MAD wytrzymało presję
Obecność MAD Lions w finałowym boju może być dla niektórych pewnym zaskoczeniem. Wszak już w ostatnim spotkaniu z SK Gaming wcale nie byliśmy pewni, że faktycznie Lwy zdołają pokonać reprezentantów niemieckiej organizacji i zameldować się w kolejnym etapie play-offów. Po bardzo długiej i wyrównanej wojnie ostatecznie to się udało, a ekipa Javiera "Elyoyi" Prades Batalli mogła cieszyć się z przejścia dalej. Gra MAD nie była natomiast pozbawiona błędów i wiele można było tej formacji zarzucić. Koniec końców liczy się wynik i nieważne, czy przejedziesz się po rywalach, czy będziesz bić się z nimi przez długie godziny, bo następna potyczka może okazać się całkowicie inna.
I tak właśnie było w tym przypadku. Po występie Lwów w pojedynku z SK można było mieć wątpliwości co do ich szans przeciwko KOI. Wszak zespół Trymbiego nie dość, że poradził sobie lepiej w fazie grupowej, to na dodatek po ostatnim meczu z G2 miał dłuższą przerwę, którą mógł wykorzystać na przygotowania. MAD z kolei po wyczerpującej serii z drużyną Daniela "Sertussa" Gamaniego było zmuszone już na następny dzień być w pełni sił i w gotowości, aby zmierzyć się z kolejnym przeciwnikiem. W szczególności polscy fani mogli zatem upatrywać w tym miejscu przewagi po stronie podopiecznych Simona "fredy'ego122" Payne'a.
fot. Riot Games/Michał Konkol |
Sama potyczka już natomiast kompletnie nie odzwierciedliła tego, czego doszukiwali się kibice KOI przed startem spotkania. Dodatkowo otrzymali oni po pierwszej grze złudne wrażenie, że to faktycznie Trymbi i spółka są lepszym kolektywem na Summoner's Rifcie. Nic bardziej mylnego. MAD po pierwszej klęsce podniosło się i było w stanie zacząć realizować swój własny plan, który zdawał egzamin. Częsta gra przez swojego topa, a przede wszystkim kompozycje neutralizujące Markosa "Compa" Stamkopoulosa przynosiły efekty. Szczególnie warto w tym miejscu zaznaczyć niebotyczny wkład Elyoyi, który wczoraj był absolutnym game changerem dla Lwów. Jego idealne wręcz skontrowanie stylu Kima "Malranga" Geun-seonga i indywidualna dyspozycja pozwoliły w dużej mierze osiągnąć taki sukces MAD, jaki ostatecznie osiągnęło.
Jak to na Lwy przystało, odebrać im zaciętości i woli walki z pewnością nie można. Problem jest tylko taki, że przed nimi trzecia z rzędu seria, gdzie dwie poprzednie były naprawdę męczące. A będzie tylko trudniej, wszak przyszła pora na wielki finał i to jeszcze przeciwko drużynie, która wygląda na bezapelacyjnie najsilniejszą w lidze. Przed reprezentantami hiszpańskiej organizacji twardy orzech do zgryzienia.
G2 przymierza się do kolejnego mistrzostwa LEC
G2 Esports w kończącym się już splicie pokazało nam wszystkie swoje oblicza. Widzieliśmy absolutnie dominującą postawę w wykonaniu graczy tej formacji. Widzieliśmy też natomiast sromotne klęski przyjmowane w niektórych grach. Jedno jest pewne – znacznie przeważały znakomite spektakle tej formacji. Formacji, która przecież wcale nie musiała odpalić. Wszak niełatwo było przewidzieć przed startem zimowej edycji, czy faktycznie każdy z elementów tej układanki będzie dobrze współgrał. Teraz mamy już potwierdzenie, że Samuraje świetnie się ze sobą dogadują, za czym idą fantastyczne wyniki.
Chyba w żadnym momencie splitu nie odnieśliśmy wrażenia, że G2 znalazłoby się w poważnych tarapatach. Na każdym etapie zmagań, mimo iż zdarzały się wpadki, to ciągle z tyłu głowy utrzymywało się przekonanie, że ekipa Stevena "Hansa samy" Liva jest w stanie wziąć się w garść i w najważniejszym momencie dowieźć. Okazji do takich obaw było co prawda niewiele, ale to tylko potwierdza, że zespół francuskiego strzelca faktycznie jest kompletny i tak naprawdę nie brakuje mu niczego. Wygląda zatem na to, że jest to też idealny kandydat do zgarnięcia pucharu LEC i wystąpienia na Mid-Season Invitational.
fot. Riot Games/Michał Konkol |
Ale nie wybiegajmy aż tak naprzód, mamy jeszcze finał LEC do wygrania. I tutaj szczerze mówiąc sprawa wygląda na dość łatwą. Przecież miarodajną próbkę otrzymaliśmy już w ramach części grupowej bieżącej odsłony rywalizacji. W meczu kwalifikacyjnym doszło do batalii pomiędzy dzisiejszymi finalistami i Samuraje nie pozostawiły suchej nitki na Elyoyi i jego kompanach. Obie gry były bardzo przekonujące i nawet na moment nie można było odczuć zagrożenia ze strony MAD. Istnieje zatem spora szansa, że dziś otrzymamy powtórkę z rozrywki i finał może okazać się jednostronny.
Zwłaszcza że bardzo trudno znaleźć niedziałający element w grze G2, który Lwy mogłyby wykorzystać. Wydaje się, że każdy z zawodników jest w naprawdę dobrej formie, co przy nie zawsze należycie funkcjonującym MAD wygląda na przepaść. Różnica przede wszystkim będzie widoczna na dolnej alei, bowiem Hans sama pokazuje, że jest najlepszym marksmanem aktualnej edycji rozgrywek i raczej nikt nie jest w stanie mu zagrozić. Dysproporcja może być obecna również i na innych liniach, ale to właśnie botlane G2 zdaje się znacznie lepszy od duetu podopiecznych Jamesa "Maca" MacCormacka.
Finał LEC Winter 2023
Wydaje się zatem, że MAD Lions nie będą mieli zbyt wiele do powiedzenia w starciu z G2. Po stronie Samurajów stoi znacznie więcej argumentów opowiadających się za ich wygraną, niżeli po stronie Lwów. Zwiastować to może stosunkowo jednostronny finał, choć MAD już niejednokrotnie pokazało, że potrafi z siebie wykrzesać jeszcze siłę na kolejne batalie i zaskoczyć. Jak będzie dziś? Tego dowiemy się już po godzinie 18:00.
Ten pojedynek oraz wszystkie kolejne będziecie mogli oglądać na transmisjach Polsat Games na Twitchu, YouTube oraz w telewizji. Po więcej informacji na temat bieżącego splitu LEC zapraszamy do naszej relacji tekstowej: