W momencie, w którym to właśnie z twojego kraju pochodzi najlepszy zespół świata, to w teorii nie masz się czym martwić, prawda? Twoja drużyna wygrywa wszystko, dominuje scenę i generalnie nie ma na nią mocnych. I to jest ok, ale z drugiej strony miło byłoby mieć w czołówce jeszcze kilku innych przedstawicieli, zwłaszcza że do niedawna wydawało się, że masz ich całkiem sporo, ale ostatnie tygodnie brutalnie zweryfikowały ten pogląd, wyraźnie pokazując, że poza wspomnianym liderem światowych serwerów nie masz za bardzo czym się pochwalić. I właśnie w takiej sytuacji znalazła się Dania.
Teoretycznie Duńczycy nie mają powodów do narzekań, bo o tym, co Astralis zrobiło w 2018 roku, mówić się będzie jeszcze długo. Wszak nikt od czasu starego Ninjas in Pyjamas nie był w stanie w aż tak dużym stopniu zdominować międzynarodowych rozgrywek, zagarniając na wyłączność wszystkie najważniejsze trofea i tytuły. Podopieczni Danny'ego "zonica" Sørensena po raz pierwszy w historii CS:GO wynieśli duńskiego Counter-Strike'a na tak wysoki, niedościgniony dla innych poziom itp. itd. – te peany mogłyby trwać jeszcze długo i byłyby w pełni zasłużone. Niemniej w tej beczce wypełnionej po brzegi miodem jest też pokaźna łyżka, albo nawet łycha, dziegciu, bo poza mocarnym Astralis kibice z Danii nie mają za bardzo komu kibicować. Znaczy się, oczywiście, są inne drużyny, ale po zakończonym wczoraj w Katowicach cyklu Minorów możemy jasno powiedzieć, że zbyt dobrze z nimi nie jest.
Trzeba postawić sprawę jasno – Intel Extreme Masters Katowice 2019 będzie pierwszym od czasu ESL One Cologne 2016 Majorem, na którym pojawi się tylko jedna duńska drużyna. Ostatnie dwa lata to bowiem okres, w którym zarówno Astralis, jaki i North można było bez wątpliwości zaliczać do światowego topu i nie mieć z tego powodu żadnego kaca moralnego. I o ile ci pierwsi niemalże bez przerwy udowadniają, że miejsce w czołówce należy im się jak psu buda, tak ci drudzy miewali okresy lepsze i gorsze, ale zawsze na turniejach Valve występowali. Aż do teraz, gdy zmarnowali nie jedną, nie dwie, a aż trzy szanse! Porażki kolejno z ENCE eSports, Teamem Vitality i ViCi Gaming sprawiły, że podopieczni Alexandra "ave" Holdta IEM-a obejrzą co najwyżej na streamie. A cała sytuacja jest jasnym dowodem na to, że lepsze jest często wrogiem dobrego, a wymiana dwóch zawodników po szybkim pożegnaniu z FACEIT Major London 2018 była prawdopodobnie ruchem zbyt gwałtownym, bo przecież ten sam skład kilka tygodni wcześniej triumfował podczas DreamHack Masters Stockholm 2018. Tymczasem nowe North, już pod kierownictwem Caspera "cadiaNa" Møllera, poza niezłym występem na lanowych finałach ECS nie pokazało jak dotychczas niczego nadzwyczajnego.
fot. ESL/Adam Łakomy |
Skoro jednak krytykujemy North, to co dopiero powiedzieć o Heroic albo OpTic Gaming? Ci pierwsi na europejskiego Minora nawet się nie dostali, odpadając już na etapie zamkniętych kwalifikacji. Zresztą, ten Major to dla Heroic zawsze był cel nieosiągalny i to niezależnie od tego jacy gracze aktualnie tworzyli skład skandynawskiej ekipy. Z kolei OpTic miało naprawdę duże nadzieje, zwłaszcza, że smak majorowych emocji poczuło kilka miesięcy temu w Londynie. Aby więc być pewnym awansu, zaangażowano młody talent, Ismaila "refrezha" Aliego, i w końcowym rozrachunku... zespół dostał dwa razy w papę i z katowickim Minorem pożegnał się jako pierwszy, już w fazie grupowej. Cóż, to chyba nie tak miało wyglądać, ale trudno oczekiwać innego rezultatu, gdy zmiany w składzie przeprowadza się na dwa tygodnie przed startem danej imprezy. Nie ma czasu na zgranie, nie ma czasu na dopracowanie wszystkich elementów, w efekcie czego wspomniany refrezh, który wcześniej w barwach Cloud9 pokazał się z niezłej strony podczas BLAST Pro Series w Lizbonie, teraz zawiódł kompletnie, będąc najsłabszym członkiem swojego zespołu.
W Danii mamy więc Astralis, a potem długo, długo, długo, długo... długo nic. Niewykluczone więc, że po zakończeniu IEM Katowice 2019 w tamtejszym regionie czeka nas kolejna szufla. Że niby większość drużyn dopiero co dokonała roszad? I co z tego – wyraźnie widać, że nie przyniosły one rezultatów, a CS:GO to taka gra, gdzie nikt nie ma czasu czekać pół roku aż oczekiwane wyniki przyjdą. FC Kopenhadze ciężko pewnie będzie przełknąć upokorzenie North, gracze OpTic także nie mogą być niczego pewni, tym bardziej, że coraz głośniej mówi się o tym, że ich organizacja może zostać wystawiona na sprzedaż. A w obwodzie mamy przecież jeszcze ex-Fragsters czy Tricked Esport. Na giełdzie mamy również kilka ciekawych, wolnych nazwisk, takich jak choćby Allan "AnJ" Jensen, Nikolaj "niko" Kristensen czy też przede wszystkim Finn "karrigan" Andersen. Jest więc z czego wybierać i trudno spodziewać się, by wobec takiej bryndzy z nędzą duńscy włodarze pozostali bierni. Tym bardziej, że sukcesy Astralis to szansa na zbudowanie odpowiedniego składu – wszak nikt nie musi się obawiać, że nagle przyjdzie zonic i zabierze któregoś z bardziej wyróżniających się graczy. Warto to wykorzystać, bo taki stan komfortu nie będzie trwał wiecznie.
Śledź autora na Twitterze – MaPetCed |