5. Hylintssang znów grasuje w LEC

Zanim jednak obejrzycie absurdalne pokazy duńskiego midlanera z G2 Esports, to czeka nas jeszcze kilka innych sytuacji. Gwiazdą pierwszej z nich jest Zdravets "Hylissang" Galabov. Bułgar przez lata gry pokazał nam, jak znakomitym jest zawodnikiem i jak często jest on kluczowym elementem swoich formacji. W tym samym czasie jednak niejednokrotnie udowodnił, że ma też swoją ciemną stronę i jest w stanie niemal w pojedynkę zaprzepaścić szanse drużyny na wygraną. Z tego też powodu został dany mu przydomek "hylintssang" związany właśnie z często naprawdę wątpliwymi zagraniami.

I jedno z nich właśnie mieliśmy możliwość obejrzeć już podczas pierwszej gry pomiędzy G2 a MAD Lions. Akcja miała miejsce w 18. minucie. Samuraje mieli wówczas niebotycznie dużą przewagę nad swoimi rywalami, którą można było zaobserwować m.in. w kwestii zgromadzonych sztuk złota, bo pod tym względem różnica wynosiła dziesięć tysięcy. MAD nie miało już zatem czego zbierać. Hylissang z kolei na swoim koncie miał już cztery śmierci. We wspomnianym momencie zjawił się na górnej rzece i zauważył Capsa. Nie spodziewał się jednak, że tuż za ścianą znajduje się przeciwny wspierający – Mihael "Mikyx" Mehle. Kiedy to podszedł do Duńczyka, zaraz otrzymał kilka strzałów na głowę, a sadzonką wybił się w jego stronę Mikyx. Reprezentant MAD próbował się jeszcze ratować, ale umiejętność specjalna Lissandry, a później jeszcze doskok Tristany pozwoliły go bez problemu zgładzić. Na koniec w głowie rodzi się tylko jedno pytanie, po co w ogólne Galabov tam podchodził?

4. Pomysł dobry, wykonanie gorsze

W LoL-u, żeby wygrać, często trzeba podejmować ryzyko, decydując się np. na zorganizowany atak. Tego typu akcjami są m.in. zanurkowania pod wieżę i jest to dosyć powszechna metoda pozyskiwania przewagi. Plan zawsze jest prosty – wejść, zabić i ujść z życiem. Z ryzykiem natomiast wiąże się zawsze pewne niebezpieczeństwo i nie inaczej jest chociażby podczas tego typu zagrań. Wystarczy tylko, że jeden z elementów założenia nie wyjdzie i może być to katastrofalne w skutkach.

Boleśnie przekonali się o tym zawodnicy G2 w trzeciej potyczce pojedynku z MAD Lions. Już w pierwszych minutach trójka reprezentantów Samurajów, czyli duet z dolnej alejki oraz Martin "Yike" Sundelin przygotowywali się do wskoczenia pod wrogą wieżę w celu wyeliminowania dwójki przeciwników. Sytuacja wyglądała na naprawdę niezłą – Matyáš "Carzzy" Orság miał już niski poziom zdrowia, a stwory kierowały się pod strukturę. Dodatkowo blisko Czecha pojawił się leśnik G2, który sterował wówczas Rell. I wszystko miało pójść jak po maśle, ale nie poszło. Szwed bowiem nie trafił najpierw swoją lancą, a następnie w złe miejsce użył skoku. Ten fakt wykorzystał strzelec MAD, używając Błysku w drugą stronę. Wieża zaczęła już strzelać, a podopieczni Dylana Falco znaleźli się w potrzasku. Finalnie botlane G2 upadł, zabierając ze sobą tylko Hylissanga i to ledwo.

3. Crownie trochę się poczuł

Na najniższym miejscu podium wylądował natomiast Juš "Crownie" Marušič. W decydującej grze batalii z Fnatic zawodnik Teamu BDS bardzo mocno wziął sobie do serca słowa kierowanego przez siebie Ezreala, twierdząc, że dany moment jest idealną porą na pokaz talentu. Jako że zagranie Słoweńca znajduje się na liście największych wpadek tygodnia LEC, to możecie łatwo przewidzieć, jaki był skutek tejże decyzji.

