Hylissang

Rozpoczniemy od najbliższego naszemu sercu podwórka, czyli LoL EMEA Championship. Tutaj, jeśli chodzi o drużyny, to raczej nie ma zbyt wielkich różnic. Klasycznie na Worlds zameldują się G2 Esports i Fnatic, a do tego mamy też MAD Lions KOI, które także już nieraz na arenie międzynarodowej się pojawiało. Jeśli chodzi natomiast o Czarno-Pomarańczowych oraz Lwów, to właśnie w barwach obu organizacji na najważniejszym turnieju globu miał okazję przez ostatnie lata występować Zdravets "Hylissang" Galabov. Bułgar po raz pierwszy na mistrzostwa świata zawitał w 2018 roku i od wtedy konsekwentnie pojawiał się tam w każdym z sezonów.

fot. Riot Games/Wojciech Wandzel

Aż do teraz. Na 2024 europejski wspierający związał się z Teamem Vitality. Ekipa ta na pewno miała swoje przebłyski i miała też zadatki na to, aby być może i na te Worldsy pojechać. Niestety, ostatecznie szansa została zaprzepaszczona przez fatalny występ VIT w letniej kampanii LEC, kiedy to zespół nie wszedł nawet do play-offów. Tym samym ominął finały sezonu, a w konsekwencji także stracił możliwość stoczenia boju o wyjazd na Worlds. Tak oto Hylissang po sześciu latach z rzędu, gdy podczas sprawdzania listy obecności z mistrzostw świata mógł powiedzieć "jestem", teraz inni reprezentanci regionu EMEA będą musieli powiedzieć, że go nie ma.

Jensen

Podobnie, choć nie tak samo, wygląda sytuacja Nicolaja "Jensena" Jensena. Gracz LoL Championship Series na mistrzostwach świata obecny był od 2015 roku. Już wtedy w barwach Cloud9 zaczął swoją regularną walkę na arenie międzynarodowej, starając się dotrzeć jak najdalej w turnieju. Bezapelacyjnie najlepszy wynik Duńczyk wraz z C9 zaliczył w 2018 roku, kiedy to dotarł do półfinału. Później miał okazję wystąpić na Worlds jeszcze 4 razy, po raz ostatni dwa lata temu. Już w zeszłym roku zabrakło go na najważniejszym wydarzeniu w LoL-owym kalendarzu po tym, jak z Dignitas zajął 5-6. miejsce.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

Skoro zatem Jensena nie było już w zeszłym roku, to dlaczego w ogóle o nim teraz wspominamy? Ano dlatego, że w tym sezonie pojawiły się pewne powody, aby twierdzić, że być może uda mu się na Worlds zameldować. Wszak pierwszą połowę 2024 miał znakomitą, bo będąc wówczas częścią FlyQuest zajął drugie miejsce w LCS, co upoważniło go do wyjazdu na Mid-Season Invitational. O występie na MSI jednak z pewnością wolałby zapomnieć, bo jego drużyna nie zdołała wyjść z play-inów. Na lato 29-latek wrócił do Dignitas, do ciekawego projektu starych wyjadaczy. Niestety, pomysł ten nie wypalił aż tak dobrze, jak być może przypuszczano, gdyż DIG uplasowało się dopiero na piątym miejscu. To naturalnie nie dawało biletu na mistrzostwa świata. Zatem drugi rok z rzędu weteran sceny ligi legend będzie zmuszony obserwować tę imprezę jedynie z poziomu kanapy.

Deft i BeryL

Byliśmy już w Europie oraz Ameryce, więc pora sprawdzić, jak sytuacja wygląda w Azji. I tutaj także nie obędzie się bez kilku przykładów ważnych nazwisk, które ominą Worlds 2024. Największą stratą będzie brak Kima "Defta" Hyuk-kyu oraz Cho "BeryLa" Geon-hee. Jeśli chodzi o wspierającego, to ten co prawda już w zeszłym roku nie pojawił się na tym wydarzeniu. Trzeba natomiast mieć na uwadze fakt, iż BeryL jest jednym z nielicznych zawodników na całym świecie z co najmniej dwoma tytułami mistrza globu. Po raz pierwszy koronę zdobył w 2020 roku, kiedy to triumfował wraz z DAMWON Gaming, a dwa lata później powtórzył ten numer z DRX. Szczególnie ta druga wygrana była wartościowa, gdyż wtedy DRX nie było w najmniejszym stopniu brane pod uwagę do końcowego zwycięstwa. Los natomiast miał inne plany.

fot. LCK

Zresztą, wspomniane mistrzostwo sprzed dwóch lat BeryL mógł wspólnie świętować właśnie z Deftem, bo to właśnie z nim współpracował na dolnej alejce, prowadząc swój zespół do wygranej. A Deft, choć na swoim koncie ma tylko jedno trofeum, właśnie z 2022 roku, to samych występów na Worlds ma zdecydowanie więcej. Po raz pierwszy zjawił się tam dziesięć lat temu! Łącznie aż osiem razy brał udział w najbardziej prestiżowych zawodach sezonu, z czego cztery w ciągu ostatnich czterech lat. Niestety, seria została zakończona po tym, jak jego kt Rolster nie zdołało pokonać T1 w meczu kwalifikacyjnym finałów regionalnych w LoL Champions Korea. I jeśli chodzi o strzelca, to wygląda na to, że nie będzie miał on okazji w najbliższej przyszłości na ponowny wyjazd na mistrzostwa świata. A to za sprawą tego, że zamierza on odbyć obowiązkową w Korei Południowej służbę wojskową.

LOUD

W kwestii większych pojedynczych pseudonimów to raczej tyle. Pora więc zająć się pełnymi kolektywami, których nie uświadczymy na rozpoczynających się jutro Worlds 2024. I na początek warto wspomnieć o mniej oczywistym zespole, jakim jest LOUD. Organizacja, która powstała w 2021 roku już praktycznie od samego początku pokazywała, że będzie mierzyć wysoko. Co prawda pierwszy sezon był typowo na rozruch, ale odkąd w drużynie pojawili się Leonardo "Robo" Souza, Park "Croc" Jong-hoon i Thiago "tinowns" Sartori, to wszystko zaczęło wyglądać coraz lepiej. Drużyna bowiem od razu zaczęła wygrywać dosłownie wszystko, a co za tym idzie, także gościć na międzynarodowych salonach.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

Swój debiut na mistrzostwach świata LOUD zaliczyło dwa lata temu. Wtedy przygoda formacji zakończyła się na drugim etapie play-inów, gdzie odpadła ona po porażce z DetonatioN FocusMe. Rok później sytuacja wyglądała podobnie, bo LLL także stać było jedynie na rozegranie kilku gier w fazie wstępnej, bez większych szans na potencjalny awans do głównego etapu. Mimo to w Brazylii drużyna ta radziła sobie znakomicie, wygrywając split za splitem. Nawet w tym roku się to udało, co zaowocowało wyjazdem na MSI. Ale to by było na tyle, bo w trakcie letniej kampanii już nie poszło tak dobrze. tinownsa i jego towarzyszy stać było jedynie na czwarte miejsce. A to oczywiście było zdecydowanie za mało, aby chociaż pomyśleć o wyruszeniu na Worlds. Circuit Brazilian LoL w tym roku reprezentować będzie paiN Gaming, które wraca na mistrzostwa świata po dziewięciu latach!

Cloud9

Największym chyba zaskoczeniem, jeśli chodzi o reprezentację jakiegokolwiek regionu, jest fakt, iż wśród przedstawicieli LCS zabrakło Cloud9. Organizacja ta to wręcz synonim mistrzostw świata. Chmury na Worlds były obecne niemal od zawsze, bo po raz pierwszy zameldowały się tam już na początku swojego istnienia, czyli w 2013 roku. O czym jeszcze warto wspomnieć, to że od wspomnianego 2013 aż do zeszłego roku C9 ominęło najważniejszą imprezę zaledwie raz – w 2020! Jest to niesamowicie imponujące, że po tylu latach rywalizacji drużyna praktycznie zawsze była w stanie pokazać się na tym wydarzeniu. Nawet po nieudanym 2020 roku udało się wrócić na właściwe tory i przez kolejne trzy lata ponownie ruszać na podbój zawodów z zespołami z całego globu.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

W tym roku także wydawało się, że Cloud9 wsiądzie wraz z innymi dwoma reprezentantami LCS do autokaru z napisem "Worlds" i wyjedzie na kolejną międzynarodową przygodę. Ale tak się nie stało i to na dobrą sprawę na własne życzenie. C9 bowiem na 2024 rok uzbroiło się po zęby, zwłaszcza na lato. W zespole wiosną pojawili się Philippe "VULCAN" Laflamme, czyli legenda drużyny, oraz Joseph "Jojopyun" Joon Pyun, który uważany jest za największy młody talent z tego regionu. Na minioną kampanię zarząd postanowił jeszcze bardziej się wzmocnić, biorąc na górną alejkę fantastycznie zapowiadającego się Parka "Thanatosa" Seung-gyu. I prawda jest taka, że z taką paczką Chmury wysłały jasny komunikat – chcemy walczyć o mistrzostwo LCS.

Najwidoczniej jednak naszpikowana indywidualnościami formacja to wcale nie jest przepis na sukces. Cloud9 bowiem tak naprawdę wywróciło się na ostatniej prostej, kiedy to w play-offach ligi amerykańskiej w decydującym starciu o wyjazd na Worlds 2024 poniosło druzgocącą klęskę z 100 Thieves. Raczej mało kto spodziewał się, że Złodziejaszki będą w stanie jakkolwiek zagrozić Jojopyunowi i spółce, a tymczasem oni ich po prostu zmietli. I jak to często w takich przypadkach bywa, po blamażu ludzie zaczynają się zastanawiać, co było powodem takiej katastrofy. Kilka odpowiedzi na to pytanie otrzymaliśmy w ciągu ostatnich dni, gdyż organizacja oficjalnie rozstała się z Kimem "Berserkerem" Minem-cheolem, a następny do odstrzału ma być Jojo, który według Christiana "IWillDominate'a" Rivery mocno sobie przeskrobał.

JD Gaming i Ruler

Pora na ostatnią i z pewnością nie mniej zaskakującą absencję na zbliżających się Worlds. Na turnieju zabraknie bowiem też JD Gaming, a w związku z tym i Parka "Rulera" Jae-hyuka. I w tym przypadku są dwie odmienne kwestie, ale obie są bardzo interesujące i aż trudno uwierzyć, że takie coś ma miejsce. Jeśli chodzi o samą organizację, to ta w swojej historii ma "zaledwie" trzy występy na mistrzostwach świata – w 2020, 2022 i 2023 roku. Najważniejsza jest jednak zeszłoroczna edycja zawodów. A to dlatego, że to właśnie wtedy JDG miało dokonać czegoś historycznego, czyli dopełnić tzw. Golden Road. Polega on na tym, że jeden zespół jest w stanie dwukrotnie odnieść zwycięstwo w swojej rodzimej lidze, wygrać MSI oraz triumfować podczas Worlds. I do startu poprzedniej odsłony zmagań trzy warunki zostały spełnione – JD Gaming w lidze chińskiej wygrywało zarówno wiosną, jak i latem, a do tego dorzuciło jeszcze złoty medal za MSI. Do pełni szczęścia brakowało tylko mistrzostwa świata. I kiedy wydawało się, że się to uda, to JDG niespodziewanie poniosło klęskę w półfinale z T1, czyli przyszłym zwycięzcą.

W tym roku natomiast w kwestii podjęcia ewentualnej drugiej próby nie było nawet mowy. JD Gaming po zmianie Zhuo "knighta" Dinga na Zenga "Yagao" Qi jest już znacznie gorsze i nie było nawet blisko odniesienia triumfu w żadnych z rozgrywek. Ba, miniony, czyli letni split, był absolutną katastrofą, bo JDG z play-offów wyleciało już w drugiej rundzie, przegrywając z Ninjas in Pyjamas. Ostatnią szansą na wyjazd na Worlds 2024 były finały regionalne, gdzie o bilet Ruler i spółka zawalczyli z Weibo Gaming. Ostatecznie po pełnej serii BO5 górą byli wicemistrzowie świata, których już niebawem zobaczymy w akcji.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

Wiadomość ta bez dwóch zdań mocno dotknęła fanów Rulera, których ma on naprawdę sporo. Koreańczyk nadal jest uważany za jednego z najlepszych graczy na świecie, o czym świadczy nie tylko jego bogata w osiągnięcia historia, ale też i bieżący poziom indywidualny. Zresztą, 25-latek ma w swoim dobytku już siedem występów na Worlds, z czego jedne z nich wygrał, jedne skończył ze srebrnym medalem, a w aż trzech edycjach docierał do półfinału. Brak takiego zawodnika na takim wydarzeniu to spory cios nie tylko dla niego samego, ale także i dla turnieju. Niestety, takie są jednak realia i trzeba się z nimi pogodzić.


Mistrzostwa świata startują już jutro. Transmisję z rozgrywek będziecie mogli śledzić z polskim komentarzem na Polsat Games i na co-streamach Damiana "Nervariena" Ziaji oraz Pawła "delorda" Szabli. W języku angielskim transmitować będzie natomiast Marcin "Jankos" Jankowski. Po więcej informacji na temat nadchodzących Worlds 2024, uczestników i harmonogramu zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się, klikając poniższy baner:

Worlds 2024