Fnatic | BO5 vs 17:00 |
G2 Esports |
Niezły początek Fnatic, lecz nie obyło się bez problemów
Jeśli chodzi o tę edycję LEC to Fnatic jest naprawdę ciekawą ekipą. Już wcześniej zespół ten pokazywał, że ma zadatki na to, aby wrócić do ścisłej czołówki. Po fatalnej pierwszej połowie 2023 roku nie ma już śladu i teraz Czarno-Pomarańczowi ponownie znaleźli się w czubie stawki. Takie wrażenie na pewno mogliśmy odnieść przez pierwsze trzy tygodnie rywalizacji w ramach fazy zasadniczej. Wówczas ekipa Marka "Humanoida" Brázdy szła jak burza, tracąc do końca trzeciej kolejki tylko jeden punkt. Niestety, na koniec tamtej części zmagań poniosła dwie klęski, co z pierwszego miejsca zrzuciło ją dopiero na czwartą lokatę.
fot. Riot Games/Michał Konkol |
Wtedy optymizm fanów brytyjskiej organizacji z pewnością nieco się zmniejszył. Ponadto nie pomogła temu w żaden sposób fatalna wpadka podczas Esports World Cup. Przypomnijmy, że z tego turnieju FNC wyleciało z hukiem, po druzgocącej porażce z Teamem Liquid Honda. Początek play-offów w LEC zresztą wcale lepszy nie był. Już na starcie drużyna czeskiego midlanera musiała się mocno napocić, aby utrzymać się w górnej części drabinki. A to za sprawą naprawdę dobrej dyspozycji GIANTX.
Raz już się udało, ale czy Czarno-Pomarańczowi powtórzą sukces w finale LEC?
Wszystko zmieniło się od drugiej rundy fazy pucharowej. Wtedy Fnatic zaskakująco łatwo rozprawiło się z SK Gaming, które było faworytem tego zestawienia. Widać jednak było to, że podopieczni Tomáša "Nightshare'a" Kněžínka odzyskują rezon i powoli wracają na dobre tory. Przed nimi jednak pojawiło się ogromne wyzwanie w postaci G2 Esports w walce o miejsce w finale LEC. I batalia ta miała wiele zwrotów akcji, wiele wzlotów i upadków, lecz w kluczowym momencie lepiej z ogromną presją poradzili sobie właśnie Czarno-Pomarańczowi, sprawiając sporą niespodziankę.
fot. Riot Games/Michał Konkol |
Gdybyśmy mieli się przyjrzeć temu, kto najbardziej odpowiada za ten sukces, to bez dwóch zdań można by było w tym miejscu wskazać Oha "Noaha" Hyeon-taeka. Koreański strzelec bez dwóch zdań walczy o miano najlepszego marksmana tej edycji LEC i kreuje się na gwiazdę FNC. Świetnie poradził on sobie z zadaniem, które zostało mu przydzielone i w końcu zobaczyliśmy, że gdy stres jest na możliwie najwyższym poziomie, to on go nie paraliżuje i Noah jest w stanie dać od siebie ogromną wartość. Oczywiście warto też wspomnieć o Humanoidzie czy Yoonie "Junie" Se-junie, którzy już od dłuższego czasu prezentują się bardzo przyzwoicie i niejednokrotnie ratowali swoją formację z opresji.
Na największe słowa uznania natomiast zasługuje najprawdopodobniej Iván "Razork" Martín Díaz. Hiszpański dżungler przebył długą drogę, od bycia nieco wyśmiewanym przez społeczność LoL-a, zwłaszcza tę polską, aż do etapu, w którym jest on najlepszym obecnie leśnikiem w LEC. 23-latek definitywnie zamknął usta hejterom w ostatniej grze serii przeciwko G2. Zdecydował się on na wybór Nidalee i całkowicie zgasił Martina "Yike'a" Sundelina. I właśnie z takim obrazem Fnatic zostawiło nas aż do dziś.
Fantastyczna seria mistrzów LEC w fazie zasadniczej
Droga G2 Esports do wielkiego finału LEC 2024 Summer wygląda nieco inaczej. Samuraje zaczęli tę odsłonę rozgrywek od fatalnej wpadki, jaką było zakończenie pierwszego tygodnia z wynikiem 1-2. Po znakomitym występie na Mid-Season Invitational, gdzie G2 było w stanie pokonać m.in. Top Esports, prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że zespół ten będzie miał takie problemy w swojej rodzimej lidze.
Na początku mieliśmy trochę problemów z rozgryzieniem mety, bo nie mieliśmy zbyt dużo czasu do treningów na nowym patchu, który był naprawdę spory. Zaczęło się grać innymi postaciami, a my wciąż graliśmy chociażby Varusem, gdzie inni już od niego w zasadzie odeszli. Do tego jeszcze mierzyliśmy się z dobrymi zespołami. Mam wrażenie, że Team BDS i SK Gaming zagrały bardzo dobrze przeciwko nam, ale prawdę mówiąc, gdybyśmy zagrali swoje, to byśmy dali radę wygrać.
– Mihael "Mikyx" Mehle o powodach takich rezultatów w rozmowie z Cybersport.pl
fot. Riot Games/Wojciech Wandzel |
Kto inny natomiast, jeśli nie G2, miałby się podnieść tak szybko i zaliczyć fantastyczne pasmo zwycięstw? Podopieczni Dylana Falco błyskawicznie wybudzili się z letargu i od drugiej kolejki rozpoczęli swoją serię wygranych. Do końca fazy zasadniczej nie przegrali już żadnego starcia, a co więcej, w zdecydowanej większości z nich po prostu byli dużo lepsi od swoich rywali. Było widać, że gracze znowu dobrze się ze sobą rozumieją i zaczęli grać jako drużyna, a nie jako zlepek indywidualności. Było to widoczne szczególnie podczas walk drużynowych. Ostatecznie Samuraje skończyli pierwszy etap rywalizacji z bilansem 7-2, co dało im trzecie miejsce.
Czy ostatnie niepewne występy to tylko zasłona dymna?
Wraz ze startem play-offów LEC natomiast bynajmniej nie zwolnili tempa. Już w pierwszym pojedynku mocno poturbowali reprezentantów Karmine Corp, a później to samo zrobili z Teamem BDS. Zarówno ci pierwsi, jak i drudzy nie mieli praktycznie nic do gadania w meczach z G2 i musieli dość łatwo ulec swoim rywalom. Rasmus "Caps" Winther i spółka tym samym w świetnym stylu awansowali do czwartej rundy rozgrywek, gdzie czekało już Fnatic.
fot. Riot Games/Michał Konkol |
No i wtedy się zaczęło. G2 momentalnie z absolutnie wybitnie dobrze dysponowanego kolektywu, który rozumie, co chce robić podczas gry, a do tego fantastycznie współpracuje, zmienił się po raz kolejny w zbiór indywidualności, który cechowała spora desynchronizacja w działaniach. Okej, nie wliczamy w to pierwszej potyczki pojedynku z Fnatic, gdzie obecni mistrzowie LEC zagrali jeszcze naprawdę przyzwoicie. Schody zaczęły się później. Poza samymi występami już na Summoner's Rifcie, zdziwienie budziły także drafty, jakie realizowało G2. Brygada Capsa za wszelką cenę chciała pokazać, że trzech strzelców w jednej drużynie to dobry pomysł i swego rodzaju innowacja. Niestety, wyszło niezbyt dobrze. I trzeba powiedzieć sobie jasno – w tej serii niewidoczny był topside zespółu. Zarówno Sergen "BrokenBlade" Çelik, jak i Yike rozegrali niezbyt dobre zawody. I to właśnie ich później wskazywano w mediach społecznościowych jako winowajców tej bądź co bądź sporej wpadki.
Ale dobra, takie rzeczy zdarzają się najlepszym, a Fnatic to też formacja, która jest silna. We wczorajszym natomiast starciu wszyscy byli już przekonani, że Samuraje po prostu zniszczą Team BDS, który swoją drogą do tego etapu przedostał się po rozegraniu trzech naprawdę wątpliwych serii. To, co wydarzyło się podczas sobotniej batalii przechodzi jednak ludzkie pojęcie. A końcowy wynik ani trochę nie oddaje przebiegu tego spotkania. Prawda jest taka, że mecz ten mógł zakończyć się 3:0 dla BDS. I prawdopodobnie gdyby zamiast G2 w tym miejscu pojawiła się jakakolwiek inna drużyna, to tak by się stało. Gracze Dylana Falco jednak pokazali, że gdy przychodzi taki moment podczas gry, w którym trzeba dać z siebie wszystko i skończyć nieczyste gierki, to są oni w tym najlepsi. Właśnie w taki sposób udało się odwrócić losy drugiej oraz czwartej potyczki, gdzie ekipa Capsa w kluczowym momencie prezentowała się tak, jak na mistrzów LEC przystało.
Wygrana po sześciu latach czy historyczna potrójna korona LEC?
Rywalizacja pomiędzy G2 Esports a Fnatic jest największą batalią pomiędzy dwoma drużynami od lat. Póki co w bezpośrednich wygranych starciach przeważa G2, triumfując w aż 31 seriach, podczas gdy Czarno-Pomarańczowi zwyciężyli w 20. Przewaga ta urosła podczas ostatnich lat, kiedy to Samuraje zaczęli zdobywać mistrzostwa w zdecydowanej większości odsłon zmagań. Nadchodzący finał natomiast dla obu z tych organizacji może być w pewnym stopniu historyczny. Jeśli reprezentantom brytyjskiej organizacji udałoby się dzisiaj powtórzyć sukces z czwartej rundy play-offów, to sięgną oni po pierwszy puchar LEC od sześciu lat! Ostatni raz FNC wznosiło trofeum latem 2018 roku, kiedy to pokonało FC Schalke 04 Esports.
Gdyby natomiast Caps i jego koledzy skutecznie zrewanżowali się formacji Humanoida, to zdobędą oni trzecie w tym roku mistrzostwo, czego nie dokonała jeszcze żadna drużyna. W zeszłym sezonie także G2 było tego bliskie, jednak zaprzepaściło sobie tę szansę wiosną, kiedy to MAD Lions zdobyli czempionat. Co by nie mówić, będzie to po prostu świetna uczta dla fanów LoL-a, na którą po prostu trzeba się zjawić.
Wielki finał LEC 2024 Summer rozpocznie się o godzinie 17:00. Zwycięzca tego pojedynku nie tylko zostanie mistrzem letniej edycji zmagań, ale także zapewni sobie wyjazd na tegoroczne Worldsy. Transmisja z tego meczu dostępna będzie w języku polskim na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat letniej edycji rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej.