Wczoraj odwiedziliśmy SEAL Esports, które przebywa na bootcampie w Katowice Gaming House, gdzie przygotowuje się od nadchodzących turniejów. Podczas wizyty porozmawialiśmy z Piotrem "peetem" Ćwiklińskim, który opowiedział m.in. o głównym celu kilkudniiwego pobytu w Katowicach, banie michiego czy nowym Duście2. peet zdradził również, co robił podczas kilkumiesięcznej przerwy od gry w CS-a.
Zacznijmy od kwestii michiego. Gra z zawodnikiem zbanowanym przez Valve wyklucza Was z rywalizacji w kwalifikacjach m.in. do Majora w Bostonie. Jak do tego podchodzicie?
Staramy się nie patrzeć na to jak na problem. Staramy się skupiać na tym, by poprawić naszą grę, a na pewno nie jest ona na tyle dobra, żeby wybiegać aż tak daleko w przyszłość i myśleć o Majorze. Na tę chwilę nie przeszkadza nam to aż tak bardzo. Co prawda są pewne turnieje, w których nie możemy wziąć udziału, ale gra nam się dobrze w takim składzie, jaki mamy. Naprawdę dobrze się dogadujemy, jest mega pozytywna atmosfera. Staramy nie skupiać się na problemach, a na tym, by jak najlepiej ogarnąć naszą grę.
Czyli przy kompletowaniu składu mieliście na uwadze obecną sytuację michiego, wiedzieliście jak to wygląda i od początku się z tym liczyliście?
Nie było mnie przy kompletowaniu składu, dołączyłem do drużyny jako ostatni. Nie miałem tym samym wiele do powiedzenia na ten temat. Został mi przedstawiony taki skład i stwierdziłem, że jest fajny, ma duży potencjał, więc dlaczego miałbym nie spróbować.
Słyszeliśmy, że jest szansa na odbanowanie michiego. ESL zdecydowało się na takie kroki, więc jest nadzieja, że idzie to w dobrym kierunku.
Twoja przerwa od gry na najwyższym poziomie trwała mniej więcej rok. Przez dłuższy czas nie grałeś w żadnej drużynie. Jak spędziłeś ten czas?
Pracowałem w firmie budowlanej razem z tatą i skupiałem się na ogarnianiu innych, prywatnych spraw. Zdarzało mi się pogrywać w miksowych składach w różnych turniejach, ale raczej było to totalnie dla zabawy. Miałem raczej podejście, że odpuszczam to na zawsze i nie będę już grał w żadnej drużynie. Jednak gdy dowiedziałem się o tym składzie i o tym, że jest w nim również Oskar, stwierdziłem że jest w tym fajny potencjał i warto spróbować.
Tęskniłeś za graniem na scenie, wyjazdami na turnieje i całą otoczką towarzyszącą byciu profesjonalnym graczem?
Za samą grą może nie tęskniłem aż tak bardzo, bo już trochę się nagrałem i sama gra nie sprawia mi aż takiej przyjemności. Znacznie więcej frajdy daje mi rywalizacja z innymi drużynami, możliwość wyjazdów na różne turnieje, pozytywna atmosfera. Znakomicie się dogadujemy. Także najbardziej tęskniłem właśnie za wyjazdami, za rywalizacją.
Nie boisz się jednak, że może braknąć motywacji i znów postanowisz odstawić grę w CS-a na najwyższym poziomie?
To nigdy nie było tak, że mi się przestało chcieć grać. W przeszłości większy wpływ na to, że przestawałem grać miał czynnik ludzki, a nie sama gra. Często w polskich drużynach jest tak, że 2-3 miesiące gorszej formy zespołu skutkowała zmianami, a nie szukaniem przyczyny takiego stanu rzeczy. W modzie są bardziej radykalne zmiany.
Waszym trenerem jest DEJV, z którym w przeszłości miałeś okazję grać w jednej drużynie. To Ty zaproponowałeś, żeby zatrudnić właśnie jego?
Zaczęło się od tego, że Oskar stwierdził, że fajnie byłoby mieć kogoś, kto spojrzałby na naszą grę z boku, przeanalizował nasze błędy i mógł analitycznie podejść do meczu oraz przeciwników. Wtedy zaproponowałem DEJVa, z którym znam się od parunastu lat. Braliśmy wspólnie udział w wielu turniejach lanowych, nawet jeszcze za czasów Counter-Strike: Source. Dogadujemy się dobrze. Dawid ma duży potencjał, bo bardzo wnikliwie podchodzi do tematu. Nie ma co prawda doświadczenia w byciu trenerem i na scenie CS:GO, ale myślę, że wszystko można wypracować i jeśli jest ambitne podejście, to da się sporo osiągnąć.
Ważne w tym przypadku jest również to, że macie dobry kontakt.
Tak, kontakt jest bardzo dobry. Dawid wprowadza bardzo dobrą atmosferę, bardzo nas motywuje. Jest trochę takim trenerem motywacyjnym. Zbija z nami piątki, bardzo nas hype’uje, żebyśmy grali jak najlepiej. Widać, że bardzo mu zależy. Jeśli jest wspólnie ustalony cel, to można znacznie efektywniej wspólnie do niego dążyć.
