Podczas negocjacji AGO rzeczywiście zaproponowało trochę gorsze warunki finansowe, ale myślę też, że te wszystkie przegrane finały nas zdołowały i w ówczesnym zestawieniu już raczej nie przeskoczylibyśmy pewnej granicy.

W tym momencie przenosiny z AGO do Anonymo nie są awansem sportowym.

Nie, nie są. Uważam jednak, że w Polsce nie jest trudno zbudować skład na miarę top 30. Chodzi o to, żeby złamać tę barierę i zacząć grać na wyższym szczeblu. Wydaje mi się, że na polskiej scenie jest możliwych kilka kombinacji, które potencjalnie można ułożyć i które mogłyby być na całkiem dobrym poziomie, ale czy przebijałyby pewien pułap? Mogłoby być ciężko.

Anonymo jest tym zespołem, który ma potencjał, żeby włączyć się do rywalizacji o wyższe cele?

Myślę, że tak, podobnie zresztą jak było to w AGO. Patrząc jednak na wszystkie nieudane próby, przegrane finały, trudno było nam pójść do przodu. 

Widzisz jakieś konkretne podobieństwa między tymi drużynami?

Jestem jeszcze za krótko w Anonymo. Budujemy naszą grę od początku, za nami zaledwie jeden dzień treningowy, bo tuż po oficjalnym ogłoszeniu transferu mieliśmy oficjalne mecze. Dopiero dziś [w środę – przyp. red.] przeprowadziliśmy trening z prawdziwego zdarzenia, więc jeszcze jest za wcześnie, bym mógł się wypowiadać na jakikolwiek temat związany z drużyną.

Wrócę do tezy, że w Polsce nie jest trudno zbudować skład na top 30. rallen wczoraj stwierdził, że polskie drużyny możecie ogrywać z marszu, od siebie dodam, że uczestnicy Conference to mniej więcej ten sam poziom. Ten turniej razem z ESL MP już w najbliższych tygodniach będą decydować o tym, jak będzie wyglądał 2022 rok. Nie macie dużo czasu. Wierzysz, że wszystko od razu zatrybi?

Nie wiem, zobaczymy. Kontrakty z Anonymo również nie są podpisane na długi okres. Wychodzę z założenia, że nie ma sensu wchodzić w długie umowy z polskimi organizacjami. Preferuję jak najkrótszy okres trwania kontraktu, ale z możliwością przedłużenia, co bardzo podobało mi się w AGO. To odpowiednia droga dla rodzimej sceny, bo po pewnym czasie widać już, czy dany projekt ma potencjał czy nie. Aktualnie nastawiam się na ciężką pracę i sprawdzenie, co z niej wyniknie, a nie na konkretne rzeczy. Myślę, że jeśli każdy w drużynie będzie dawał z siebie bardzo dużo i wspólnie będziemy pracować nad poprawą naszej gry, to mamy naprawdę duży potencjał.

Właśnie, zapowiadałeś, że celujesz głównie w kierunek międzynarodowy, a ostatecznie zostałeś w Polsce. Po prostu cały czas wierzysz, że da się nad Wisłą zbudować coś fajnego.

Zdecydowanie. Z perspektywy gracza na pewno fajnie jest zbudować polski skład, który postara się nawiązać rywalizację z czołówką, również ze względu na fanbase. Gdy reprezentujesz zagraniczną formację, polscy kibice nie do końca cię śledzą, można powiedzieć, że aż tak bardzo ich nie obchodzisz. Chyba że osiągasz znaczący sukces, tak jak teraz hades czy dycha. Wiadomo, że gdyby porównywalny wynik odnotowała polska ekipa, stary klimat Virtus.pro mógłby powrócić. Fani w Polsce potrzebują dobrej drużyny, naprawdę dobrej. Ona mogłaby przywrócić CS:GO sporo ludzi, CS mógłby u nas odżyć, bo nie ukrywam, że mam wrażenie, że na przestrzeni ostatnich dwóch lat trochę pod tym kątem umarł.

Jest z czego czerpać, co pokazał występ Anonymo na Flashpoincie.

Tak, ale trzeba pamiętać, że fanbase Anonymo bierze się trochę z fanbase'u innocenta czy Snaxa, co stanowi w pewnym stopniu o marce tej drużyny.

