Nadszedł ten dzień. Już dziś sezon 2021 na esportowej scenie VALORANTA dobiegnie końca. Nim jednak zgasną światła, a zawodnicy udają się na zasłużone urlopy po wyczerpującym roku, pozostało do zrobienia jeszcze jedno. Musimy bowiem poznać pierwszych w historii mistrzów świata. O tytule przesądzi dzisiejszy wielki finał VALORANT Champions 2021, w którym naprzeciwko siebie staną Acend z dwoma Polakami na pokładzie oraz Gambit Esports.

Polski ślad

W przypadku Acend ewentualne zdobycie mistrzostwa byłoby zwieńczeniem naprawdę pięknej przygody. Wszak skład, który już za kilka godzin może okazać się tym najlepszym na całym globie, został sformowany na początku tego roku i nikt chyba nie spodziewał się, że kilkanaście miesięcy później będzie rywalizować na takim poziomie. – Gdyby ktoś na początku roku, gdy tworzyliśmy skład z pięciu no-name'ów, powiedział mi, że znajdziemy się w finale mistrzostw, to pewnie zacząłbym się głośno śmiać. Teraz jednak cNed i przyjaciele są jeden mecz od tego, by wznieść w górę trofeum. To był szalony rok i nie mógłbym prosić o nic więcej. Naprawdę nie zdajecie sobie sprawy, przez co musieliśmy przejść w trakcie tej przygody, ale mimo to udało nam się pozostać razem. Czuję, jakby to była moja druga rodzina. Kocham was, chłopaki – nie krył wzruszenia w opublikowanym dziś wpisie Patryk "starxo" Kopczyński. Polak to jeden z tych graczy, którym VALORANT pozwolił naprawdę zabłysnąć, bo wcześniej na scenie Fortnite'a nie wypracował on sobie dostatecznie mocnej marki. Wszystko zmieniło się dopiero, gdy jego ekipa dołączyła do Raise Your Edge Gaming, by półtora miesiąca później, już po niespodziewanym awansie na europejskie finały pierwszego etapu VALORANT Champions Tour, związać się z Acend.

Nieco inaczej wyglądała sytuacja drugiego z naszych rodaków, Aleksandra "zeeka" Zygmunta, bo ten już wcześniej był osobą raczej kojarzoną, przynajmniej w naszym kraju. 20-latek również zaczynał w Fortnicie, gdzie reprezentował barwy x-komu AGO, zaś po przejściu do gry Riot Games prezentował się na tyle dobrze, że jego usługi zapewniło sobie słynne G2 Esports. Niemniej przygoda z Samurajami daleka była od ideału i zakończyła się po niespełna pięciu miesiącach. Wtedy nie było jasne, jaka przyszłość czeka Zygmunta, ale na jego szczęście G2 zagięło parol na prowadzącego Acend, Jose Luisa "koldamentę" Arangurena Herrero, dzięki czemu mogło dojść do transferowej wymiany. A zeek i starxo spotkali się ponownie, bo chociaż w Fortnicie nie mieli okazji razem grać, to w VALORANCIE jak najbardziej, przez kilka miesięcy tworząc czołowy polski miks THOSE GUYS. Niemniej tym razem stawka była o wiele większa, bo w momencie przenosin Zygmunta zespół był już zaliczany do europejskiej czołówki, aczkolwiek miał za sobą rozczarowujący występ w drugim etapie VCT, przez co ominęły go lanowe finały na Islandii.

Czas na decydujące starcie

O wiele lepiej wyglądał trzeci etap, w którym skład naszych rodaków stanął na najniższym stopniu podium europejskich finałów i ze sporymi nadziejami jechał do Berlina na finały światowe. Niestety tam znowu czegoś zabrakło, bo już w pierwszej rundzie play-offów lepsi okazali się 100 Thieves. Dlatego też jeszcze przed startem VALORANT Champions trudno było jednoznacznie ocenić, na co będzie stać Acend. Co prawda drużyna nadal zaliczana była do szerokiego grona faworytów, ale... Właśnie, wcześniejsze niepowodzenia sprawiały, że pojawiało się pewne "ale". Dziś wiemy już, że niepotrzebnie, bo zespół spod fioletowej bandery pokonał wszystkie dotychczasowe przeszkody, chociaż zaczęło się nieszczególnie, bo od porażki z Vivo Keyd. Potem jednak okazało się, że Brazylijczycy korzystali z exploita i ostatnią potyczkę powtórzono, a europejczycy przechylili szalę na swoją stronę wynikiem 2:1. Co ciekawe, w kolejnych spotkaniach starxo, zeek i spółka nie oddali już ani jednej mapy. A przecież rywale wcale nie byli łatwi, bo na drodze Acend stawały Team Envy czy też Team Liquid. Ale za każdym razem górą byli nasi rodacy, którzy mieli zresztą ogromny wkład w każde z korzystnych rozstrzygnięć. Czy podobnie będzie i dziś?

Z pewnością wszyscy byśmy tego chcieli, ale trzeba pamiętać, kto stanie w drugim narożniku. A będzie to rosyjska piątka w barwach Gambit Esports, która awans na mistrzostwa świata zapewniła sobie dzięki triumfowi w trzecim etapie VCT. Wówczas ekipa z Europy Wschodniej zabierała zasłużone pochwały, bo miała za sobą naprawdę świetny turniej. Wszyscy zachwycali się bardzo młodym i w większości niedoświadczonym składem. Tworzący go zawodnicy nie mogli pochwalić się sukcesami z innych gier, bo też część z nich w żadne na poziomie zawodowym wcześniej nie grała. A mimo to wówczas w Berlinie to oni byli najlepsi i teraz z pewnością ponownie podbiliby stolicę Niemiec. I to w momencie, gdy po rozczarowującej drugiej edycji Red Bull Home Ground wydawało się, że są pod formą. W tym miejscu warto wspomnieć, że z tamtego turnieju wyrzuciło Rosjan właśnie Acend, dzisiejszy finał będzie więc okazją do rewanżu za to upokorzenie. Okazją naprawdę wartościową, bo formacja spod znaku czerwonej gwiazdy jest w gazie. Nie ma tu oczywiście mowy o żadnej dominacji i też trudno nie odnieść wrażenia, że drabinka była dla reprezentantów regionu CIS łaskawa. Nie zmienia to jednak faktu, że Gambit jest mocne. I groźne. I zdeterminowane.


Wielki finał VALORANT Champions 2021 pomiędzy Acend a Gambit Esports rozpocznie się o godzinie 18:00 i rozegrany zostanie w systemie BO5. Spotkanie to wraz z polskim komentarzem obejrzeć będzie można na oficjalnym kanale Polsat Games na Twitchu. Po więcej informacji na temat zawodów zapraszamy do naszej relacji.