Wśród członków polskiej społeczności Counter-Strike: Global Offensive próżno szukać kogoś, kto nie słyszałby o Piotrze "izaku" Skowyrskim. Popularny streamer na przestrzeni lat zgromadził wokół siebie liczną widownię, zyskując jednocześnie ogromną popularność. Od dwóch lat 31-latek prowadzi także własną organizację, Izako Boars, która zdążyła już nawet osiągnąć pewnego rodzaju sukcesy, chociaż daleko im do tych pierwotnie założonych. To właśnie popularnych Dzików dotyczyła w dużej mierze nasza rozmowa z izakiem – o początkowym pomyśle na tę formację, o kolejnych roszadach kadrowych i związanych z tym przykrościach, a także o dawnych planach dotyczących awansu na Majora. Nie zabrakło także pytań związanych z nowym składem Virtus.pro czy też nadchodzącym Intel Extreme Masters Katowice 2019.


Maciej Petryszyn: W marcu Izako Boars będzie świętować swoje drugie urodziny. Ciekawi mnie jednak jakie były twoje założenia, gdy tworzyłeś tę organizację w 2017 roku. Chodziło o osiągnięcie sukcesu w kraju, wyjście z marką za granicę czy może promowanie młodych, utalentowanych zawodników?

Piotr "izak" Skowyrski: Na pewno kilka z tych rzeczy. Na pewno zależało mi na pewnych sukcesach, gdzieś tam liczyłem, że już po roku funkcjonowania organizacji, funkcjonowania drużyny CS:GO uda się wejść na międzynarodowe podwórko i że Izako Boars będzie drużyną, która będzie się liczyła w walce z tymi innymi dobrymi zagranicznymi zespołami. Może nie top 10, ale gdzieś do tej top 30, top 40 byli w stanie się przebijać. Z drugiej strony zależało mi oczywiście, by dać jakiś kolejny prezent polskiemu esportowi, bo myślę, że ten produkt też polską scenę mógł rozwijać. Tym bardziej, że na początku to zainteresowanie drużyną Izako Boars było gigantyczne i te liczby na streamach też były niesamowite, więc to też na pewno była fajna sprawa. I też chciałem dawać szansę młodym zawodnikom z Polski, żeby dostawali kontrakty, dostawali opiekę profesjonalnej organizacji. Na pewno na tym wszystkim mi zależało. Oczywiście później sama historia zweryfikowała jak było. No niestety drużyny CS:GO, która funkcjonowałaby razem przez rok, nie udało się utrzymać. No i dlatego też się nie przebili nigdzie wyżej, bo były zmiany w składzie, bo były różne problemy ze składem. To też pokazało mi ile problemów wiąże się z prowadzeniem takiej organizacji.

Właśnie, bo dla ciebie to wszystko było jednak czymś nowym. Miałeś co prawda kontakt z tym CS-em nawet na najwyższym światowym poziomie, czy to jako komentator, czy jako streamer, ale już poznanie tego wszystkiego od podszewki, tego, jak funkcjonuje profesjonalna organizacja, musiało być dla ciebie trochę zderzeniem z rzeczywistością.

Na pewno tak. Ja sobie myślałem, że mamy w Polsce mega utalentowanych zawodników, bo to pokazał mi wtedy turniej ROG, na którym byłem. A może nawet nie sam turniej, co bardziej przesłuchania do tego turnieju. Przetestowałem coś około 200-250 graczy i to pokazało mi ilu jest utalentowanych zawodników na polskim podwórku i stąd w ogóle ten pomysł, by tę organizację założyć. Żeby dać tym młodym zawodnikom szansę. I myślałem, że jeśli wezmę taką piątkę utalentowanych zawodników, dam im kontrakty, opiekę, bootcampy itp. itd., tak, że będą mogli skupić się wyłącznie na gierce, to bardzo szybko przyjdą jakieś tam wyniki i bardzo szybko będą się przebijać do tej czołówki europejskiej. Ale jak się okazało to nie jest jednak tak, że jest jakiś przepis na drużynę – po prostu dać pieniądze zawodnikom, żeby skupili się na graniu, bo to są też ludzie, mają różne swoje potrzeby, różne swoje problemy, więc to na pewno było takie zderzenie z rzeczywistością. Jak tak ja sobie wspominam, gdy byłem graczem, gdy grałem za routery na lanie i tyle właściwie, i sobie myślałem, że w sumie gdybym miał taką okazję, by grać jako profesjonalny zawodnik, miał kontrakt, to myślę, że zaszedłbym dalej i liczyłem, że jak to przekażę zawodnikom to będą w stanie spełniać moje marzenia, by być profesjonalnym graczem na tym najwyższym poziomie. No ale jak mówiłem, okazało się, że to wszystko wygląda trochę inaczej, bo znaleźć ludzi, którzy będą chcieli na kontrakcie bardzo ciężko pracować i się piąć do góry, i że będą tacy ambitni to nie jest wcale takie proste.

Niemniej to wasze wejście na scenę było takie całkiem spektakularne – pierwszy występ w ESL Mistrzostwach Polski i od razu półfinał. Potem jednak szło już tak, jak szło, czyli dość przeciętnie, a Izako Boars miało spory problem z wygrywaniem turniejów i to nawet gdy docierało do finałów. Jak jednak, niezależnie od tego wszystkiego, wspominasz współpracę z tamtymi chłopakami, którzy w dużej mierze dzięki tobie i wspólnemu występowi na ASUS ROG wypłynęli na szersze wody?