Jak wywołałeś do tablicy dychę, to dodam jeszcze od siebie MICHA. Obaj zostali za granicą na dłużej, ty jako jeden z nielicznych postanowiłeś wrócić do Polski. Zdarza ci się spojrzeć z zazdrością na kolegów, którzy niedługo zagrają na Majorze?

Nie rozmyślałem o tym. Nie jestem raczej osobą, która komukolwiek czegokolwiek zazdrości. (śmiech). ENCE dostało się na Majora dzięki ciężkiej pracy, fajnie im ten skład działa. Nie ma też co ukrywać, że MICHU przez ostatni rok wiele nie powygrywał. Oczywiście Michała bardzo lubię i myślę, że sam zdaje sobie z tego sprawę i nie jest zadowolony.

fot. Maciej Kołek / ishootesports.com

I wcześniej w AGO, i teraz w Anonymo można zauważyć podobną formułę – czterech doświadczonych graczy i jeden młodszy stażem (F1KU/Kylar). To najlepsza możliwa proporcja? Pytam, bo kiedyś mówiłeś, że tworzenie drużyny gwiazd z głośnymi nazwiskami to droga donikąd, a myślę, że w tym momencie Anonymo można nazwać konstelacją gwiazd.

Potencjalnie po spojrzeniu na nicki faktycznie można o nas powiedzieć, że jesteśmy drużyną gwiazd, ale ja bym nie rozpatrywał zespołu w tej kategorii, bo nikt nie czuje się gwiazdą. Pojęcie "drużyna gwiazd" istnieje z punktu widzenia kibiców. Czasami faktycznie przychodzisz do formacji jako gracz i czujesz, że koledzy mają wybujałe ego i są nie wiadomo jakimi gwiazdami. W Anonymo tak nie jest. Wszyscy wiemy, że jedynie ciężką pracą można coś osiągnąć. Nikt nie będzie wybijał się na bohatera. Sądzę, że wszystko ukształtuje się naturalnie. To najlepsza droga. Granie pod daną osobę, mianowanie jej star-playerem, gdy nie narodziło się to na serwerze, to tak naprawdę bezsensowne nakładanie niepotrzebnej presji.

Jesteś znany z tego, że lubisz grać agresywnie. Zakładam, że rolę drugiego snajpera w miarę możliwości będzie pełnił Snax...

Tak, pozycje będą tak dostosowane, by Janek grał drugą AWP. Wiadomo, że lubię swój styl, ale absolutnie nie twierdzę, że cały czas muszę grać agresywnie. Jestem na takim etapie kariery, gdzie moja gra jest bardziej zbalansowana. Potrafię też stanąć pasywnie i sobie strzelać.

Dążę do tego, że nieprzewidywalność może być waszą mocną stroną. Sam stwierdziłeś, że możesz łączyć różne style, a Snax "nieszablonowość" ma chyba na drugie imię.

Zgadza się. Podoba mi się, że mamy w Anonymo dużo graczy z wieloma pomysłami i inicjatywami. To spora różnica w porównaniu do AGO, gdzie moim zdaniem czasami brakowało koncepcji, szczególnie w meczach o stawkę, gdy według mnie powinno właśnie podejmować się jak najwięcej aktywności. Mamy zawodników, którzy na serwerze potrafią sami z siebie callować i to na pewno istotna zaleta. Przy tym trzeba jednak umieć zachować balans, którym jest po prostu poukładana gra i korzystanie z rzeczy stworzonych wcześniej, działanie na nich. Poleganie na instynkcie, bazowanie na komunikacji jest bardzo ważne, ale podkreślam, że najlepszą możliwą metodą jest znalezienie złotego środka między oboma sposobami.

Czyli zamierzacie budować hybrydę.

Będziemy do tego dążyć. Osobiście wierzę, że hybryda to najlepszy styl, żeby drużynowo grać dobrze w CS-a. Gdy jednocześnie wykorzystujesz potencjał indywidualny zawodników i automatycznie odpowiednio grasz taktycznie, widać, że twoja gra jest ułożona i dopracowana.

Jak macie zamiar zadbać o to, by każdy czuł się komfortowo, skoro nie w każdym przypadku role muszą być idealnie dopasowane?

Najważniejszym czynnikiem, żeby każdy czuł się dobrze, są wyniki. Gdy wygrywasz, nawet jeśli indywidualnie poszło ci gorzej, i tak cieszysz się ze zwycięstwa. Najwięcej motywacji daje wygrywanie, które napędza twoją zajawkę i to, że chcesz robić więcej, więcej pracować. Jeżeli nie przepracujesz jednak okresu startowego, to nie będziesz odnosił sukcesów. To naczynia połączone.

Jakie macie plany na najbliższe tygodnie?

Planujemy rywalizować tylko w ESL Mistrzostwach Polski, potem jest EPL Conference. To w tym momencie dwa krótkoterminowe cele. Postaramy się jak najszybciej dopracować swoją grę. Jesteśmy trochę postawieni pod ścianą, bo rzeczywiście nie mamy zbyt wiele czasu na budowanie gry na nowo. Jesteśmy w środku sezonu i musimy na bieżąco wprowadzać nowinki i je testować. Jeśli każdy z nas będzie wykazywał inicjatywę, to powinno nam pójść sprawnie.

To naturalne, że jesteś dobrej myśli. Widać bojową atmosferę, również w wypowiedziach medialnych twoich czy rallena. Czy słowa typu "Top 20 już mnie nie satysfakcjonuje" nie nakładają na was z marszu dodatkowego obciążenia? Po upadku pierwotnego VP w Polsce często padały szumne zapowiedzi, za którymi nie szły wyniki i nakręcała się spirala. Kibice lubią punktować każde potknięcie.

Kibicami przestałem się przejmować po epizodzie w Virtus.pro. Mało mnie obchodzi to, co mówią ludzie. Skupiam się raczej na sobie i na tym, żeby wspólnie z drużyną prezentować się dobrze. Jeżeli będę wiedział, że dałem z siebie bardzo dużo, ale po prostu nie wyszło, to tylko ja będę mógł sobie coś zarzucić, a nie ludzie komentujący po przegranym meczu.

W Virtus.pro nawiązałeś dobrą relację z psychologiem, który teraz współpracuje także z Anonymo. Ta znajomość miała dla ciebie jakieś znaczenie przy podejmowaniu decyzji?

Nie, raczej nie. Psycholog pracujący z Anonymo jest fachowcem, ale w AGO też mieliśmy zapewnione bardzo dobre wsparcie. Wydaje mi się, że praca z psychologiem zależy od człowieka. Tego, co chcesz powiedzieć i jak bardzo jesteś otwarty. Jeżeli niby jesteś na "tak", ale nie otworzyłeś się w pełni, to jego obecność niezbyt ci pomoże. Nieważne z kim pracujesz, ważne jest twoje podejście.

To na koniec luźniejsze pytanie. Jeśli los nie skojarzy was z AGO w jakichś międzynarodowych zawodach, to na taki mecz prawdopodobnie będziemy musieli poczekać do przyszłego roku. Trochę szkoda czy nie czujesz chęci pokazania kumplom, gdzie raki zimują? (śmiech)

Nie, nie. Nadal mamy bardzo dobry kontakt. (śmiech). Wiadomo, że gdyby doszło do bezpośredniego pojedynku, to chciałbym wygrać i miałbym dodatkową motywację, ale nie jest tak, że cokolwiek musiałbym udowadniać. Nikt mnie z AGO nie wyrzucił, sam podjąłem decyzję o odejściu. Będę kibicował chłopakom na arenie międzynarodowej, bo uważam, że mają fajny, młody skład. Życzę im jak najlepiej. Mam nadzieję, że z wzajemnością.

Obyście się spotkali w Pro Lidze...

Fajnie by było, ale powiem tak: w Polsce różnie bywa, Pro Liga dopiero za kilka miesięcy. Jeszcze wiele może się wydarzyć.

Dlatego dobrze, że Conference już niebawem.

To prawda. Jest się do czego szykować. Podejrzewam, że AGO również wolałoby zagrać w EPL-u trochę szybciej, ale niestety muszą uzbroić się w cierpliwość (śmiech).

Śledź rozmówcę na Twitterze – Michał "snatchie" Rudzki
Śledź autora wywiadu na Twitterze – Marcin Gabren