Dziś mija równo rok od momentu, gdy Michał "MICHU" Müller na stałe dołączył do Virtus.pro. Od tego czasu 22-latek zdążył m.in. zadebiutować na Majorze, ale generalnie nie zbawił rodzimej formacji, która w następstwie słabych wyników przeszła w grudniu rewolucję kadrową. Z okazji swojej rocznicy w VP opowiedział nam o swoim największym rozczarowaniu związanym z ostatnimi miesiącami, o ogromnych oczekiwaniach związanych z jego transferem, a także o tym, gdzie chciałby znaleźć się razem z zespołem za kolejne 365 dni. Zapraszamy!


Maciej "MaPet" Petryszyn: Za tobą pierwszy pełny rok w roli pełnoprawnego gracza Virtus.pro. Pierwsze, co rzuca się na myśl w tej sytuacji, to pytanie jak bardzo ty, jako gracz, zmieniłeś się w tym okresie? Co udało ci się poprawić?

Michał "MICHU" Müller: Wydaje mi się, że kuben jest dużo bardziej angażującym w grę trenerem niż Loord w Kinguin. Podrzucił mi on bardzo dużo cennych uwag, poprawił wiele moich błędów w czasie gry i nie tylko. Zresztą, nie tylko on, ale i sami zawodnicy, którzy byli dużo bardziej doświadczeni niż w moim poprzednim zespole. Na pewno zmieniłem się dzięki temu w dużo rozsądniejszą osobę. Myślę, że mniej zwracam też uwagę na moją formę indywidualną i gdy mi nie idzie, staram się korzystać z innych moich atutów niż tylko strzelanie.

Gdy rok temu rozmawialiśmy przy okazji Intel Extreme Masters w Katowicach – a wtedy byłeś jeszcze formalnie na testach – to mówiłeś, że nie jesteś jeszcze pewny czy zostaniesz, jak to będzie wyglądać, bo żadne decyzje nie zapadły. A jak to wyglądało wewnątrz składu, miałeś sygnały, że faktycznie ta wasza współpraca może zostać przedłużona?

Szczerze mówiąc spodziewałem się, że zostanę na dłużej. Wydawałem się, moim zdaniem, takim najbardziej pewnym wyborem, który Virtusi mogli podjąć. Tym bardziej, że grałem z nimi już wcześniej i wiedzieli jak gram, że jestem komunikatywny, że przykładam się do gry, więc spodziewałem się, że tak będzie. I myślę, że moją grą na treningach w okresie, gdy mnie testowali, udowadniałem też, że to dobry wybór.

A już po twoim przyjściu – jak wyglądała kwestia komunikacji? Była jakaś różnica między kontaktem z tą zespołową starszyzną, czyli NEO i pashą, a Snaxem i byalim, czyli osobami bardziej w twoim wieku, z którymi miałeś okazję grywać już w przeszłości?

Myślę, że akurat w Virtus.pro nie było tak dużej różnicy między starszymi a młodszymi. Dość znaczna różnica była jednak między zawodnikami Virtus.pro a moimi poprzednimi kolegami z różnych drużyn. Tutaj w VP, tak jak sam wiesz, byli bardzo dobrzy gracze, którzy wiele osiągnęli i w każdym aspekcie gry mieli dużo szerszą wiedzę od nas, młodszych i mniej doświadczonych. Dużo lepiej i spokojniej się komunikowali i na początku to była dosyć spora różnica.

Czyli dla ciebie to był spory przeskok. Jednocześnie jednak warto pamiętać, że przychodziłeś do drużyny w bardzo trudnym momencie. To było zaraz po nieudanym Majorze w Bostonie, zaraz po tym, jak pożegnano się z TaZem. Tak czy inaczej, po twoim przyjściu oczekiwania względem twojej osoby były bez wątpienia bardzo duże, o czym zresztą chyba sam wiesz. Tak z perspektywy czasu nie masz poczucia, że były one trochę zbyt duże? Że oczekiwano od ciebie, że nagle w pojedynkę uzdrowisz tę drużynę?