Faktycznie tak było na tych turniejach w Polsce, że gdzieś tam walczyli, chociaż na tamtych imprezach nie było wtedy jednak Virtus.pro, nie było Kinguin, PRIDE czasami się pojawiało, ale raczej to były bardziej pojedynki z Pompa Teamem, z Venatores. To były takie drużyny, z którymi Izako Boars rywalizowało może o miano tego top 4 w Polsce mniej więcej. Takie to były czasy. W finałach rzeczywiście często był ten tilt i ciężko było wygrać, ale to wynikało głównie ze zmęczenia, z tego, że te lany trwały bardzo długo, grano kilka meczów BO3 w ciągu jednego dnia. Oczywiście nie ma tutaj co zrzucać odpowiedzialności, ale to była, mam wrażenie, taka trochę loteria w tych finałach i mimo że często w półfinale mieli cięższego przeciwnika niż w finale, to w finale po prostu już przez to nie dawali rady.

Na pewno z chłopakami współpracowało się wtedy bardzo fajnie, bo czułem, że to takie trochę moje dzieci, czułem, że mi zależało. Tylko miałem właśnie wrażenie, że czasami mi bardziej zależało niż im. To był ten główny problem. Ale na pewno miło wspominam te czasy, gdy to wszystko wystartowało i ten hype był w Polsce ogromny. Kiedy właściwie to CS:GO było na takim wysokim poziomie jeśli chodzi o oglądalność, o zainteresowanie. Pamiętam, że wtedy na tych turniejach lanowych, na ESL Mistrzostwach Polski to było nawet po 20 tysięcy widzów, którzy to oglądali, a na polskie warunki, jak na polskie turnieje, na których nie ma Virtus.pro, gdzie nie ma Kinguin, to jest naprawdę bardzo dużo. To na pewno były wyniki niesamowite. To były fajne czasy, ale też ten skład, który był pierwszy, czyli kamil, repo, STOMP, NEEX i LUULIGUZMAN, tak naprawdę nie grał ze sobą tak długo. Wtedy zaczęły się problemy, gdy okazało sie, że odchodzi repo, że odchodzi STOMP. Trzeba było zacząć kompletować skład tak naprawdę od nowa, trzeba było pomyśleć co zrobić i to była właściwie lawina problemów, by coś odpowiedniego znaleźć. Oczywiście mi nadal zależało, by ten skład właściwie funkcjonował, żeby byli odpowiedni gracze na odpowiednich miejscach, ale  to wcale nie było takie proste. Jeżeli już się ludzie przyzwyczaili, że Izako Boars to taka drużyna top 4, top 5 w Polsce to oczekiwali, że będzie tak dalej, że będzie coraz lepsza, a tu się okazuje, że jak są zmiany w składzie to te problemy pączkują i ciężko jest dogonić wszystkich.

Ten moment, w którym kolejni gracze, twoje dzieci, jak sam ich nazwałeś, zaczęli się wykruszać, musiał być dla ciebie sporym ciosem. Zwłaszcza z uwagi na spore ambicje, które miałeś i o których głośno mówiłeś.

Przede wszystkim sporym ciosem dla mnie było odejście repo, z którym dużo rozmawiałem wcześniej, który miał taką wcześniej troszeczkę negatywną opinię na polskiej scenie CS:GO, bo starałem się mu pomóc, by mógł się skupić na grze i faktycznie tę reputację trochę naprawić. Na tym jakby mi zależało – by wszyscy zawodnicy czuli się w tej organizacji jak w domu. A później repo właściwie nie informując mnie o niczym napisał post o tym, że odchodzi, nie dając mi w ogóle znać o czymkolwiek. To na pewno bardzo mnie zabolało w tamtym czasie, bo wydawało mi się, że jesteśmy w odpowiednich relacjach i nawet jakby coś się działo to ci gracze do mnie przyjdą, a okazało się, że jest inaczej. Także to był dla mnie ciężki czas. Od tamtej pory zaczęły się problemy dla drużyny CS-a. STOMP z kolei to był człowiek na nieco innym etapie życia niż repo, który nadal chodził do szkoły. STOMP to jest człowiek, który był trochę starszy i myślał o tym, by zacząć dorosłe życie i ta pensja, która była w Izako Boars, może nie do końca mu wystarczała. Tym bardziej, że chciał mieszkać z dziewczyną, więc potrzebował więcej pieniędzy, a wtedy organizacja nie była w stanie takich pieniędzy mu zagwarantować przy takich wynikach. Więc zdecydował się wyjechać i naprawiać statki. Ja też STOMPA namawiałem długo, żeby jednak pomyślał o karierze w CS-ie, bo widziałem jak utalentowany jest. Zależało mi bardzo, by grał w CS-a – nie dlatego, by był w Izako Boars, tylko uważałem, że gdyby STOMP odszedł od CS:GO w ogóle to polska scena straciłaby naprawdę utalentowanego gracza i cieszę się, że wrócił. Przebił się przecież do x-komu i w x-komie gra coraz lepiej w składzie oskarisha.

fot. ESL

Właśnie, STOMP wrócił. Niemniej jakby tak przyjrzeć się poczynaniom zawodników z pierwszego składu Izako Boars to trudno nie odnieść wrażenia, że większość z nich ma obecnie problemy z regularną grą. Ok, STOMP jest w x-komie, NEEX przez cały ubiegły rok nie mógł zagrzać nigdzie miejsca i teraz wrócił do was. Z kolei kamil, repo i LUULIGUZMAN nie grają obecnie nigdzie. Z czego to wynika? Może to mieć związek z tym brakiem zaangażowania, o którym wspominałeś?

