Inwestor z branż hotelarskiej i budowlanej

A co było dalej? Kolejni organizatorzy wykluczali Virtus.pro ze swoich imprez, przez co związani z formacją spod znaku Polarnego Niedźwiedzia gracze m.in. CS:GO, Doty 2 czy też Rainbow Six: Siege zmuszeni byli występować w neutralnych barwach. Nastręczało to oczywistych problemów, także z uwagi na fakt, że organizacja nie mogła promować swoich sponsorów i można podejrzewać, że jej ogólne zasięgi znacząco spadły. Być może lekarstwem na te problemy jest swoiste odcięcie się od rosyjskich powiązań? A jak marka tak silnie kojarzona właśnie z Rosją miałaby tego dokonać? Ano za sprawą np. nowego dyrektora generalnego i jednocześnie inwestora, którym został anonimowy w branży Aram Karamanukyan.

Witam wszystkich. Jestem nowym CEO oraz inwestorem Virtus.pro. Teraz patrzymy w zwycięską przyszłość, która znajduje się przed nami. Planowaliśmy odpowiednie dla tej sprawy ogłoszenie, ale postanowiliśmy odłożyć je na przyszłość z uwagi na tragiczne wydarzenia mające miejsce w Armenii – ogłosił Karamanukyan w mediach społecznościowych, nawiązując do niedawnego ataku Azerbejdżanu na swoją ojczyznę, który jest kolejną odsłoną trwającego od dziesięcioleci konfliktu. Tak czy inaczej, warto wspomnieć, że o samym Ormianinie trudno znaleźć w sieci jakieś informacje. Z komunikatu VP możemy dowiedzieć się natomiast, że dotychczas działał on w branżach budowlanej oraz hotelarskiej.

"Moją myślą było, że to próba uniknięcia sankcji"

Tak czy inaczej, w sieci bardzo szybko zaroiło się od rozważań związanych z nietypową formą ogłoszenia ze strony Virtus.pro. Pojawiły się nawet przewidywania, zgodnie z którymi VP chciałoby przejść spod flagi rosyjskiej pod ormiańską, co w ogólnym rozrachunku mogłoby pomóc uciec spod jarzma sankcji i przywrócić polarnego niedźwiedzia na esportową mapę świata. Czy faktycznie takie są właśnie zamiary włodarzy organizacji? Tego nie wiemy i pewnie prędko się nie dowiemy, niemniej podobnymi przemyśleniami w rozmowie z serwisem Escorenews.com podzielił się Roman Dvoryankin, który pełnił funkcję CEO w czasach, gdy w barwach Virtus.pro występowali jeszcze polscy mistrzowie świata w CS:GO.

Gdy zobaczyłem tego tweeta, najpierw pomyślałem, że ktoś zhakował konto Virtus.pro. Komunikat wyglądał dziwnie. Słyszałem to nazwisko po raz pierwszy w życiu, więc od razu otworzyłem Yandex i Google, by dowiedzieć się, kim on jest. Poszukiwania ukazały mi jakiegoś syryjskiego generała, który urodził się w 1910, więc było to nieco zaskakujące. Moją drugą myślą było, że to próba uniknięcia sankcji. [...] VP jest częścią VK, które z kolei jest spółką publiczną. Dlatego to ogłoszenie wydaje się podwójnie dziwne. Jeżeli Aram przejął kontrolę nad VP albo stał się prominentnym udziałowcem z pakietem blokującym, to zazwyczaj takie rzeczy ogłasza się na giełdzie, bo wpływają na ceny – zauważył Dvoryankin.

Virtus.pro rozstaje się z ESforce?

Niemniej cała transakcja wydaje się uzasadniona. VK od dawna próbuje sprzedać ESforce. Jeżeli jest ktoś, kto chce mieć udziały, to coś takiego może być korzystne dla obu stron. Oczywiście przy wzięciu pod uwagę, że cena w porównaniu z poprzednimi latami znacząco spadła – dodał rosyjski działacz. Co ciekawe, gdy wejdziemy na oficjalną internetową stronę wspomnianego ESforce, to wśród kluczowych marek nie znajdziemy Virtus.pro! Jest to o tyle zaskakujące, że gdy sprawdzimy witrynę rosyjskiego holdingu za pomocą Wayback Machine, to szybko dowiemy się, że jeszcze pod koniec sierpnia VP jak najbardziej było w tym gronie obecne. Pozostaje nam więc czekać na kolejne komunikaty Virtusów, które w tych okolicznościach powinny być tylko kwestią czasu.