W minioną sobotę zakończyły się zmagania pierwszej rundy League of Legends European Championship. Po pierwszych dziesięciu meczach na szczycie znalazły się Misfits Gaming oraz G2 Esports, które jako jedyne nie przegrały żadnego ze swoich spotkań. Co więcej, Króliki dokonały tego w niezwykle przekonującym stylu, zwłaszcza patrząc na statystyki marksmana Misfits, Stevena "Hans samy" Liva.
A co jeszcze działo się na Summoner's Rift? Których bohaterów oglądaliśmy najczęściej? Ile średnio trwało jedno starcie i które drużyny grały najdłużej, a które opuszczały pole bitwy najszybciej? Na te i inne pytania odpowiemy poniżej.
Halo Hans!
Najpierw zajmiemy się wspomnianym już dominatorem pierwszego tygodnia – Hans samą. Jak wspomnieliśmy, zespół Francuza łatwo wygrał obydwa starcia pierwszego tygodnia, a sam marksman wykręcił niebywałe statystyki. Jak niebywałe?
Cóż, przede wszystkim warto zaznaczyć, że Hans sama był jedynym zawodnikiem, który ani razu nie musiał odradzać się w fontannie podczas pierwszego tygodnia LEC. Można by pomyśleć, że to przez iście defensywną grę, ale gdyby tak się stało, to 19-latek nie miałby również najlepszego KDA. A takowe udało mu się osiągnąć – nie ginąc ani razu i zdobywając piętnaście zabójstw oraz osiem asyst Hans sama zasiadł na szczycie w rankingu najlepszych graczy względem popularnego współczynnika.
To jednak nie wszystko, czym zapisał się w historii strzelec Królików. To on jako jedyny dwukrotnie przelewał pierwszą krew i robił to najwcześniej ze wszystkich zawodników. Ponadto tylko on zdołał zadać pierwszy śmiertelny cios, nim na zegarze pojawiła się trzecia minuta.
Prawdziwą dominację Hans samy możemy jednak dostrzec patrząc na zdobyte przez niego złoto. Nawet biorąc pod uwagę udział w funduszach drużynowych już można pochwalić Francuza za najlepszy wynik – jego wkład w całą sakiewkę zespołu wyniósł 28,5%. Jednak patrząc na średnią przewagę nad swoim rywalem z linii w 20. minucie, trudno wręcz wyjść z podziwu. Średnio Hans sama w momencie pojawienia się Nashora na mapie miał o 4800 złota więcej niż oponent! Taka przewaga niejednokrotnie wystarczy całej drużynie, a co dopiero jednemu zawodnikowi.
Speedrunning w wykonaniu Misfits
Taka przewaga Hans samy i jego zespołu miała odzwierciedlenie również w długości meczów. To właśnie Misfits najwcześniej opuszczało Summoner's Rift jako zwycięzca. Łącznie na polu bitwy Króliki spędziły 47 minut i 22 sekundy. Jako drugie w tym zestawieniu znalazło się G2 Esports, co chyba nie powinno nikogo dziwić. Marcin "Jankos" Jankowski i spółka mają za sobą równie udany tydzień, choć może nieco mniej okazały.
Co działo się po drugiej stronie rankingu? Drużyną, którą oglądaliśmy najdłużej było Splyce. Węże na Summoner's Rift spędziły o średnio kwadrans dłużej niż Misfits. Tylko mecze Splyce kończyły się po upływie 35. minuty – pierwszy z nich trwał 38 minut i 10 sekund, a drugi równo 41 minut.
Sześciu wspaniałych (albo popularnych)
Teraz przyjrzymy się bohaterom, jakich mogliśmy oglądać w pierwszym tygodniu LEC. Dla fanów Lissandry, Siona i Urgota miniona kolejka była co najmniej ekscytująca. Wszystkich trzech czempionów oglądaliśmy w przynajmniej większości spotkań. Najczęściej z nich na Polach Sprawiedliwości oglądaliśmy Siona, który zagościł siedem razy. Urgot oraz Lissandra zostali wybrani o jeden raz mniej.
Entuzjaści Motoru Agonii nie mogą jednak powodów do smutku – w końcu Urgot u boku pięciu innych czempionów był obecny w każdej fazie picków i banów podczas pierwszej rundy LEC. Oprócz niego podobnego zaszczytu dostąpili również Aatrox, Cassiopeia, Galio, Lucian oraz Rakan. Żadna z tych pięciu postaci nie przebrnęła jednak przez fazę banów więcej niż cztery razy.
EXCEL(LENT) Dragon Control!
Na pochwałę też zasługują poszczególne drużyny za ich upór ku zwycięstwu. Albo przynajmniej za upór w ukazaniu starań do wygranej. Jedną z dróg do tego była kontrola smoków, czyli liczba wszystkich zabitych epickich bestii w dolnej części mapy w przeliczeniu na sumę zabitych smoków przez obydwie formacje grające w danym momencie.
Najlepiej w tej statystyce wypadło EXCEL, które spośród ośmiu możliwych do zgarnięcia bestii zabiło... wszystkie osiem. Ani Splyce, ani Rogue nie zapisało w meczach z podopiecznymi brytyjskiej organizacji ani jednego wzmocnienia żywiołów. O Starszych Smokach nie ma co wspominać, bowiem większość meczów kończyła się jeszcze przed pojawieniem się tej bestii na Summoner's Rift.
Jak wspomnieliśmy, Rogue nie miało okazji do zdobycia ani jednego smoka w meczu z EXCEL. Niestety dla Mateusza "Kikisa" Szkudlarka i kompanów to była powtórka z dnia poprzedniego, kiedy to zmierzyli się oni z Misfits. Króliki również zgarniały wszystko co się dało na mapie, łącznie ze wszystkimi czterema smokami. W efekcie Rogue jako jedyna drużyna nie zdobyła ani jednego wzmocnienia żywiołu. Po pierwszym tygodniu Rogue może sobie jedynie wyobrazić smoki. Z pomocą w tym może przyjść jego własny inwestor.
Ciemność rozjaśnia umysł
Gdy przeglądałem statystyki z minionej kolejki LEC, dotarłem do pewnego dość zaskakującego momentu. W rankingu najgorzej wardujących wspierających na samym szczycie znalazł się Kang "GorillA" Beom-hyeon. Ten sam GorillA, który przecież pomógł Hans samie osiągnąć niebywałe statystyki oraz zapewnić Misfits dwa łatwe zwycięstwa. Wtedy naszła mnie myśl: "a może wardy wcale nie są potrzebne do zwycięstwa, skoro GorillA nie musiał aż tak wardować?".
W tym momencie chciałbym podziękować Kimowi "Wadidowi" Bae-inowi oraz Zdravetsowi "Hylissangowi" za szybkie otrząśnięcie mnie z tych myśli. Wspierający odpowiednio Rogue oraz Fnatic są kolejni w rankingu wardów stawianych na minutę wśród wspierających. Wadid wykręcił wynik 1,192 WPM, zaś Bułgar 1,22 WPM. GorillA co prawda tylko 1,043 WPM, ale hej – nie ważne jak, ważne że u celu.
Czy Hans sama podtrzyma dominację? Czy Rogue zdobędzie pierwszego smoka? Czy GorillA zacznie wardować jak należy? Odpowiedzi na te pytania przyniosę już nie ja, a samo LEC. Kolejne mecze europejskich rozgrywek czekają nas w najbliższy piątek. Pełny harmonogram oraz informacje o transmisji możecie znaleźć w naszej relacji tekstowej.