Ciężko powiedzieć tak naprawdę. Myślę, że NEEX miał też sporo pecha przy tym wszystkim. NEEX przede wszystkim musiał jeszcze trochę dojrzeć jako człowiek i jako zawodnik, bo jak tak teraz patrzę na jego grę i patrzyłem na jego grę wtedy na tych różnych turniejach, to uważam, że to jest przepaść. Uważam, że NEEX jest teraz dużo bardziej kompletnym zawodnikiem, dużo bardziej przygotowanym do gry na takim najwyższym poziomie, więc z pewnością potrzebował takiego czasu, by nabrać pokory, mam wrażenie. Z LUULIGUZMANEM też ciężko powiedzieć, bo jak tak patrzyłem na tych przesłuchaniach do ROG czy też jak był z nami na turnieju, to grał naprawdę fantastycznego CS-a i pokazał jak bardzo jest utalentowany. Tylko to był taki zawodnik, który był bardzo dobry aimowo, który świetnie strzelał, miał świetny refleks. To gracz, który powinien grać tego pierwszego, ten pierwszy kontakt, a mimo wszystko był jakiś taki przestraszony podczas spotkań i to był jego największy problem – bał się wychodzić jako pierwszy, mimo że miał do tego największe predyspozycje. Nie pasowała mu troszeczkę rola entry fraggera, mimo że uważam, iż najbardziej do niej pasował. Jemu się to nie podobało, więc ciężko było mu się dokładnie wpisać ze swoimi umiejętnościami do drużyny. Dlatego myślę, że z tego powodu inne drużyny nie skorzystały z jego usług, bo chciał grać role, które nie do końca mogły do niego pasować.

Może gdyby w tamtym momencie zespół miał kogoś takiego, kim dla obecnego składu jest Hyper, to wszystko potoczyłoby się inaczej?

Z jednej strony tak, z drugiej strony niekoniecznie, bo kwestia była też taka, że ci zawodnicy byli po prostu niedoświadczeni i nie da się tego doświadczenia nauczyć w ciągu tygodnia czy dwóch. To jest kwestia miesięcy albo lat nawet. Wydaje mi się, że w tamtym okresie tak naprawdę Hyper mógłby oczywiście ich uczyć, to by przyspieszyło ten cały proces, ale sądzę, że tak naprawdę to wcale by tak dużo nie zmieniło. W tym momencie, na takim etapie, na jakim obecnie jest drużyna CS-a to Hyper jest potrzebny faktycznie. Kiedy już się gra na takim wyższym poziomie, jak w ESEA MDL, gdzie są też rywale z naprawdę najwyższej półki bo jest choćby Vitality, uczestnik Majora i to właśnie na takie drużyny Hyper się przyda – by wyciągać wnioski, by z takich meczów się najwięcej uczyć. Teraz Hyper bardziej przyda się tej drużynie niż przydałby się wtedy.

Skoro już mówimy o zmianach w składzie – ustaliliśmy, że Izako Boars to takie twoje dziecko, do którego masz bardzo osobisty w stosunek. W momencie, gdy zaczęły się te kolejne zmiany, bo przecież był w Izako Boars okres, gdy było ich sporo, to sama organizacja stała się trochę, mówiąc kolokwialnie, memem. Pewnie kojarzysz te obrazki z losowania Lotto z podpisem "Minęła 21:30, podaję skład Izako Boars na dziś". Takie przytyki bolały?

No jasne. Tak jak powiedziałem wcześniej – to była kwestia tego, że ludzie się przyzwyczaili, iż Izako Boars to taka drużyna top 4 czy top 5 w Polsce i mieli te oczekiwania wysokie. A tu się okazuje, że cały czas jakieś zmiany, bo testowaliśmy różne warianty, różnych zawodników. Były różne możliwości, różne nadzieje pokładaliśmy w różnych graczach, a ci później zawodzili. Z tym na pewno był problem. Wydaje mi się, że ludzie nie rozumieją jakie to wszystko jest trudne, by taką organizację prowadzić i znaleźć odpowiednich ludzi na odpowiednie pozycje, ludzi, którzy będą ambitni i będą chcieli ciężko pracować, a jednocześnie będą w stanie wytrzymywać tę presję i stres, bo uważam, że w tej organizacji stres i presja są większe niż w innych warunkach, gdzie gra się dla organizacji mniej znanej czy gdy w ogóle gra się miksowo. To jest z pewnością różnica. Także ciężko było tych zawodników dobrać, a przytyki nie tyle bolały, co raczej były smutne, bo ludzie nie rozumieli jakie to jest trudne. Chociaż może trochę bolało, bo faktycznie te problemy się nawarstwiały, próbowaliśmy je rozwiązywać w różny sposób. To się przez długi czas oczywiście nie udawało. W końcu dochodziliśmy już do tych składów, które później i tak były zmieniane, bo to jest drużyna, która liczę, że będzie walczyła w Europie i na świecie. W momencie, gdy przez kilka miesięcy jest progres w Polsce, ale nie ma progresu na świecie to dla mnie takie coś nie ma sensu. I dlatego też powinny być kolejne zmiany w zespole i stąd też obecny skład z NEEXEM i Patitkiem, którzy się spisali super w eliminacjach do ESEA MDL i też są ludźmi, którzy nie mają obecnie problemów w szkole, tylko są w stanie cały czas się poświęcać Counter-Strike'owi, mogą się poświęcać dla treningu i to jest najważniejsze.

Czyli to ten brak progresu w sferze międzynarodowej sprawił, że w grudniu ze składem pożegnali się RETO i xype?

Tak, bo jeśli widać było, że na świecie nic do przodu nie idzie, że nie ma żadnych wyników, nie ma wygrywanych turniejów, to coś trzeba zmienić w końcu. Przede wszystkim kwestia była taka, że RETO miał szkołę i wracał do domu dopiero po 16-17, dopiero wtedy można było zaczynać treningi, a pozostali zawodnicy chcieli trenować od 13-14, więc jeżeli jedna osoba tak strasznie hamuje cały zespół to już jest nie w porządku i coś trzeba tutaj zmienić. Kiedy były wakacje, chłopaki byli w stanie trenować od tej 13 i te wyniki osiągali bardzo fajne na różnych turniejach europejskich. Wygrywali nawet mecze z mocniejszymi przeciwnikami. No ale zaczęła się szkoła i zaczął się regres przez to, że tych treningów nie było, te treningi były ograniczone i trzeba było coś pomyśleć. Podobnie z xypem, który też, mam wrażenie, trochę hamował rozwój zespołu. Ale u niego to bardziej indywidualna sprawa.

Wracając jeszcze do kwestii sukcesów – pamiętam, że gdy zakładałeś Izako Boars to wspominałeś, że chciałbyś, by w przyszłości twoja drużyna zagrała na Majorze. Tymczasem w składzie macie matty'ego i Patitka, z którymi z oczywistych względów na Majorze nie zagracie. Skąd taka zmiana podejścia i porzucenie własnych marzeń?

Tak jak mówiłem, rzeczywistość zweryfikowała całe moje plany związane z Izako Boars, gdzie faktycznie myślałem, że po roku już drużyna będzie drużyną na miarę top 30-40 HLTV, a okazuje się, że po dwóch latach jest na najwyższym obecnie miejscu w historii, bodajże na 58., więc jakby to zweryfikowało moje podejście. Z drugiej strony teraz też widać jak trudne jest zakwalifikowanie się na Majora, więc to też jest skomplikowana sprawa, dlatego na razie porzuciłem swoje marzenia, na razie trzeba się skupić, by ta drużyna pojechała na jakiś DreamHack Open. Na taki turniej średniej wielkości z pulą nagród w wysokości 50 tysięcy czy 100 tysięcy dolarów – to byłaby fajna sprawa. A do Majora jest jeszcze daleka droga tak naprawdę, trzeba nabrać doświadczenia, by w ogóle gdzieś startować, także na razie te marzenia zostały porzucone, bo to jest strasznie skomplikowana droga i wydaje mi się, że nawet gdyby Patitek i matty nie mieli banów, gdyby mogli wystąpić na Majorze, to i tak zanim by na tym Majorze zagrali minęłoby jeszcze kilka wiosen, także na razie niech się skupiają chłopaki na treningu, na rozwoju, na podbijaniu kolejnych turniejów europejskich, bo to jest w tym momencie dla nich najważniejsze, by nabierać doświadczenia. Czy będzie Major kiedykolwiek? Nie wiem, być może nie, ale w tym momencie mi się wydaje, że w Counter-Strike'u trochę się zmieniło, już te Majory straciły trochę na wartości przez te ostatnie dwa lata, także wydaje mi się, że nie są tak strasznie ważne.

Ostatnio osiągnęliście na dobrą sprawę największy jak dotychczas sukces i awansowaliście do ESEA Mountain Dew League. Spójrzmy jednak co działo się w PACT – tam też wszyscy byli zachwyceni awansem i szansą na rozwój, niemniej ostatecznie ta przygoda nie trwała zbyt długo i trudno ocenić czy rzeczywiście wyszła drużynie na dobre. Nie boisz się, że także w waszym wypadku to zderzenie z rzeczywistością drugiego poziomu rozgrywkowego może wam zaszkodzić?

Tutaj znowu wracamy do tematu Hypera. Wydaje mi się, że dlatego taki Hyper jest potrzebny drużynie, bo oczywiście fajnie jest rywalizować z takimi drużynami, jak Vitality, jak Virtus.pro, ale ważne z tych meczów wyciągać wnioski, by po każdym takim meczu się uczyć. Taki mecz, jak zagrali chłopaki na Vitality, to było kompendium wiedzy jak grać na takie lepsze drużyny i ważne, by takie mecze nie przechodziły między palcami, tylko by później po takim meczu przysiąść sobie na dwie godzinki i porozmawiać o tym, co się wydarzyło, jak poprawić swoją grę w obronie, jak poprawić swoją grę w ataku. Tutaj właśnie bardzo ważna jest rola Hypera, by takie rzeczy przekazał, bo Hyper bardzo dużo wie o Counter-Strike'u, bardzo dużo widzi też podczas takich spotkań. Dlatego to jest fajna szansa na rozwój, by coś z takich meczów wyciągać i liczę, że właśnie w taki sposób to wpłynie na drużynę, że doda jej dużo pewności siebie, pomoże jej dojrzeć. Mam nadzieję oczywiście, że się utrzymają w lidze. Na razie nie wierzę w awans do ESL Pro League, myślę, że na to jeszcze za wcześnie.

fot. DreamHack/Abraham Engelmark

Ciekawi mnie jedna kwestia – jesteś oczywiście twarzą projektu Izako Boars, a jak to wygląda od strony praktycznej? Bo przecież organizacja to nie tylko ty, ale też grono partnerów czy doradców, czy więc to właśnie ty masz decydujący głos jeśli chodzi o kierunek rozwoju czy inne strategiczne dla organizacji kwestie?

