MAD Lions MAD Lions vs
(18:00, BO5)
G2 Esports

MAD Lions powoli się odradzają

Zimową edycję LEC Lwy zakończyły z wyśmienitym rezultatem. Wówczas można by rzec, że sprawiły ogrom pozytywnych niespodzianek. Najpierw udało im się pokonać SK Gaming w pierwszej rundzie play-offów, a następnie zagryzły KOI w jeszcze lepszym stylu. Dopiero G2 Esports okazało się zbyt silne, przez co MAD musiało zadowolić się srebrnym medalem. Wydawało się zatem, że zespół ten, wchodząc w wiosnę, będzie na fali wznoszącej i znowu zachwyci nas dobrym zrozumieniem swoich zadań, a poszczególne jednostki utrzymają swoją dobrą dyspozycję.

Występy w fazie zasadniczej rozgrywek EMEA były natomiast dalekie od optymalnych. Przedstawiciele hiszpańskiej organizacji mieli ogromne problemy ze zdobywaniem punktów, gdzie każdy tydzień kończyli z zaledwie jednym zwycięstwem na trzy spotkania. Co więcej, byli gorsi w bezpośrednich pojedynkach z formacjami, które walczyły właśnie z nimi o awans do etapu grupowego. Z wynikiem 3-6 ekipa Javiera "Elyoyi" Prades Batalli musiała zmierzyć się z Teamem Heretics Marcina "Jankosa" Jankowskiego. W tym starciu udało się triumfować drużynie hiszpańskiego leśnika, co było równoznaczne z wywalczeniem sobie finalnie biletu do kolejnego etapu.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Grupy też nie zaczęły się najlepiej dla tej drużyny. Sromotna porażka z Teamem Vitality nie napawała optymizmem przed kolejnymi pojedynkami. Niemniej w batalii z Fnatic główne elementy mocy MAD zaczęły się już odblokowywać. Coraz lepiej swoje zadanie spełniał Elyoya, ale też istotny wkład w końcowy sukces mieli Yasin "Nisqy" Dinçer, a przede wszystkim Matyáš "Carzzy" Orság. Szczególnie czeski strzelec był tutaj kluczowy, gdyż dotychczas mógł być kojarzony z dość przeciętnych występów. W meczu z FNC natomiast obudził w sobie prawdziwą bestię. Znakomitą formę podtrzymał w kolejnym starciu, gdzie mierzył się z Astralis. Dwukrotnie wybitny wynik na Jinx mógł podobać się nie tylko fanom Lwów, ale też i całego LEC.

Przed dzisiejszą potyczką rodzi się zatem kluczowe pytanie: jakie MAD zobaczymy w najbliższej bójce? Na ten moment jeszcze trudno jest w pełni zaufać tej drużynie. Wszak mocne znamię odcisnęła pierwsza część zmagań. Teraz ewidentnie jesteśmy świadkami tendencji rosnącej. Tym razem jednak w odróżnieniu od poprzednich play-offów zespół Nisqy'ego nie ma czasu na dalsze rozpędzanie się i szukanie stabilizacji. Pierwszym rywalem już nie będzie SK, a mistrz ostatniej edycji LEC, który pokonał MAD 3:0.

Jak długo G2 będzie testować limity?

Droga G2 do tego momentu to całkowicie inna para kaloszy. Po zdobyciu mistrzostwa zimowej edycji LEC oraz otrzymaniu biletu na Mid-Season Invitational Samuraje znacznie obniżyły loty. Faza zasadnicza przebiegła co prawda niemal tak samo jak podczas Winter Splitu, gdyż koniec końców rezultat był identyczny. Już wtedy jednak pojawiały się pierwsze bardziej wątpliwe występy, a nawet i niektóre wygrane nie były wcale zdobyte w stylu, jaki złotym medalistom rozgrywek przystało.

Prawdziwe kłopoty zaczęły się natomiast podczas grup. Wcześniej zespół Stevena "Hansa samy" Liva przemknął niemal bez szwanku przez ten etap, notując dwie wygrane i szybko zapewniając sobie miejsce w górnej części drabinki play-offów. Tym razem ciężary pojawiły się już na starcie, gdzie ich powodem było KOI z Adrianem "Trymbim" Trybusem w szeregach. G2 poniosło niespodziewaną klęskę, ulegając drużynie Polaka 1:2. Później natomiast było już znacznie lepiej, gdyż SK Gaming zostało absolutnie zdewastowane przez francuskiego strzelca i jego towarzyszy. Wydawało się zatem, że był to koniec zabawy i wejście na swój optymalny poziom, z którego słynęła wcześniej ta formacja. Nic z tych rzeczy, Karpie w rewanżu znów napsuły sporo krwi triumfatorom LEC, przez co ci z awansu mogli cieszyć się dopiero po trzech grach.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Zakwalifikowanie się do play-offów dopiero po trzech spotkaniach było równoznaczne z rozpoczęciem tego etapu z drabinki przegranych. Jest to o tyle problematyczne, że G2 nie ma już miejsca na potknięcia. Dużo osób zastanawia się, czy wygląd gier w wykonaniu Samurajów jest faktycznie spowodowany ich problemami, czy może jest to po prostu konsekwentne lekceważenie przeciwników i dużo luźniejsze podejście do tego splitu w porównaniu z poprzednim. Wszak najważniejszy cel zespół Hansa samy już osiągnął. Ma zapewniony wyjazd na MSI oraz zdobył mistrzostwo LEC. Coraz częściej też widzimy bardzo zaskakujące wybory w rękach graczy G2, które dotychczas zapewne pojawiały się wyłącznie podczas scrimów, gdzie testowane są różne rozwiązania. Takie akcje mogą sugerować zatem, że podopieczni Dylana Falco nie traktują tej odsłony rozgrywek wystarczająco poważnie.

Co by jednak nie mówić, to do dzisiejszej batalii G2 wchodzi w roli bezdyskusyjnego faworyta. Pokazało nam to w finale zimowej edycji, pokazało nam to w fazie zasadniczej bieżącego splitu. Nawet jeśli drużyna 23-letniego marksmana dalej będzie miała nieco pobłażliwe podejście do tego pojedynku, to i tak ma znaczącą przewagę nad swoimi rywalami. Zwłaszcza że MAD jeszcze nie jest w takiej formie, jakiej było podczas ostatniego finału. Istnieje zatem spora szansa, że to G2 już jutro zmierzy się z Teamem Vitality o miejsce w finale. Historia jednak pokazała, że w przypadku tej drużyny do samego końca nie możemy być pewni tego, co nam zaprezentuje.


To oraz następne spotkania będziecie mogli oglądać na transmisjach Polsat Games na Twitchu, YouTube oraz w telewizji. Po więcej informacji na temat bieżącego splitu LEC zapraszamy do naszej relacji tekstowej: