Co myśleliśmy o EMEA Masters przed startem?
Na początek pod lupę weźmiemy to, o czym pisaliśmy przy okazji naszego zestawienia pięciu największych kandydatów do wygrania EMEA Masters (tekst dostępny tutaj). Zdecydowaliśmy się bowiem porównać naszą wizję sprzed startu turnieju z tym, co faktycznie mieliśmy okazję obejrzeć. Wśród głównych faworytów do zwycięstwa wymieniliśmy Geekay Esports, Ici Japon Corp. Esport, Karmine Corp Blue, Los Heretics oraz Los Ratones.
I jakby nie patrzeć w dużym stopniu były to trafne typy. Jeśli chodzi o Geekay, to był to zespół, o którym wypowiadaliśmy się bardziej w kontekście "czarnego konia", aniżeli faktycznie pewniaka do triumfu. Czy koniec końców GK było nieoczywistym pozytywnym zaskoczeniem? Nie do końca. Początek mógł zwiastować, że coś będzie na rzeczy, bo złoci medaliści ligi arabskiej zaczęli z wysokiego C. Finalnie ze swojej grupy wydostali się z drugiego miejsca, ale odpadli już w ćwierćfinale. Tam co prawda ponieśli klęskę przeciwko późniejszym finalistom EMEA Masters, ale jednak sam styl, w jakim pożegnali się z zawodami, nie był do końca tym, czego się spodziewaliśmy.
Kto zagrał gorzej, niż przypuszczaliśmy?
Pozostałą czwórkę drużyn bez problemu możemy rozdzielić po równo na dwa obozy – tych, którzy spełnili oczekiwania, a nawet może i je przewyższyli, oraz tych, którzy nie poradzili sobie z wymaganiami. Zacznijmy od tej ekipy, która spośród tego kwartetu wypadła najgorzej, czyli Los Heretics. Historia zespołu dwójki Polaków, czyli Kacpra "Daglasa" Dagiela i Sebastiana "Tracyna" Wojtonia, to jeden z największych flopów minionego EMEA Masters. Podczas naszego wywiadu z dżunglerem formacji ten był niemal przekonany, że jest w stanie znaleźć się w finale, a nawet go wygrać, a jedynym rywalem tak na dobrą sprawę mogą być Los Ratones. Jak się jednak okazało, HRTS zostało zahamowane już w pierwszej rundzie play-offów, gdzie w kuriozalnym stylu przegrało z Teamem Phantasma. Porażka mistrzów Hiszpanii, którzy mierzyli w puchar EM przeciwko drużynie z ligi greckiej to prawdziwa katastrofa, która nigdy nie powinna mieć miejsca. A jednak.
![]() |
Kolejni, którzy pokazali się raczej gorzej niż przypuszczano, to mistrzowie Francji – Karmine Corp Blue. Co do tej ekipy akurat były pewne wątpliwości, które sami mieliśmy. W zespole przed samym turniejem doszło do kluczowych zmian, poniekąd wymuszonych. Dlatego też mimo tego, że mówiliśmy tutaj o najlepszej ekipie z prawdopodobnie najsilniejszej EMEA Regionalnej Ligi, to trzeba było mieć z tyłu głowy, że takie roszady mogą sporo namieszać. I ostatecznie właśnie ziścił się ten czarny scenariusz. KCB co prawda dotarło do półfinału, gdzie odpadło z Ici Japon Corp. Esport, ale we wszystkich poprzednich meczach nie przekonywało. Drużyna ta miała kłopoty w pojedynku z E WIE EINFACH i przegrała grę przeciwko ZennIT. Już po tym można było poznać, że brygadzie Thomasa "3XA" Foucou raczej nie uda się odnieść sukcesu.
A kto zagrał lepiej lub zgodnie z oczekiwaniami?
Po drugiej stronie barykady można bez dwóch zdań postawić dwójkę finalistów EMEA Masters, czyli Ici Japon Corp. Esport oraz Los Ratones. W kwestii wicemistrzów Francji sprawa jest dość dziwna. Zespół ten bowiem aż do meczu finałowego wyglądał znakomicie i prezentował najrówniejszą formę przez cały turniej. Co prawda zaczął od falstartu przeciwko Teamowi Phantasma, ale szybko wrócił na właściwe tory i później pewnie wygrywał każde z kolejnych spotkań. Dlatego też (przynajmniej dla nas) postawa tej ekipy w decydującym spotkaniu była czymś zaskakującym. Ogólnie jednak występ IJC oceniamy jak najbardziej na plus.
![]() |
A Los Ratones? A Los Ratones przebyło całkowicie odwrotną drogę w porównaniu z IJC. Szczury bowiem zaczęły bardzo powoli i już w fazie grupowej miały spore kłopoty. Najpierw wymęczone 2:0 przeciwko Nightbirds z Hitpoint Masters. Później porażka 0:2 z Karmine Corp Blue. Ostatecznie wyjście z grupy z drugiej lokaty. Widać było, że drużyna ma jeszcze problemy, których do końca nie rozwiązała. W ćwierćfinale jednak pokazała już się znacznie lepiej i to przeciwko naprawdę wymagającemu rywalowi. Udało się bowiem wytrzymać presję i odwrócić losy starcia z Papara SuperMassive. A reszta to już tylko historia. Najbardziej zaskakuje właśnie finał, w którym LR działało już jak naprawdę dobrze naoliwiona maszyna i mimo posiadania delikatnego hamulca w postaci Simona "Bausa" Hofverberga udało się triumfować w świetnym stylu. Gra Szweda i jego oddziaływanie na całą ekipę to temat na osobny artykuł, ale fakty są takie, że jest on zwycięzcą EM i na pewno jest z tego zadowolony. Tak samo jak i cała rzesza fanów organizacji Marca "Caedrela" Lamonta.
Pozostałe największe zaskoczenia EMEA Masters (pozytywne i negatywne)
Na koniec chcieliśmy też pochylić się nad samym przebiegiem EMEA Masters i występami niektórych innych drużyn. Chcemy bowiem rzucić nieco światła na pozostałe formacje, które pokazały się znacznie lepiej niż oczekiwano, ale także na te, które nie dowiozły. Zaczniemy może od tych gorszych. W tym miejscu na pewno wymienić można BIG oraz Macko Esports. Co do mistrzów Niemiec to tutaj sprawa jest jasna. Mając skład, w którym jest dwóch byłych graczy LoL EMEA Championship, a do tego jeszcze jeden inny był na Worlds, nie możesz pozwolić sobie na to, że odpadasz w grupie po porażce z Teamem Phantasma. I to porażce w absolutnie fatalnym stylu. BIG w pojedynku tym nie miało kompletnie nic do powiedzenia, czego nie spodziewał się raczej nikt. W przypadku Macko natomiast mamy nieco mniejsze zarzuty, ale wciąż. Zakończenie przygody z EMEA Masters w grupie, w której jesteś murowanym kandydatem do wyjścia z drugiej pozycji, jest czymś zaskakującym. Zwłaszcza że odpadasz przeciwko mistrzom Beneluksu, czyli ligi, która regularnie dostawała oklep na tych zawodach. Nie chcemy jednak pastwić się nad MCK, bo patrząc na wczorajsze ogłoszenie, organizacja ma wystarczająco dużo problemów na głowie.
A co do pozytywów, to tutaj właśnie trzeba wspomnieć o dwóch ekipach, które wyeliminowały BIG i Macko, czyli ZennIT i Team Phantasma. Dla triumfatorów Road Of Legends awans do play-offów EMEA Masters to zdobyty kamień milowy. Po raz pierwszy w historii tej ligi udało się jej reprezentantowi zameldować w fazie pucharowej turnieju. Dodatkowo w ćwierćfinale ZNT było w stanie jeszcze urwać jeden punkt Karmine Corp Blue, co było kolejnym zaskoczeniem. Jakub "shibi" Przybylski i jego towarzysze mogą być zatem dumni z tego, czego dokonali.
Jeszcze bardziej dumni ze swoich osiągnięć mogą być natomiast przedstawiciele Phantasmy. Zespoły z ligi greckiej, choć często bywały niewygodnymi oponentami (o czym doskonale wiemy jako kibice drużyn z polskiego podwórka), to ostatecznie raczej rzadko odnosiły jakiekolwiek sukcesy. A już na pewno nie takie, jak tym razem. TP w półfinale EMEA Masters i to jeszcze po wyeliminowaniu jednego z głównych kandydatów do mistrzostwa to prawdziwy ewenement. Takie historie jednak pokazują, że się da i to wcale nie mając nie wiadomo jak wypakowanego gwiazdami składu.