***

Zabieram się do tego tekstu po raz n-ty, bo najpierw nie potrafiłem przelać swoich myśli na wirtualny papier, a jak już się udało, to straciły one aktualność, bo BLAST przerwał milczenie realnie decyzyjnych podmiotów esportowych i powiedział "do widzenia" wszystkim organizacjom z Rosji, w domyśle włącznie z ich podopiecznymi. Rozwiązanie wtedy nie do końca mnie satysfakcjonujące, ale zawsze to jakiś początek – tak myślałem, przenosząc do kosza swój apel o jakąkolwiek aktywność. A potem okazało się, że BLAST podjął najbardziej radykalną decyzję z wszystkich istotnych graczy na rynku. Niektórzy – jak Riot czy Valve – wciąż udają, że nic się nie dzieje albo grają na przeczekanie, natomiast ESL postanowiło wykonać mentalny szpagat, nakładając kary jedynie na "organizacje mające wyraźne powiązania z rządem rosyjskim, w tym z osobami lub organizacjami objętymi domniemanymi lub potwierdzonymi sankcjami Unii Europejskiej".

Drogie Panie i drodzy Panowie, kto, w jaki sposób i na jakiej podstawie decyduje, gdzie jest granica między powiązaniami wyraźnymi i niewyraźnymi? I czy umożliwienie zawodnikom Virtus.pro i Gambit występu w ESL Pro League pod neutralną nazwą, bez możliwości reprezentowania swojego kraju, organizacji oraz jej sponsorów przyniesie zamierzony efekt? Już wiemy, że nie, bo w oficjalnym komunikacie VP czytamy: "Nasi gracze zawsze będą Niedźwiedziami". A jeśli się nie mylę, to sankcje autorstwa ESL powstały z dokładnie przeciwnym zamysłem. Bo jakie przesłanie tak naprawdę niesie ze sobą komunikat Virtusów? ESL złe. Virtus.pro dobre. Wojna? Jaka wojna? Czułem się, jakbym znowu czytał skrytykowane już wzdłuż i wszerz wypowiedzi sportowych działaczy z Rosji. 

***

Żebyśmy mieli całkowitą jasność, nie jestem w tej sprawie obiektywny. Myślę zresztą, że większość z nas, Polaków, nie jest. To normalne i ludzkie. I Rosja, i Ukraina są naszymi sąsiadami, wojna toczy się ledwie kilkaset kilometrów od nas, jako cały kraj bezpośrednio zaangażowaliśmy się w pomoc uchodźcom. Oprócz tego dramaty II wojny światowej wciąż są głęboko zakorzenione w naszej pamięci narodowej – nie tylko dzięki lekcjom historii, ale też przez opowieści rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie. Naturalnym odruchem jest dla mnie ostracyzm Rosji w każdej możliwej postaci i gdybym ja miał decydować, na najbliższy czas podziękowałbym za współpracę wszystkim rosyjskim organizacjom (ciekawe, na co idą ich podatki?), kompletnie nie zastanawiając się nad ich strukturą właścicielską. To znacznie mocniejsza forma protestu niż zmienienie zdjęcia profilowego w mediach społecznościowych. Nie może być tak, że HellRaisers zawiesza działalność, bo pracownicy chowają albo przynajmniej powinni się chować w schronach, a w tym samym czasie ich rosyjskie odpowiedniki jak gdyby nigdy nic cieszą się pełnią życia.

I tu płynnie przechodzimy do pytania: co z zawodnikami? Ja skłaniam się ku analogicznemu podejściu, choć to cholernie trudna sprawa. Z jednej strony w esporcie nie ma obecnie rywalizacji narodowej, gracze przede wszystkim reprezentują swoje formacje, często współpracują z kolegami o innej narodowości, czego najlepszym przykładem jest ukraińsko-rosyjski skład CS:GO NAVI. Z drugiej strony nie jest tak, że w ogóle nie reprezentują swojego kraju, bo przecież z kim najmocniej utożsamiają się polscy fani, jak nie z polskimi piątkami. W dodatku ograniczenie się do samych klubów otwiera furtkę niepotrzebnym w tym momencie rozważaniom. Co z międzynarodowymi zespołami, np. G2 z m0NESYM? Czy gdyby pięciu Rosjan grało akurat w polskiej, niemieckiej czy szwedzkiej formacji (albo czeskiej, patrz: Entropiq), to wszystko byłoby w porządku? Co z esportowcami, którzy rywalizują w grach indywidualnych? 

Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi. Moim zdaniem nie można za każdym razem decydować na podstawie wybranych przez siebie czynników, to nie byłoby sprawiedliwe, zrozumiałe ani po prostu fizycznie wykonalne. I mogłoby budzić słuszne wątpliwości wśród zwykłych rosyjskich kibiców: "Dlaczego rodacy z X są mile widziani, a ci z Y już nie? Może to faktycznie spisek świata przeciwko naszym organizacjom?".

Więc jeśli wykluczenia, to całkowite i z konsekwencją. Jeśli nie, to…

***

Przewijające się za granicą stanowisko, że esport jest ponad polityką i podziałami, kompletnie do mnie nie przemawia. To zakłamywanie rzeczywistości i pójście na łatwiznę. Celem sankcji jest objęcie wszystkich możliwych sfer życia, wpłynięcie na gospodarkę, przebicie się przez cenzurę, zmuszenie obywateli do reakcji albo chociaż refleksji, czasami też uświadomienie, co robi ich państwo. To całkowicie pokojowe rozwiązanie dążące do przerwania rozlewu krwi. Chcę wierzyć, że akceptowane również przez esportowców z Rosji. Bo oczywiście to nie oni sami w sobie są lub byliby celem sankcji, czego nie jest w stanie zrozumieć zbyt duża część branżowej społeczności z Europy Zachodniej i Ameryki Północnej. 

W zaistniałych okolicznościach problemem jest brak globalnych federacji zrzeszających poszczególne podmioty i posiadających kontrolę nad całą sceną. Ich rolę mogliby spełnić jedynie wspomniani już deweloperzy. Valve, Riot i reszta. Możliwe było też porozumienie organizatorów i organizacji pokroju ESIC czy CSPPA, ale ostatnie dni pokazały już, że każdy niestety decyduje za siebie.

Od dawna przekonujemy, że esport jest czymś więcej niż “graniem w gierki”. Czas to potwierdzić. Choć chyba już bez udziału Virtus.pro.