Przebojowe wejście w 2022 rok

Cofnijmy się jeszcze do momentu, zanim nastąpiła nowa era Vitality. Końcówka 2021 stała pod znakiem zdumiewających wieści dla miłośników LoL European Championship. Wtedy świat obiegły plotki, że do drużyny, która nigdy nie rywalizowała o topowe lokaty, mają dołączyć wybitni gracze. W zespole pozostać miał Oskar "Selfmade" Boderek oraz Labros "Labrov" Papoutsakis. Reszta wakatów miała zostać przejęta przez Barneya "Alphariego" Morrisa, Lukę "Perkza" Perkovicia oraz Matyáša "Carzzyego" Orsága. Już wtedy świat League of Legends oszalał i jedynie czekano na oficjalne potwierdzenie zaskakujących doniesień. Te zostały przyklepane na początku grudnia, a nowy superteam stał się faktem.

Na tworze Riotu jednak organizacja nie miała zamiaru się zatrzymywać. W podobnym czasie gorąco było też wokół dywizji CS:GO, którą również czekała poważna restrukturyzacja. Mówiło się wówczas, że dojdzie do fuzji ówczesnego składu Vitality z Astralis. Rozstać się z ekipą mieli Richard "shox" Papilion, Jayson "Kyojin" Nguyen oraz trener formacji – Rémy "XQTZZZ" Quoniam. Ich miejsce natomiast zostałoby wypełnione Peterem "dupreehem" Rasmussenem, Emilem "Magiskiem" Reifem, a rola szkoleniowca przypadłaby Danny'emu "zonicowi" Sørensenowi. Taka paka, podobnie jak w przypadku LoL-owej brygady, została oficjalnie zaprezentowana, lecz niemal miesiąc później.

Jedno jest pewne: w głowie francuskiej organizacji zrodziła się myśl o zrobieniu ogromnego kroku naprzód. Cel oczywiście był jeden – wyniki. Uzbrojone po żuwaczki Pszczoły zostały stworzone po to, aby zawojować dwa największe esportowe tytuły i wznieść się na piedestał, zostawiając resztę ekip w tyle. Plany i działania zarządu były bardzo dobre i ten zrobił wszystko, co do niego należało. Jedyne, co pozostało, to oddać pałeczkę nowym drużynom i czekać na efekty.

Wymęczone piąte miejsce w LEC to za mało

Problemy LoL-owej sekcji Vitality były widoczne już od samego startu. Wszak ekipa ta zaliczyła ogromny falstart w rozgrywkach, kończąc pierwszy tydzień zmagań z bilansem 0-3. Wówczas jednak zawodnicy zaczęli memować z okropnego startu i zapewniali, że jest to dopiero początek. Następna kolejka potoczyła się już o niebo lepiej, gdyż VIT zgarnęło komplet punktów. Dalsze poczynania drużyny w sezonie zasadniczym europejskich rywalizacji to już swego rodzaju sinusoida dobrych i złych rund. Formacja obijała się stale o szóste-siódme miejsce w tabeli, lecz z czasem było to już bardzo dla niej niekorzystne. Przecież trzeba pamiętać, że do play-offów awansować miało sześć najlepszych ekip.

Wydawałoby się, że im bliżej końca etapu grupowego, tym Selfmade i jego kompani mocniej się zepną i zaklepią sobie miejsce w części pucharowej bez większych kłopotów. Tak się jednak nie stało i niemal do samego końca regular splitu nie byliśmy pewni, czy Vitality rzeczywiście pojawi się w kolejnym segmencie ligi. Na szczęście dla fanów francuskiej organizacji jej dywizja League of Legends zajęła ostatnią premiowaną awansem lokatę i mogła choć na moment odetchnąć z ulgą.

[caption id="attachment_322032" align="aligncenter" width="1120"]Selfmade, Team Vitality, LEC fot. Riot Games/Michał Konkol[/caption]

Czasu na odpoczynek co prawda było dość sporo, gdyż poszczególne etapy zmagań dzieliły aż trzy tygodnie przerwy. Niemniej podopieczni Louis-Victora "Mephisto" Legendre'a nie mogli pozwolić sobie wówczas na chwilę wytchnienia. Jeżeli Vitality jeszcze myślało o tym splicie na poważnie, to musiało wtedy należycie przepracować ten okres, aby pokazać się z nowej strony na dłuższe serie. Ci, którzy jeszcze wierzyli w sukces VIT, niejednokrotnie zresztą to powtarzali. Utopią składu miały być właśnie mecze best-of-five, których niektórzy gracze tej formacji zagrali już wiele.

Na nic się natomiast zdała wiara kibiców, bowiem po bardzo nieprzekonującej wygranej z EXCEL ESPORTS nadeszło zderzenie się ze ścianą w postaci G2 Esports. Samuraje bezwzględnie rozprawili się z ekipą Selfmade'a, kończąc jej udział w tej odsłonie rozgrywek. Team Vitality zatem, zamiast całkowicie zdominować resztę stawki i pewnie sięgnąć po mistrzostwo LEC, ledwo doczołgało się do piątej lokaty i w brzydkim stylu pożegnało się z wiosną.

Miłe złego początki, lecz koniec żałosny

Nieco lepiej przez los przywitana została sekcja CS:GO zespołu. Francusko-duński kolektyw po raz pierwszy wystąpił na BLAST Premier Spring Groups, gdzie walczył o wiosenne finały. Podczas tych rywalizacji formacja odniosła ostateczny sukces, lecz nie do końca wyglądała tak, jak mogliśmy to sobie wyobrażać. Swój debiut podopieczni zonica mogli bez dwóch zdań zaliczyć do udanych. Wszak w pierwszym pojedynku udało się dość sprawnie odesłać z kwitkiem Evil Geniuses. Następnie Pszczołom przyszło dwukrotnie zmierzyć się z FaZe Clanem. Potyczka w górnej drabince wpadła na konto VIT po dogrywce, jednak wygrana w decydującym starciu powędrowała już do ekipy Robina "ropza" Koola.

Później przyszedł czas na bój o przejście do trzeciej rundy knockout stage'u, gdzie Magisk i spółka stanęli w szranki z MIBREM. Spotkanie dość łatwo padło łupem Vitality, z czego mogło być zadowolone. Ostatecznym rywalem drużyny było G2 Esports, które też było świeżo po zmianach. Tutaj lepsi okazali się zawodnicy reprezentujący francuską organizację, dzięki czemu już na początku swojej wspólnej drogi mogli cieszyć się ważnym osiągnięciem.

[caption id="attachment_322081" align="aligncenter" width="1120"] fot. ESL/Stephanie Lindgren[/caption]

Dobre wejście w rok z nowymi twarzami w szeregach mogło napawać fanów organizacji sporym optymizmem. Niestety, szybko jednak pozytywne wibracje związane z zespołem się ulotniły, a to za sprawą fatalnych występów na dwóch kolejnych turniejach. Pierwsze w kolejce było Intel Extreme Masters Katowice. Przed startem zawodów Vitality z pewnością było jednym z kilku kandydatów, którzy mogli sięgnąć po złoto. Finalnie jednak Pszczoły zaliczyły twarde lądowanie i to już po zaledwie trzech starciach. Pierwsze z nich co prawda zostało wygrane, ale styl, w jakim Mathieu "ZywOo" Herbaut i jego kompani zwyciężyli MOUZ pozostawiał wiele do życzenia. Dalej było już tylko gorzej, gdyż drużyna francuskiego snajpera musiała uznać wyższość Heroic oraz Gambit, kończąc turniej na etapie grup.

Po miesiącu przerwy Vitality wzięło udział w 15. sezonie ESL Pro League, z nadzieją na lepszy rezultat. Nic takiego nie miało natomiast miejsca. Początek znowu był całkiem niezły, lecz z biegiem czasu było już tylko gorzej. Przegrane z ENCE, FURIĄ oraz FaZe skreśliły już szanse drużyny na awans ze zbioru B. Dlatego też końcowa wygrana z Outsiders była jedynie triumfem na otarcie łez. Prawdziwą wisienką na torcie był jednak udział ekipy w Pinnacle Cup III. Wydawałoby się, że w zestawieniu z zespołami o klasę niżej ekipa dupreeha powinna się przejechać po reszcie uczestników i pewnie zgarnąć pierwsze miejsce. Jak bardzo pomylił się każdy, kto tak twierdził. Forma zespołu została szybko zweryfikowana przez przedstawicieli SKADE, którzy byli w stanie zakończyć marzenia o łatwej przeprawie przez zawody już na samym ich starcie.

Czy wystarczy cierpliwości?

Tak właśnie prezentują się wyniki obydwu dywizji Teamu Vitality. Dywizji, które jak wspomniałem na początku tekstu, miały zdominować obydwie gry. Ostateczny efekt jest jednak całkowicie odwrotny, bo mrożące krew w żyłach zapowiedzi stały się jedynie obiektem kpin. Co w takim razie należy zrobić w sytuacji, kiedy początkowe cele nie są osiągane, ba, nie są wypełniane w nawet najmniejszym stopniu? Czy drużynom trzeba dać jeszcze więcej czasu i poczekać na możliwe lepsze jutro?

W kwestii zespołu reprezentującego barwy francuskiej organizacji w CS:GO sytuacja jest łatwiejsza do rozwiązania. Drużyna bowiem już niebawem weźmie udział w europejskim turnieju RMR do PGL Majora w Antwerpii. Tam będzie miała okazję pokazać, że jednak nie jest totalnym fuckupem i powoli będzie piąć się na szczyt światowego rankingu. Nieco gorzej wygląda sytuacja LoL-owej sekcji Vitality. Graczy czeka kilkutygodniowa przerwa od jakichkolwiek styczności z profesjonalnymi rozgrywkami. Przerwa między splitami często prowadzi do rozmyślania nad ewentualnymi rotacjami w składzie. Warto jednak zaznaczyć, że każdy z obecnych członków zespołu jest związany kontraktem do niemal końca 2024 roku. Może to zatem wprowadzić nieco spokoju wśród zawodników i ci będą mogli przeznaczyć przedwczesny urlop na doprowadzenie się do optymalnego stanu. Stanu, o którym marzą wszyscy fani, głównie ci zwabieni wizją formacji, która będzie mogła godnie reprezentować organizację na arenie światowej.

Śledź autora na Twitterze – Dawid Laskowski