Myślę, że tak. Nie jest tak, że ja jestem jakimś tyranem i mówię, że musi być tak albo inaczej, ale raczej czuję, że mam decydujący głos. To wszystko jest zrobione na zasadach partnerskich razem z Fantasy Expo, więc najczęściej podejmujemy razem decyzje. Także w kwestii składu myślę, że mógłbym spokojnie narzucać jako właściciel organizacji, że np. ten ma być, a ten ma nie być, ale nie chcę takich rzeczy robić, bo wiem, że musi być synergia w drużynie to zawodnicy najlepiej czują czy z kimś się gra dobrze, czy źle, także absolutnie nie chcę tutaj w żaden sposób na zawodników wpływać. To oni mają wiedzieć z kim się dobrze gra, to oni mają być ambitni, oni mają chcieć wygrywać. Nie chcę im kazać chcieć wygrywać. Chcę by oni czuli się dorośli, odpowiedzialni za swoje decyzje.

Przy zakładaniu Izako Boars od razu brałeś pod uwagę, że to będzie organizacja wielosekcyjna? Początkowo było przecież tylko CS:GO, a obecnie macie jeszcze kilka innych dywizji.

Początkowo myślałem tylko o Counter-Strike'u, ale oczywiście brałem pod uwagę możliwość rozwoju gdzieś dalej. Jeżeli Counter-Strike będzie osiągać sukcesy i szedł gdzieś tam do przodu to przecież będą możliwość, by brać kolejne dywizje do Izako Boars. Trochę się później pozmieniało, bo dywizja CS:GO nie osiągnęła zbyt dużych sukcesów w tamtym czasie, a tutaj się okazuje, że wzięliśmy Zulę. Tutaj też chodziło cały czas o filozofię organizacji, by wspierać polski esport, wspierać polskich zawodników, polskie drużyny. Na tamtym etapie zawodnicy Zuli mówili, że pojadą na Mistrzostwa Świata, bo się czuli najmocniejszą drużyną w Zulę na świecie. Zaufaliśmy im, postanowiliśmy im pomóc i faktycznie pojechali na Mistrzostwa Świata i wygrali, z czego też się cieszymy, że mogliśmy gdzieś tam swoją cegiełkę dołożyć, by ich wesprzeć. Stąd pojawiła się Zula, później PUBG i Fortnite.

Nie masz takiego poczucia, że to właśnie Izako Boars zapoczątkowało trochę ten szał na Zulę wśród polskich organizacji? Krótko po was w Zulę weszła Pompa, wszedł PACT, weszło PRIDE, ale to wszystko zaczęło się, można powiedzieć, od was.

Tak mi się wydaje. To też jest trochę tak, jak z tym efektem Małysza – gdy w Polsce pojawi się jakiś sportowiec, jakaś drużyna, która osiąga sukcesy w sporcie może mało popularnym, to nagle wszyscy się tym interesują. Tak było z Counter-Strikiem – kiedy Virtusi wygrali IEM-a to nagle Counter-Strike w Polsce rozbłysnął i wszyscy się CS-em zainteresowali. Może z Zulą jest trochę inaczej, bo Zula nie jest aż tak popularna jak CS, ale jednak Polacy pokazali, że są mocni. Dlatego też, myślę, kolejne organizacje poszły za ciosem i też w tę Zulę chcą inwestować.

Planujecie, by w tym roku dołożyć do Izako Boars kolejne dywizje?

Nie, na razie nie.

Ostatnio kilka organizacji utożsamianych z CS-em, jak PACT czy PRIDE, weszły na scenę League of Legends, bo przecież mamy Ultraligę, która przyciąga całym opakowaniem itp. Nie braliście pod uwagę, nawet w takich luźnych rozmowach, by też się w to zaangażować?

Jakieś luźne rozmowy może były, ale ja się na League of Legends kompletnie nie znam, nie znam sceny, nie znam zawodników. Nie wiem jaka drużyna byłaby w stanie się przebić, bo jeśli miałbym brać jakąś drużynę do Izako Boars w LoL-u to chciałbym, by to był zespół, który będzie walczył o to top 3. A myślę, że to wcale nie byłoby takie proste, by takich zawodników wziąć do siebie, także wiesz, to były raczej luźne pogadanki i raczej nic poważnego, więc w końcu się nie zdecydowaliśmy na żadne ruchy.

A jak wygląda kwestia akademii CS:GO? Ten projekt ma jeszcze jakieś szanse na realizację?

Wiesz co, właśnie głównie przez skład CS:GO porzuciliśmy trochę ten projekt przez to, że były problemy ze składem i uznaliśmy, że na razie projekt kompletnie zostawiamy do momentu, kiedy drużyna CS:GO faktycznie będzie w stanie się przebić. Bo to faktycznie było takie faux pas mam wrażenie – chcemy robić akademię, uczyć nowych zawodników, a w sumie sami nie jesteśmy nauczeni tak do końca jak w tego CS-a grać. Wciąż jest oczywiście szansa, że to wróci, ale najpierw przede wszystkim chcemy się skupić na tej głównej dywizji CS:GO, by oni byli w stanie świecić przykładem dla młodych w akademii.

Czyli tak podsumowując – plany Izako Boars na najbliższy okres to utrzymanie w MDL i stabilizacja?

Liczę, że pod koniec roku to już nie będzie walka tylko o utrzymanie w MDL, a może walka o Pro Ligę. Zobaczymy co będzie. Ja liczę, że faktycznie w tym roku dywizja CS:GO pojeździ sobie na jakieś międzynarodowe turnieje, że Izako Boars będzie takim trochę AGO z 2018 roku. Że to będzie drużyna, która będzie w stanie sobie pojeździć na turnieje, na jakieś DreamHacki, że będą w stanie powalczyć w tych zamkniętych kwalifikacjach do turniejów, a nie tylko w otwartych. Mam nadzieję, że w Fortnicie też się będzie działo, bo nie wiadomo jak dokładnie będzie wyglądał esport w Epic Games, ale na pewno to byłaby fajna sprawa, gdybyśmy mogli zawodników Fortnite'a powysyłać na jakieś turnieje, jakieś zaproszenia pozałatwiać. To są też bardzo skillowi zawodnicy, zresztą są także bardzo w porządku i byłoby fajnie, gdyby mogli pokazać się na scenie. W Zuli to absolutnie oni wiedzą co robią i myślę, że u nas Zula jest w kontekście całej sceny absolutnie najmocniejsza. To są wciąż aktualni mistrzostwie świata i oni sobie tam radzą doskonale, dominują na scenie, także o Zulę jestem spokojny. W PUBG to też jest trochę zagadka, bo z tymi turniejami bywa różnie. Jest coraz więcej organizacji, które rezygnują z PUBG. Ja liczę, że ta drużyna dostanie się na jakieś turnieje, do jakichś lig, bo ostatnio byliśmy trochę oszukani i przez to się nie udało.

Odchodząc już od tematu organizacji, bo trochę o niej porozmawialiśmy – na swoich streamach powróciłeś ostatnio do CS-a po dość długiej przerwie, podczas której byłeś zafascynowany Fortnitem. Zatęskniłeś za Counter-Strikiem?

Tak to u mnie jest w życiu generalnie, że czasami sobie robiłem przerwy od CS-a. Mówiłem sobie nawet, że już nie będę grał. Dawno temu, jeszcze na scenie Source'a, gdy byłem graczem był takim moment, że dałem sobie spokój z Counter-Strikiem, bo wtedy już miałem dziewczynę, zresztą Paulinkę, i stwierdziłem, że pasuję już jako gracz. No i nie grałem w CS-a przez, nie wiem, pięć miesięcy, sześć miesięcy ani razu. A potem gdzieś tam jeden znajomy zaprosił, bo grali finał jakiegoś polskiego turnieju i jeden z zawodników im się wykruszył, więc potrzebowali pilnie piątego. A ja stwierdziłem, że dobra, dawno nie grałem, więc chętnie pyknę, zwłaszcza, że jakiś tam finał, to będą emocje. Zagrałem ten finał z nimi, zagrałem dobry mecz, mimo że pół roku nie dotykałem w ogóle Counter-Strike'a. Wygraliśmy ten mecz 2:1 w mapach i ta miłość bardzo szybko wróciła. Stwierdziłem, że dobra, skoro wróciłem, wygrałem turniej, to muszę znowu pograć. I tak czasami było, że robiłem takie przerwy na miesiąc, na kilka tygodni, żeby odpocząć, bo co za dużo, to niezdrowo, ale przede wszystkim robiłem sobie przerwy, kiedy brakowało emocji, bo w CS-a zacząłem grać głównie dlatego, że uwielbiałem zawsze rywalizację. Kochałem rywalizować z innymi i potrzebowałem tych emocji. Teraz przez długi czas tej rywalizacji właściwie nie miałem, bo tak jak były kiedyś takie fajne turnieje na Gfinity, to można było grywać sobie tam kilka razy w tygodniu z ekipą. Tam były emocje, była jakaś tam stawka – to była fajna sprawa. Teraz tylko PPL-e, FACEITY czy match makingi, które można grać, a w Fortnicie cały czas jakieś turnieje, gigantyczne pule nagród i to wszystko mnie w tym wszystkim nakręcało najbardziej. Ale później pojawił się turniej ROG, na który właściwie namówili mnie moi widzowie, bo myślałem, że w tym roku tego nie będę robił, ale widzowie namówili, żebym jednak był kapitanem, bo sobie nie wyobrażają ROG beze mnie, także dziękuję widzom za to, że mnie zmotywowali. Pojechałem na turniej, znowu poczułem te emocje, tę rywalizację. Wygraliśmy turniej, zresztą mieliśmy naprawdę super skład, taki fajny, rodzinny skład. I wystarczyło, że pojechałem na taki turniej i nagle wracam do domu i robię siedemdziesiąt godzin w tygodniu w CS:GO. Wczoraj zresztą grałem z sajem w turnieju 2 na 2 Twitch Rivals i to też były emocje, gdy masz tylko jedną osobę, na której możesz polegać, a nie cztery. Jakby musisz być bardziej skupiony podczas takiego meczu, więcej zależy od ciebie. To już w ogóle były takie emocje, taki stres, że czegoś takiego nie odczuwałem od bardzo dawna. Dlatego się grało w CS-a zawsze, także ta miłość wróciła, bo wróciły emocje, wróciła rywalizacja i tego tak naprawdę mi w CS-ie brakowało. Także fajnie jest wrócić, bo uważam, że jeśli chodzi o tytuły esportowe to jest to najbardziej ciekawy, najbardziej widowiskowy tytuł do oglądania i do grania też zresztą.

fot. Cybersport.pl

Jak więc odnosisz się do tych stale pojawiających się głosów, że Counter-Strike umiera, bo ciągle da się znaleźć tego typu komentarze czy głosy?

Nawet jak grałem w Fortnite'a i nie grałem w CS-a to nie uważałem, by CS:GO umierał. Uważałem, że może casualowe CS:GO trochę tak przez to, że jakby nic się nie dzieje. Nie było żadnych operacji, nic się ciekawego nie działo. Te update'y, które były wprowadzane, to były jakieś mniejsze update'y, które w żaden sposób tak naprawdę nie wpływały na grę. A tutaj się okazuje, że wchodzi Epic Games z Fortnitem czy że jest nawet PUBG, gdzie zmiany są cały czas, są dodawane jakieś season passy, coś się dzieje podczas gry. Jest co robić cały czas. Dodatkowo wychodzi dużo innych różnych gier, które są takie fajne do casualowego grania, gdzie coś się dzieje. I chociaż uważałem, że ten casualowy CS:GO może trochę umierał, ale esportowy absolutnie nie, bo esportowo wciąż to stało na bardzo wysokim poziomie. Wciąż te turnieje miały super oglądalność, wciąż były gigantyczne pule nagród. Ten casualowy CS trochę zdychał przez to, że pałeczkę przejęły inne firmy, bo dużo robiły przy swoich grach i rozumiem dlaczego casualowy gracz wolałby pójść sobie pograć w Fortnite'a na przykład niż w Counter-Strike'a. Ja takim casualowym graczem też byłem przez jakiś czas, bo Fortnite mi sprawiał dużo przyjemności, dalej mi sprawia dużo przyjemności, ale po prostu tam się dużo dzieje, jest więcej do roboty. Teraz myślę, że Valve pomału zaczęło rozumieć swoje różne błędy i widać, że coś tam próbują robić. Wprowadzili ten nowy tryb battle royale, który jest całkiem fajny, mimo że zupełnie się różni od tych innych gier. Uważam, że to wciąż jest tak, jakbyśmy dostali taką wersję alfa battle royala w CS-ie, ale to jest coś innego i jest całkiem sympatyczne, tylko też wymaga oczywiście dużo pracy.

A co z przejściem na model free to play — dobra decyzja?

Tak, uważam, że to dobra decyzja. Dużo ludzi narzeka na cziterów i faktycznie tych kont banuje Valve teraz strasznie dużo. Ale uważam, że to dobra decyzja i może też przyciągnąć tych casualowych graczy, żeby w tego Counter-Strike'a grywali. Ja może dużo match makingów nie zagrałem w ostatnim czasie, ale na cziterów żadnych nie trafiłem, bo to też jest kwestia taka, że mam to konto ileś tam lat i ten trust factor wyrobiony mam wysoki, także ja nie spotkałem na match makingu czitera w Counter-Strike'u od, nie wiem, dwóch lat mniej więcej, także akurat to moje szczęście. Myślę, że ci nowi gracze mogą mieć z tym problem i tych cziterów może być dużo, ale sądzę, że to dobra sprawa, bo jak przyciągnie się ludzi, którzy wcześniej w Counter-Strike'a nie grali, bo Counter-Strike'a nie mieli, to też się przyciągnie widzów do oglądania esportu.

Czyli CS nie umiera, ok. W grudniu umarł za to stary skład Virtus.pro, który z pewnymi zmianami funkcjonował od kilku lat. Pojawił się nowy zespół, wrócili byali i Snax. Jak ty zapatrujesz się na tę ekipę i jej szanse?

Uważam, że to jest na pewno dobry ruch ze strony Virtus.pro, żeby w końcu coś zmienić, bo zaufali tutaj pashy, NEO i temu składowi, który tam był. Okazało się, że to był nieudany eksperyment, także sądzę, że słusznie podjęto kolejną decyzję, by przywrócić tych starych zawodników, Snaxa, byaliego, i żeby na nich budować tę drużynę. Bo tak po prostu musiało być. To jest jedna z topowych organizacji na świecie i absolutnie nie pasuje, by taka organizacja była cały czas niszczona przez inne drużyny. Uważam jednak, że takiego składu, jakim była Złota Piątka, to już nie będzie i tu nie chodzi o ich umiejętności, tylko kwestia jest taka, że ten Counter-Strike poszedł bardzo do przodu. Na całym świecie jest w tym momencie naprawdę dużo drużyn. Kiedyś, te trzy lata temu czy cztery, to była taka sytuacja, że były cztery, może pięć drużyn topowych, które rywalizowały ze sobą na zmianę na turniejach i wygrywały te turnieje. Zawsze było takich pięciu faworytów, jedna drużyna była dominująca, tak jak Ninjas in Pyjamas, później było Fnatic, później SK Gaming. A teraz takich drużyn, które mogą ze sobą rywalizować, które mogą się wymieniać wygrywaniem turniejów jest bardzo dużo. Oczywiście Astralis to jest taki dominator, ale w tym momencie mam wrażenie, że jest ze trzydzieści, może dwadzieścia drużyn, które są w stanie wygrywać każda z każdą i to jest naprawdę trudne, by w tym obecnym Counter-Strike'u wejść na taki poziom, by utrzymywać się w top 4 każdego turnieju. To jest naprawdę trudna sprawa. Tak jak kiedyś robili Virtusi, gdzie właściwie na każdym Majorze byli w półfinale czy w ćwierćfinale przynajmniej, za każdym razem wychodzili z tej fazy grupowej – uważam, że w obecnym Counter-Strike'u to będzie dużo, dużo trudniejsze zadanie. Oczywiście liczę, że Virtusi będą w stanie się przebić, że będą ciężko pracować nad sobą i zobaczymy ich w top 10, ale wydaje mi się, że to nie będzie drużyna, która będzie na każdym Majorze zajmowała miejsce w top 4. Nie dlatego, że oni są słabsi niż ekipa z TaZem, pashą, NEO, tylko dlatego, że ten CS się zmienił i utrzymywać taką wysoką formę, by być w najlepszej czwórce na każdym turnieju to jest naprawdę trudna sprawa. Teraz oczywiście jest Astralis, które dominuje, wygrywa te turnieje, ale oni też potrzebowali do tego dojść bardzo długo. U nich to trwało jakiś czas, bo oni też byli topową drużyną, która grała świetnie zawsze na Majorach w fazie grupowej, a w tej fazie pucharowej, gdy mieli nóż na gardle, się spalali. Im pomógł wtedy psycholog w walce nie tyle z rywalami, co z samymi sobą. U nich ta droga na szczyt trwała bardzo długo – to była właśnie droga, która trwała cztery lata czy pięć i dopiero teraz są na szczycie. Także przed Virtusami też jest jeszcze długa droga, by na ten wyższy poziom wejść.

Skoro tak komplementujesz Astralis to uważasz, że to właśnie oni wygrają IEM Katowice 2019?

Chciałbym, żeby tak nie było, bo tych turniejów wygrali za dużo ostatnio. Chciałbym jakąś niespodziankę zobaczyć na tym turnieju. Wtedy byłoby to na pewno fajne, gdyby coś się na tych zawodach podziało, bo niestety nie będziemy mieli żadnych Polaków na imprezie w Katowicach, więc liczę na jakieś inne emocje. Także na jakieś niespodzianki. Ale oczywiście, Astralis ma wielkie szanse na zwycięstwo. Wydaje mi się, że to jest najmocniejsza drużyna w historii w ogóle Counter-Strike'a. Ninjas in Pyjamas dominowało przez jakiś czas, wygrali na lanie... Już nie pamiętam ile było tych map z rzędu, chyba osiemdziesiąt kilka map wygranych na lanie, przecież to w ogóle niesamowita seria. Później Fnatic, które wygrało trzy Majory – to też była niesamowita sprawa, też niesamowici dominatorzy. SK Gaming też bardzo mocni, ale to był trochę inny Counter-Strike. To był Counter-Strike, gdzie dużo drużyn dochodziło do pewnych rzeczy, jeszcze się uczyło, a teraz jest zupełnie inny czas. Myślę, że ten Major w Krakowie to był taki przełomowy turniej, który pokazał, że nie tylko ci faworyci muszą wygrywać, bo przecież w finale mieliśmy dwie drużyny, których się nikt nie spodziewał. Zawodnicy Gambit mówili, że oni bardzo dużo trenowali, oni mieli po 140-150 godzin w dwa tygodnie przed Majorem, ale mówili, że każde PCW przegrywali. Oni przed turniejem przez dwa tygodnie przegrali każde PCW, a okazało się, że na turnieju wygrali wszystko. Podobnie  z ekipą brazylijską – też raczej nikt nie spodziewał się jej w finale, a tutaj jednak w finale ich zobaczyliśmy. Okazało się wtedy, że każdy, kto jest na Majorze, może powalczyć o zwycięstwo.

Normalnie na koniec zapytałbym cię jeszcze o plany zawodowe, ale zakładam, że 2019 rok będzie ci bardziej upływał pod kątem sfery prywatnej i narodzin dziecka.

Tak, dokładnie, taki jest plan. Robię w biznesie już jakiś czas, w tym roku będę miał szóstą rocznicę streamowania i tej całej działalności. Oczywiście cały czas będę cisnął i robił różne rzeczy, z jednej strony liczę, że będzie w tym roku jak najwięcej komentowania, a z drugiej strony liczę, że będzie go jak najmniej właśnie przez to, że zostanę tatą już za chwilkę dosłownie. Przede wszystkim myślę, że to jest ten moment, by trochę zwolnić tę sferę twitchową, youtube'ową i skupić się bardziej na rodzinie, bo oczywiście działanie w tym biznesie to jest super sprawa i jestem mega zadowolony ze swojej pracy itd., ale oczywiście na tym często życie prywatne też traci. Myślę, że u mnie jest trochę podobnie, jak u zawodników, którzy mają turnieje, treningi, wyjazdy. Uważam, że dziewczyny esportowców czy streamerów to naprawdę są złote kobiety – że one z nami wytrzymują.

Pozostaje mi więc życzyć powodzenia w nadchodzącym roku – zarówno pod kątem zawodowym, jak i prywatnym. Dzięki za poświęcony czas.

Dzięki serdeczne!

Śledź autora na Twitterze – MaPetCed
Śledź rozmówcę na Twitterze – izaklive