Nie dziwię się, że były takie oczekiwania, bo po długiej przerwie od wygrywania Virtus.pro było tak naprawdę na zapleczu tego top 10 czy nawet top 15. I w każdym miesiącu spadało coraz niżej w tym rankingu i nie było widać sukcesów z przeszłości, więc jeżeli już zrobili zmianę, to ludzie oczekiwali, że dzięki niej powrócą na szczyt. Nie ukrywam, że i ja, i reszta drużyny też tego oczekiwaliśmy. Niestety nie udało się. Po prostu nie wychodziło nam jako drużynie i musieliśmy zrobić kolejne zmiany.

Właśnie, był te kolejne zmiany. A jak tak naprawdę wyglądała kolejność tego wszystkiego – zmiany były następstwem słabych wyników czy słabe wyniki były następstwem kolejnych zmian? No bo na przestrzeni całego roku w waszym składzie doszło w sumie do trzech zmian. Całkiem sporo jak na zespół, który wcześniej tyle lat grał w niezmienionym składzie.

No tak, ale jak już zmienili jednego zawodnika, a potem nadal wyników nie było, to cały czas ktoś odgórnie szukał rozwiązania, bo dobrze wiedział, że ma bardzo dobrych zawodników, którzy nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Próby uzyskania jak najlepszej drużyny cały czas trwały i pojawiało się coraz więcej pomysłów jak tą grę zmienić, poprawić wyniki. I to właśnie stąd te zmiany.

W tym gorszym okresie, gdy w zespole nie było już Snaxa, nie było byaliego, przeszło ci chociaż raz przez myśl, że żałujesz? Że może gdybyś został w Kinguin, to teraz byłbyś w innym miejscu?

Nie, ani razu nie miałem takich myśli, bo wiedziałem, że to jest jedyny słuszny wybór. W momencie, gdy odszedłem z Kinguin, graliśmy z dwoma Portugalczykami – z foxem i MUTiRiSEM. Próba połączenia takich osób to był jeden z gorszych pomysłów, z jakim miałem styczność w mojej karierze. Musieliśmy nagle zmienić język komunikacji, gdy my tak naprawdę nie mówiliśmy po angielsku zbyt dobrze. Rozumieliśmy się, ale na pewno nie byliśmy drużyną. Raczej osobami, które wchodziły i coś tam dukały po angielsku do siebie. Nie mówię, że wszyscy tak robili, ale bariera językowa była bardzo duża, zwłaszcza jeśli mieliśmy żyć razem jako zespół. Więc grałem wtedy z Portugalczykami, przyszła oferta z Virtus.pro, na którą, nie ukrywam, czekałem od jakiegoś czasu i miałem nadzieję, że w końcu tam trafię. No i udało się. Myślę, że to był bardzo dobry wybór.

Nawiązując do tego, co mówisz – można było odnieść wrażenie, że ty jako zawodnik byłeś poniekąd "przeznaczony" Virtus.pro. Przecież grałeś z VP kilkukrotnie jako zmiennik i gdy wyniki zespołu się pogorszyły, to właśnie ciebie wymieniano jako tego głównego kandydata, który miałby wejść do składu.

Tak, to prawda. Tak jak mówiłem, grałem już z nimi w przeszłości i wiedzieli czego mogą się po mnie spodziewać, jaką jestem osobą, jak gram, jak bardzo jestem zaangażowany i jak bardzo chcę wygrywać. Brakowało im takiego gracza, który mógłby zastąpić TaZa w mniej więcej tej samej roli, którą on wykonywał, więc wybór padł właśnie na mnie.

Jakbyś miał podsumować ten swój pełny rok w Virtus.pro, to co jest dla ciebie największym sukcesem?

Największym osiągnięciem był, wydaje mi się, ten pierwszy turniej. To było V4 w Budapeszcie. Zagraliśmy tam bardzo dobrze – przegraliśmy dopiero w finale z mousesports i to dopiero po naprawdę dobrym, wyrównanym meczu. Jeśli się nie mylę to na ostatniej mapie wygrywaliśmy nawet 12:9, ale niestety przegraliśmy. To był jednak najlepszy turniej, bo był dla mnie pierwszym spotkaniem z tym wszystkim – z fanami, z całym zapleczem Virtus.pro. Pierwszy mecz grupowy mieliśmy chyba dzień po tym, jak oficjalnie dołączyłem. Jak mówię, zagraliśmy naprawdę dobry turniej i ja też pokazałem się z naprawdę dobrej strony. Wydaje mi się, że byłbym nawet MVP turnieju, gdybyśmy go wygrali.

