KOI chce rewanżu z G2

I to od KOI właśnie zaczniemy. Zespół ten miał w trakcie trwania splitu kilka perturbacji, lecz z gry na grę wyglądał coraz lepiej. Widać było, że rdza wywołana przerwą międzysezonową powoli zaczyna schodzić, a ekipa zaczyna nabierać barw. Łatwo też zauważyć, że coraz lepiej w składzie odnajduje się Mathias "Szygenda" Jensen. Ten zrozumiał już swoją rolę w drużynie i zaczyna dodawać coraz większą wartości. A jest on potrzebny, bo przypomnijmy, że to właśnie jego sojusznicy są aktualnymi mistrzami europejskich zmagań i bez dwóch zdań pragną utrzymać ten tytuł.

Choć ostatnia seria z udziałem KOI zakończyła się dla graczy niekorzystnie, to nie jest wcale powiedziane, że ekipa ta zagrała źle. G2 Esports jest aktualnie bardzo silną formacją, której udało się dotrzeć i w najważniejszych momentach jest w stanie robić różnicę. Przedstawicieli hiszpańskiej organizacji też na to stać, jednakże w pewnych chwilach brakowało właśnie chłodniejszej głowy czy po prostu troszkę lepszego zrozumienia danego etapu gry. Niemniej trzeba przyznać, że dwie ostatnie potyczki serii przeciwko Samurajom Trymbi i spółka zagrali świetnie i to pozwala patrzeć optymistycznie na dzisiejsze zestawienie.

Comp, KOI, LEC Winter 2023fot. Riot Games/Michał Konkol

Nie ma co ukrywać, że największą moc KOI czerpie ze swojego botlane'u. To właśnie duet Markosa "Compa" Stamkopoulosa i Trymbiego stanowi o sile całej formacji, zwłaszcza jeśli uda mu się wyjść z linii do przodu. Wówczas bardzo łatwo przewaga rozprzestrzenia się na pozostałe alejki. O dolną alejkę nie ma zatem co się martwić. Często jednak przydałaby się pomoc ze strony solo linii, które mają jeszcze pewne momenty zawahania. Czy to Emil "Larssen" Larsson, czy Szygenda mają jeszcze problemy z byciem pewnym i stabilnym elementem kolektywu, bo zdarza im się nie domagać. Widoczne było to właśnie w pierwszych pojedynkach z Samurajami.

Niemniej do dzisiejszej batalii KOI podchodzi w roli faworyta. Wielu kibiców nie tylko tej drużyny, ale też i ogólnie LEC oczekuje rewanżu i KOI jest świadome tego, że jest w stanie wejść do finału i zawalczyć o obronę tytułu, by tym razem zapisać się na kartach historii pod inną nazwą. Zadanie co prawda łatwe nie będzie i na pewno nie można tutaj mówić o jednostronnej batalii, zwłaszcza że mówimy już o ścisłej trójce bieżącej odsłony rywalizacji. MAD Lions są godnym przeciwnikiem w walce o miejsce w decydującej potyczce.

Czy MAD starczy paliwa?

MAD to ekipa dość zagadkowa i do tej pory bardzo trudno ją rozgryźć. Znakomita faza zasadnicza została zwieńczona dość niepewnymi występami w ramach etapu grupowego. Na pewno sporym atutem tej formacji jest to, że pociągnąć grę może tak naprawdę każdy i nie ma jednego głównego aktora bądź linii, która zawsze byłaby najjaśniejszym punktem zespołu. Dzięki temu Lwy mogą kłaść nacisk na różne alejki i Javier "Elyoya" Prades Batalla ma większe pole do popisu, wspomagając sojusznika, który albo ma największy potencjał w danym zestawieniu, albo po prostu sam wypracował sobie przewagę.

We wczorajszej serii z SK Gaming widzieliśmy to niejednokrotnie. W pierwszej grze sporą uwagę przykuł Kim "Chasy" Dong-hyeon, który w kilku grach wiódł prym na swojej ścieżce, a hiszpański leśnik należycie pielęgnował jego przewagę. W innych grach natomiast ciężar przenoszony był na środek czy też dół mapy, co jedynie potwierdza wcześniejsze słowa. Często nawet duet z dolnej alei radził sobie znakomicie, mimo iż przed startem spotkania można było obawiać się występów tej dwójki z uwagi m.in. na to, że przeciwnicy byli zespołem, który mocno polegał na wspaniałej dyspozycji Thomasa "Exakicka" Foucou oraz Madsa "Dossa" Schwartza.

Nisqy, MAD Lions, LEC Winter 2023fot. Riot Games/Michał Konkol

Mimo iż Lwy są tak elastyczną ekipą, to wczorajsza batalia zakończyła się dopiero po piątej grze i wcale nie została wygrana tak pewnie, jak można było przypuszczać. Seria z pewnością była bardziej wyrównana, niż ktokolwiek zakładał i SK sprawiło niespodziankę w tak znacznym stopniu wysilając MAD. To może być złym zwiastunem przed dzisiejszą potyczką. KOI jest wypoczęte i mogło na spokojnie prześledzić wczorajsze zmagania, wyłapać błędy rywali i opracować strategię na dzisiejszy mecz. Elyoya i jego towarzysze natomiast są po bardzo wyczerpującym spotkaniu, które zakończyło się stosunkowo późno. Czasu na przygotowania też jest znacznie mniej, a tu trzeba bardzo szybko przepracować wczorajsze niedoskonałości, których pojawiało się dość dużo. Istnieje zatem spora szansa, że MAD w całym natłoku wydarzeń po prostu się zagubi, a ekipa Trymbiego ze spokojem wejdzie w bójkę i odpowiednio wykorzysta kłopotliwą sytuację Lwów.

Powtórka finału, odcinek trzeci?

Wiele wskazuje na to, że to jednak KOI zamelduje się w decydującym starciu i jutro po raz trzeci z rzędu zmierzy się z G2 w wielkim finale LEC. Lwów natomiast na pewno lekceważyć nie można, bo te już pokazały, że potrafią zagrozić wielu rywalom. Chyba nie trzeba wspominać, że nadchodzące spotkanie warto obejrzeć, nie tylko z uwagi na to, że występuje w nim nasz rodak, ale też przede wszystkim dlatego, że zapowiada się naprawdę ciekawa bitka i może okazać się, że wynik wcale nie będzie tak oczywisty, jak można przypuszczać.


Mecz KOI kontra MAD Lions rozpocznie się o godzinie 18:00. Ten pojedynek oraz wszystkie kolejne będziecie mogli oglądać na transmisjach Polsat Games na Twitchu, YouTube oraz w telewizji. Po więcej informacji na temat bieżącego splitu LEC zapraszamy do naszej relacji tekstowej: