5. Niefortunny timing Capsa

Top 5 największych chochlików, które pojawiły się podczas zeszłego tygodnia LEC, otwiera zagranie Rasmusa "Capsa" Winthera z drugiego dnia zmagań. Wówczas odbywało się naprawdę interesujące z perspektywy widzów starcie. G2 Esports bowiem podejmowało swoją starą gwardię, która występuje obecnie w Teamie Heretics. Otrzymaliśmy zatem takie pojedynki, jak Marcin "Jankos" Jankowski kontra Martin "Yike" Sundelin czy Caps kontra Luka "Perkz" Perković. I to właśnie pomiędzy midlanerami tych ekip doszło do bezpośredniej batalii.

Co ciekawe, wydarzyło się to bardzo wcześnie, bowiem już w 6. minucie. Grający w tym meczu Tristaną Duńczyk postanowił dłużej nie czekać i wskoczył wprost na głowę Perkovicia. Cel oczywiście był jeden – zgładzenie Chorwata albo chociaż zmuszenie go do powrotu do bazy. Wszystko miało być proste jak drut. Wskakujesz, atakujesz, odskakujesz i tyle. Ale nie tym razem. Okazało się, że reprezentant Heretyków nie jest sam, bowiem nieopodal znajdował się Norman "Kaiser" Kaiser. Ten sterował Braumem, więc momentalnie doskoczył do Azira, zablokował praktycznie całe obrażenia kierowane spod lufy Winthera i potem wraz ze swoim sojusznikiem rozpoczął natarcie na wroga. Samuraj był zatem bezbronny. Nie zdołał wytrzymać do nadejścia swojego wspierającego, który na środku zjawił się chwilę po jego śmierci. Tym samym to TH przelało pierwszą krew.

4. Perkz się za bardzo poczuł

Przenosimy się do pierwszego dnia drugiego tygodnia LEC, a konkretniej do spotkania pomiędzy Teamem Heretics oraz SK Gaming. Początkowo trudno było wskazać faworyta tego zestawienia. SK bowiem znakomicie prezentowało się podczas otwierającej kolejki, notując komplet punktów, zaś Heretycy po drobnym falstarcie byli w stanie wskoczyć na właściwe tory i deptać po piętach liderom. W bezpośrednim starciu mogło się natomiast wydarzyć wszystko.

I się wydarzyło, gdyż to właśnie niżej notowana drużyna ostatecznie triumfowała w tym meczu. Zanim jednak się to wydarzyło, to widzieliśmy kilka lepszych oraz kilka gorszych momentów. I tym drugim bez dwóch zdań była akcja z okolicy 24. minuty. Wówczas TH już dość mocno prowadziło w starciu, posiadając Barona, z którym rozpoczęło oblężenie. Czwórka graczy Heretics postanowiła wspólnie skupić się na dolnej alejce, natomiast Perkz zdecydował, że będzie szukał okazji do ugotowania czegoś z paczkami Corkiego. Chorwat znalazł przeciwnego strzelca i zamierzał się nim zająć. Jak się okazało, była to tragiczna decyzja, bo Thomas "Exakick" Foucou nie był tam sam. Koniec końców zatem Perković jedynie wygłupił się swoim wejściem, będąc momentalnie za nie skarconym.

3. Coś grube te nowe ściany w LoL-u, prawda Fresskowy?

Obecny sezon LEC to nie tylko roszady w składach czy modyfikacje w organizacjach. To przede wszystkim bardzo mocno zmodyfikowana mapa, która przynosi ze sobą wiele nowości. Nowości, których, chcąc nie chcąc, zawodowcy oraz niedzielni gracze LoL-a muszą się nauczyć albo zostaną w tyle. Nowe potwory, nowe przesmyki i nowe... ściany. Ostatnia z wymienionych rzeczy z pewnością będzie się śniła naszemu rodakowi – Bartłomiejowi "Fresskowemu" Przewoźnikowi.

Drugiego dnia rozgrywek MAD Lions KOI stawiało czoła Teamowi BDS. Przedstawiciele szwajcarskiej drużyny już od samego początku chcieli szukać okazji na wysunięcie się na prowadzenie, co też się udawało. Do 10. minuty bowiem zgromadzili już o tysiąc sztuk złota więcej od swoich oponentów. W okolicach tej chwili na celowniku BDS znalazł się polski środkowy. Ten nie wiedział jeszcze do końca, co się święci. Został mocno przeciśnięty przez Iliasa "nuca" Bizrikena w stronę górnej rzeki. A tam graczom MDK brakowało wizji, więc Fresskowy szedł w nieznane. W zaroślach jednak czaił się już wygłodniały aligator, sterowany przez Adama "Adama" Maananego. Wydawało się, że Fresskowy mimo wszystko będzie w stanie uciec z opresji, wszak miał dostępny Błysk oraz Walkirię. Nic z tych rzeczy. Wszystko za sprawą tego, że Błysk został użyty prosto w ścianę, co już wykluczyło go z ewentualnej możliwości uwolnienia się z potrzasku.

2. KC znowu daje się wrobić w LEC

Karmine Corp, czyli najnowszy nabytek LEC, bez dwóch zdań nie może zaliczyć swojego debiutu na najwyższym poziomie naszego regionu do udanych. Obecnie drużyna ta legitymuje się bilansem 0-6. Co gorsza, nie zanosi się na to, aby miało się to zmienić w przyszłym tygodniu. Nie wybiegając natomiast za bardzo w przyszłość, skupmy się na tym, co już się wydarzyło. A wydarzyło się wiele złego. KC ma dużo problemów, których nie potrafi rozwikłać. I jeden z nich, bardzo rażący i opłakany w skutkach, zauważyć mogliśmy podczas meczu z Teamem Vitality.

Mowa konkretniej o sytuacji z praktycznie końcówki tego starcia. W 40. minucie KCorp było dopiero co po nieudanej walce na Nashorze, tracąc przed jego zabiciem dwójkę graczy. Był to zatem ostatni sygnał do znalezienia dogodnej do siebie okazji na odwet. I Lucas "SAKEN" Fayard i jego kompani myśleli, że taką było właśnie przeteleportowanie się Zdravetsa "Hylissanga" Galabova. Sami ukryli się w krzaku i poczekali na podejście Bułgara bliżej. I faktycznie, przez ułamek sekundy wyglądało to nieźle, bo wspierający VIT został mocno obity, lecz zdołał uciec. Wtedy też KC niepotrzebnie postawiło krok za daleko, próbując jeszcze walczyć z Matyášem "Carzzym" Orságiem, który pojawił się w tamtym miejscu. Był to jednak błąd. Czech prawie w pojedynkę ukatrupił całą trójkę przeciwników, a nawet jeśli ktoś zwiał, to zajęli się nim sojusznicy Orsága. Była to praktycznie kropka nad i postawiona przez Pszczoły.

1. Trudno jest pomylić Barona z Xin Zhao? Najwidoczniej nie

Przechodzimy do miejsca numer jeden, które również ma związek z Karmine Corp. Tym razem jednak "bohater" będzie tylko jeden, a nie wielu. Mowa o dżunglerze ekipy – Zhou "Bo" Yang-Bo. 21-letni Chińczyk miał być sporym wzmocnieniem dla organizacji. Przez długi czas uważany był też za ogromny talent, który będzie stanowił o sile leśników w LEC. Ale ani w Teamie Vitality, ani teraz w KC tego nie pokazuje, a wręcz przeciwnie – póki co radzi sobie naprawdę miernie i często to on jest hamulcowym tej formacji.

Jednak to, co wydarzyło się podczas ostatniego meczu z GIANTX, to już wyższa szkoła jazdy. W trakcie tej szalonej rozgrywki KCorp musiało kombinować, aby jeszcze liczyć się w walce o swój pierwszy punkt. W związku z tym w 24. minucie zdecydowało się pójść na Barona. I w sumie nie wyglądało to źle. Pasek zdrowia Nashora spływał naprawdę szybko, a Andrei "Odoamne" Pascu i jego kompani nie byli w dobrej pozycji do ataku. Udało się także wytrzymać obrażenia zadawane przez ścianę, co jeszcze bardziej faworyzować powinno reprezentantów francuskiej drużyny. Fiesta zaczęła się natomiast, gdy fioletowemu potworowi zostały około 2 tysiące punktów zdrowia. Wtedy do jego leża wskoczyli Odoamne i Lee "Peach" Min-gyu, próbując skraść bestię. Koreańczyk jednak użył swojego Porażenia zbyt wcześnie, przez co Baronowi zostało jeszcze około 500 hp. I wydawało się, że będzie to proste zadanie dla Bo. Nic z tych rzeczy. Chińczyk bowiem zamiast wykorzystać swój czar przywoływacza na przerośniętą kreaturę użył go na... Xina Zhao. W efekcie Peach zdołał dobić go z auto attacków i dopisał wzmocnienie na konto swojej drużyny. Takich błędów po prostu nie można popełniać na tak wysokim poziomie.


Jutro kolejna dawka emocji LEC

Już jutro od godziny 17:00 wszystkie dziesięć drużyn stanie w szranki o cenne punkty. Będzie to też ostatni weekend fazy zasadniczej, podczas którego wyjaśni się, które dwie formacje pożegnają się z rozgrywkami już na tym etapie. Transmisję ze spotkań LEC 2024 Winter będziecie mogli śledzić na kanałach Polsat Games. Dostępna będzie w trzech miejscach: w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Więcej informacji na temat bieżącej odsłony LEC znajdziecie w naszej relacji tekstowej, do której przejdziecie po kliknięciu poniższego baneru:
LEC 2024