A co znalazłoby się na drugim biegunie? Takie twoje najgorsze wspomnienie, największa porażka poniesiona w VP?

Wiesz, wydaje mi się, że największą porażką są cały czas nasze wyniki. Nie da się wskazać jednego momentu, bo my tak naprawdę przez rok nie osiągnęliśmy niczego znaczącego, na co na pewno liczyliśmy my sami i na co liczyli też kibice. Widać było, że to nie jest to samo Virtus.pro, które kiedyś wygrywało. Potem jeszcze nastąpiły kolejne zmiany, wszystko się sypało z miesiąca na miesiąc. Ciężko określić jakiś jeden moment.

Przejdźmy więc do tego, co miało miejsce pod koniec ubiegłego roku, czyli tych poważnych zmian, które miały miejsce w waszym składzie. Kiedy dowiedziałeś się, że mimo tego trzęsienia ziemi ty jesteś bezpieczny, że ciebie te roszady nie obejmą?

Gdy dołączałem do zespołu, dostaliśmy taką informację, że drużyna będzie budowana bardziej na młodszych graczach. Wydawało mi się, że nie mam określonego czasu w drużynie, że raczej mam pewną pozycję. Tym bardziej, że, jak sądzę, nie grałem wcale źle, cały czas się starałem, pracowałem dość sporo i cały czas zmieniałem się na lepsze jako gracz. Potem pozyskaliśmy jeszcze snatchiego, który też jest młodym zawodnikiem, więc to utwierdziło mnie tylko w tym, co słyszałem na początku.

Czyli to wskazywałoby na to, że VP już w jakimś stopniu przygotowywało się na to, że czas NEO i pashy powoli dobiega końca?

Wiadomo, że zawodnicy nie będą grać do końca życia. Że w końcu w tym starszym wieku nadejdzie słabszy okres, gdy już nie będą dawać rady. To po prostu naturalna rzecz, że młodzi zawodnicy w pewnym momencie zastępują starszych. To jest nieuniknione.

A fakt, że teraz pod względem wieku jesteście o wiele bliżej siebie, może stanowić jakiś dodatkowy atut albo jakoś wam pomóc?

Myślę, że to nie miało aż tak dużego znaczenia, ale... sam nie wiem. Gdy jesteśmy w podobnym wieku, to na pewno łatwiej jest się dogadać, mamy podobne pomysły itd. Ale nie widziałem też żadnych problemów, gdy byli z nami jeszcze ci starsi gracze. Było widać różnicę, ale to nie miało żadnego wpływu na naszą komunikację i atmosferę.

Zastanawiam się czy w ogóle można mówić o "nowym Virtus.pro" w momencie, gdy czterech członków tego zespołu miało już okazję być jego częścią w ubiegłym roku. Jedynie TOAO jest takim zupełnie nowym nabytkiem. Czy twoim zdaniem mamy tu więc naprawdę do czynienia z zupełnie nowym zespołem?

To rewolucja, która trwała przez prawie rok – praktycznie od momentu mojego dołączenia i zmiany TaZa. Potem doszedł snatchie, były też jakieś zawirowania z morelzem, potem NEO z pashą odeszli i wzięliśmy TOAO. To jest taki proces, który trwał przez rok, więc nie wiem w którym momencie mogliśmy naprawdę zacząć mówić o "nowym Virtus.pro".

W okresie twojej gry w VP miałeś do czynienia z dwoma prowadzącymi – przez cały ubiegły rok prowadził NEO, teraz natomiast dowodzi TOAO. Po tej roszadzie dostrzegasz jakieś drastyczne zmiany jeśli chodzi o sposób dyrygowania zespołem?

Wydaje mi się, że tak drastycznych nie. Oczywiście każdy dowodzący ma swój styl prowadzenia i to jest największą różnicą, ale tak poza tym nie dostrzegam chyba żadnych dużych zmian.

Dużo mówiło się, że tym pierwszym prowadzącym jest TOAO, ale Snax bardzo go wspomaga? Jak więc wygląda jego wpływ na grę zespołu – jest on większy niż jeszcze przed jego transferem do mousesports?

Każdy z nas ma swobodę gry i jeśli widzi jakąś lukę na mapie albo ma jakiś dobry pomysł, to "wtrąca się" w dowodzenie albo rzuca jakąś luźną myśl, z której TOAO może skorzystać. Czasami są też takie sytuacje, gdy TOAO odrzuca jakieś pomysły i dalej dąży do tego, by zrealizować swój plan. Generalnie to nie jest jednak tak, że robi to tylko Snax, bo to samo robi np. kuben i każdy z nas.

Warto na chwilę skupić się na kwestii oczekiwań, bo te względem was były dość spore – i nie ma się co dziwić. Zakładam, że masz styczność z komentarzami, które pojawiają się w sieci i wiesz, że wystarczy jedna wasza porażka, by pojawiły się głosy, że z waszego składu nic nie będzie. To chyba nie są zbyt komfortowe warunki jeśli chodzi o pracę i kreowanie czegoś nowego?

Na pewno my, gracze na tym poziomie, nie powinniśmy się przejmować takimi komentarzami i myślę, że tak jest. Czasami czytamy je dla rozrywki czy np. po grze wchodzimy na jakieś powtórki, niektórzy czytają sobie komentarze, wysyłają je na naszym czacie grupowym i razem się z tego śmiejemy. Raczej żadna z tych opinii nie jest brana na serio. Niektóre komentarze są jednak trafne, mądre i prawdziwe – je też czasami sobie podsyłamy i naprawdę skłaniają nas do refleksji.

W kontekście tych komentarzy – być może na ich jakość, skoro mówisz, że niektóre są trafne, wpłynął fakt, że nieco otworzyliście się na tę społeczność? W końcowym okresie istnienia starego składu dało się odczuć niechęć do zabierania głosu na temat tego, co się dzieje. Teraz natomiast wraz z tym nowym startem nowe wpisy, głównie od kubena, zaczęły pojawiać się o wiele częściej – jego analizy, przemyślenia. Z czego wzięła się taka zmiana?

Ja raczej nie piszę zbyt dużo postów. To właśnie kuben w ostatnim czasie przełamał się w kwestii mediów społecznościowych i zaczął opisywać na Facebooku sytuację, która panuje u nas w drużynie. To było całkiem fajne. Sam nawet lubiłem to poczytać i dowiedzieć się czasami rzeczy, które też były trafne i o których nawet nie pomyślałem albo których nie zdążyliśmy przegadać. To spotkało się też z dużą aprobatą wszystkich kibiców, którzy nigdy nie wiedzieli coś się dzieje. Każda drużyna jest zamkniętym obszarem tylko dla osób, które są w środku, które w tym uczestniczą. Niemniej kuben się na to otworzył, zaczął opisywać te spotkania i wydaje mi się, że miało to miejsce także z uwagi na to, że było na niego duży hejt. W mojej opinii zaczął pisać, by pokazać ludziom co tak naprawdę zawiodło w tych meczach – że to nie on, tylko my, gracze też popełniamy błędy, których nie powinniśmy popełniać. On je po prostu wyjaśniał i tłumaczył skąd się wzięły.

Nie sądzisz, że to też jest taki sposób na oczyszczenie atmosfery? Bo w momencie, gdy drużyna przegrywa i milczy, to ludzie mogą sobie myśleć, że ta porażka nie obchodzi graczy, że mają to gdzieś. Gdy jednak widać to wszystko namacalnie, można przeczytać słowa trenera, który analizuje spotkanie, mówi co mogło pójść lepiej, kibice patrzą na to wszystko przychylniej, bo mają dowód na to, że zespół cały czas pracuje i wyciąga wnioski.