Wszystko miało miejsce w 14. minucie, kiedy to BDS dopiero co udało się ubić smoka. FNC jednak ruszyło w pogoń za rywalami, którzy zaczęli zwiewać z miejsca zdarzenia. Pierwszą ofiarą został Labros "Labrov" Papoutsakis i po wzmożonej aktywności wyszło na to, że miał to być jedyny wyeliminowany gracz. Crownie jednak nie chciał tak tego zostawić i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, próbując pomścić swojego kompana z dolnej alei. Dlatego też wrócił na pole bitwy i bardzo agresywnie wskoczył Błyskiem po to, aby ustrzelić uciekającego na oparach zdrowia Adriana "Trymbiego" Trybusa. Sęk w tym, że strzelec szwajcarskiej organizacji... nie trafił! Sam natomiast znalazł się w samym sercu walki, a Czarno-Pomarańczowi błyskawicznie go za ten dziwny manewr pokarali. Wyszło ostatecznie na to, że Marušič umarł, a w zamian nie zdołał zabić nikogo.

2. Caps niespełna rozumu

W końcu doczekaliście się akcji z udziałem Capsa w roli głównej. Duński midlaner z pewnością nie miał najlepszego czasu podczas ostatnich batalii w LEC. Jasne, kilkukrotnie udawało mu się zaliczyć naprawdę dobre statystyki i dawał od siebie wiele, ale druga gra serii z MAD bez dwóch zdań nie wpisywała się w te ramy. Już w 9. minucie bowiem środkowy G2 podjął naprawdę kuriozalną decyzję, a plan, jaki uroił się w jego głowie, chyba tylko właśnie w niej wyglądał na całkiem niezły.

W momencie, gdy wszystko się wydarzyło, na innych liniach mieliśmy okazję oglądać już kilka eliminacji. Ponadto Samuraje prowadzili w zabójstwach oraz złocie, ale tylko delikatnie. Winther najprawdopodobniej nie chciał być gorszy od swoich towarzyszy i spróbował swoich sił w zawalczeniu jeden na jednego z Yasinem "Nisqym" Dinçerem. Z tej okazji jak gdyby nigdy nic po prostu wskoczył Tristaną prosto w stronę Azira i zaczął strzelać. Problem jednak był taki, że sam nie miał zbyt wiele zdrowia, a Imperator Pustyni miał w swoim arsenale jeszcze nie tylko przecież tarczę, ale także umiejętność specjalną. W efekcie jedyny pasek, który spadł Belgowi do zera, to ten z maną. Natomiast duński środkowy został momentalnie wymazany z powierzchni Summoner's Riftu.

1. Caps znowu odstawia krzywą akcję

I wydawało się, że po poprzednim zagraniu Caps stwierdzi już, że jeśli tym razem się nie udało, to nie będzię na siłę forsować kolejnych wymian, które mogłyby jeszcze bardziej pogorszyć sprawę. Tak z pewnością pomyślałby każdy, ale nie 23-letni midlaner Samurajów. Ten najwidoczniej stwierdził, że jeszcze ma za mało adrenaliny i ponownie podejmie naprawdę wątpliwą decyzją, która była już tragiczna w skutkach.

Całość rozgrywała się zaledwie dwie minuty później. Winther już z jedną śmiercią na koncie zawitał w bazie i postanowił, że użyje czaru teleportacji na swoją alejkę. I oczywiście nie byłoby w tym absolutnie nic dziwnego, gdyby wybrał dogodne dla siebie miejsce do pojawienia się. Sojusznicza wieża, wizja nieopodal sojuszniczych obozów czy coś w tym stylu. Spośród kilku opcji Caps wybrał tę najbardziej absurdalną, bo teleportował się prosto na stwora przy fali, którą dopychał Nisqy, a obok niego biegał jeszcze Javier "Elyoya" Prades Batalla. I być może podczas używania tego czaru uświadomił sobie, że nie było to najlepsze możliwe miejsce. Na przemyślenia było już natomiast za późno. Belg od razu po pojawieniu się gracza G2 przepchnął go w swoją stronę dzięki Zdobyczy Imperatora, a do zabawy dołączył hiszpański leśnik. Po chwili Caps znowu był martwy, a Dinçer mógł cieszyć się już z drugiego darmowego zabójstwa, o które nawet nie musiał się szczególnie starać.


Szansa na kolejne dziwne zagrania już w ten weekend

Trochę tych niewytłumaczalnych zagrywek było, a okazja na pojawienie się kolejnych nadarzy się już w najbliższą sobotę oraz niedzielę. Wówczas bowiem rozegra się półfinał oraz finał LEC. Być może Caps znowu postara się o dostarczenie nam niezłej dawki rozrywki. Transmisję z nadchodzących spotkań będziecie mogli śledzić na kanałach Polsat Games. Dostępna będzie w trzech miejscach: w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Więcej informacji na temat bieżącej odsłony LEC znajdziecie w naszej relacji tekstowej, do której przejdziecie po kliknięciu poniższego baneru:

LEC 2023