Jakiś czas temu zaczęliście reprezentować barwy SEAL. Jak do tego doszło? Nie baliście się tego, że to zupełnie nowa organizacja czy gdzieś wcześniej słyszeliście o Piotrku „Rito” Machale, założycielu?
Chłopaki o nim słyszeli, ja byłem bardziej z boku. Nie byłem do końca na bieżąco ze sceną. Wypytaliśmy tu i ówdzie i okazało się, ze SEAL tworzą ludzie, którym można zaufać. Zawsze jest jakieś ryzyko, zwłaszcza gdy w grę wchodzi nowa organizacja. Ja sam zostałem oszukany niezliczoną ilość razy i jest to coś, co zdarza się na porządku dziennym. Jednak ryzyko było obustronne, bo Piotr przygarniając nas też nie wiedział, co będziemy reprezentować, bo współpracę zaczęliśmy nie mając jeszcze osiągnięć, zwłaszcza na scenie międzynarodowej.
Jakie są zatem Wasze plany na najbliższy czas? Gdzie fani będą mogli Was zobaczyć?
Powoli nasza przyszłość zaczyna się rozświetlać. Gramy w Polskiej Lidze Esportowej, planujemy brać udział w różnych internetowych turniejach. Próbujemy zdobyć zaproszenia gdzie się da. Zdecydowanie chcielibyśmy pojechać na jakiś zagraniczny turniej, niekoniecznie od razu wysokiej rangi, bo wiadomo, że i tak trudno byłoby coś osiągnąć. Bardzo przydałyby się nam zawody np. tier2 lub tier3.
Nawet w czasach eBettle, kiedy pojechaliśmy na Assembly Winter i wygraliśmy, to ten turniej dał nam ogromnego kopa motywacyjnego, poczuliśmy, że możemy rywalizować z europejskimi drużynami jak równy z równym. W SEAL też przydałoby się nam coś takiego.
Na scenie jesteście dość krótko, ale mieliście już okazję grać na czołówkę. Chociażby przeciwko Kinguin, kiedy na jednej mapie ulegliście, a drugą wygraliście. Jak zatem oceniłbyś aktualną pozycję SEAL na polskiej scenie?
Ciężko jest to jednoznacznie określić. Mamy pewne fazy – czasami zdarza nam się zagrać bardzo dobrze, a innym razem przychodzi słabszy mecz i gramy bardzo źle. Szczególnie widać to przeciwko polskim zespołom, które mają bardzo agresywny styl gry, są pewne siebie i nie boją się podejmować dueli.
Cieszymy się, że udało nam się przełamać. Mieliśmy dwie przegrane w PLE, a teraz urwaliśmy punkty najlepszej drużynie w tej lidze, więc widać światełko w tunelu. Mam nadzieję, że nadal będziemy robić postępy i zmierzać w ustalonym kierunku. Pozostało nam ciężko pracować.
Właśnie teraz jest czas na ciężką pracę, bo jesteście na bootcampie. Skupiacie się na konkretnych elementach swojej gry?
Najważniejszym celem tego bootcampu jest, dosyć paradoksalnie, poznanie się i zżycie ze sobą, bo jednak przez internet trudniej jest określić to, kto jakie ma predyspozycje i jakim jest człowiekiem. Teraz możemy na luzie poznać się ze sobą lepiej. Oczywiście poświęcamy też czas na ćwiczenie naszej gry. Podobnie jest z taktykami, ale nie chcemy poświęcać czasu na robienie jakichś bardzo skomplikowanych zagrań. Chcemy obrać odpowiedni kierunek, określić nasze predyspozycje i znaleźć swój styl gry. Później będziemy nad nim pracować, bo nie można zawsze grać wyłącznie standardu, czy taktykami. Jest się wówczas bardzo przewidywalnym, a my właśnie za taką drużynę uchodziliśmy i wszyscy to mówili. Próbujemy to zmienić, wprowadzając do gry więcej freestyle’u.
Rozmowę zakończymy tematem nowego Dusta2. Miałeś już okazję mu się przyjrzeć?
Nie do końca. Widziałem tylko, że na mapie znalazł się mój ulubiony Mercedes W123.
Czyli nie możesz jeszcze stwierdzić, czy odświeżona mapa przypadnie Ci do gustu.
Nie, ale zawsze lubiłem na niej grać, była to moja ulubiona mapa, bo miała mnóstwo miejsca dla snajperów. Cieszę się, że ta mapa wraca, ale nie wiem, czy zastąpi jakąś inną. Mogliby coś zrobić z Mirage.
Mirage, nie Cobblestone?
Ale Cobblestone to mapa, która była aktualizowana nie tak dawno. Mirage długo nie był zmieniany, a bardzo podobał mi się ten, który dostępny był na początku CS:GO. Był prosty, przypominał mapę z CS-a 1.6, ale widać, że twórcy gry idą w zupełnie innym kierunku. Chcą, żeby to dobrze wyglądało i lepiej się oglądało.