To prawda, też jestem tego zdania. Teraz chyba kuben zaprzestał trochę publikowania tych postów, ale generalnie podobało mi się to. I masz rację, że to pokazuje wszystkim ludziom, że te porażki są dla nas ważne i że uczymy się na nich cały czas. Tak jak kuben pisał, zwracając na te błędy uwagę – my o tym wszystkim rozmawiamy na TeamSpeaku po każdym przegranym czy wygranym meczu, tak samo na treningach. Cały czas pracujemy. Najbardziej dziwią mnie komentarze ludzi, którzy piszą, że przegrywamy te spotkania w ESEA ze słabymi drużynami, bo w ESEA nie ma awansu do Pro Ligi. A tak naprawdę każdy mecz był dla nas ważny i do każdego podchodziliśmy tak samo. Staraliśmy się wygrać, ale nie wychodziło.

Mówisz, że nie piszesz tak wiele, ale pamiętam, że po waszym niedawnym bootcampie pokusiłeś się o nieco dłuższy post podsumowujący. I właśnie do bootcampów chciałbym nawiązać, bo w starym składzie nie mieliście chyba zbyt wielu okazji, by spotkać się razem na miejscu i wspólnie potrenować. Teraz z uwagi na nowy skład będzie tego więcej, wasza etyka pracy jakoś się zmieni?

Na razie w tym składzie mieliśmy jeden bootcamp, a gramy ze sobą dwa i pół miesiąca, więc to nie jest też wcale takie częste bootcampowanie. Na pewno jestem za pomysłem, by spędzać jak najwięcej czasu razem, tak jak robią to te najlepsze drużyny typu Astralis czy MIBR. Podoba mi się też bardzo pomysł devils.one, które często przyjeżdża do Warszawy i ma tam zgrupowania. Podobnie robi AGO. Wydaje mi się, że coś takiego wpływa tylko pozytywnie na grę, na atmosferę, takie wspólne życie. Na pewno ma to więcej plusów niż minusów. Jestem za tym i zawsze byłem, ale zobaczymy co z naszymi bootcampami – na razie mieliśmy jeden, może w planach jest drugi, sam nie wiem jak to się ostatecznie skończy i czy dojdzie do niego jeszcze przed turniejem w Belgii. Jednak plany są.

Ta wasza forma obecnie jest jaka jest, czyli dość chwiejna. Macie dobre mecze, macie mecze słabe. Wyznaczyliście sobie jakiś okres, po którym chcielibyście, by to wszystko wyglądało już bardziej optymalnie?

Pracujemy swoim tempem, jednak czekamy też na przełom w naszej grze. Na moment, w którym zaczniemy wreszcie lepiej grać, bo na treningach wychodzi nam wszystko bardzo dobrze i to nawet przeciwko najlepszym drużynom na świecie. A potem wchodzimy na ESEA i, tak jak mówisz, forma jest chwiejna i przegrywamy z teoretycznie dużo słabszymi drużynami i to nie wynikiem 14:16, a np. 5:16. Cały czas ciężko pracujemy, trenujemy, dużo rozmawiamy, staramy się robić wszystko jak najlepiej i omawiać błędy itd. Myślę, że w końcu ten moment, gdy zacznie nam wychodzić, nadejdzie, ale kiedy? Na razie trzeba być cierpliwym, czekać na jakieś większe turnieje, kwalifikacje, na pierwszy duży turniej i wtedy wyciągać jakieś wnioski, a nie teraz po tym nieudanym sezonie w ESEA, gdzie po prostu się utrzymaliśmy.

Sama organizacja postawiła wam jakiś deadline jeśli chodzi o waszą grę czy na razie żadnych odgórnych nacisków nie ma?

Nie, nie ma żadnych. Na razie mamy za sobą tylko ESEA i ECS-a, gdzie zagraliśmy całkiem dobry mecz z FaZe i jeszcze lepszy z North, gdzie przegraliśmy wcale nie taką dużą różnicą punktów. Czyli po prostu cały czas musimy grać, trafić na udane kwalifikacje.

Co do lana w Belgii, o którym wspomniałeś – startuje on 12 kwietnia i to dla was chyba taka ważna data? W końcu pierwszy lan, pierwsza okazja, by zagrać na żywo przed kibicami. Zaczęliście już jakieś wstępne przygotowania z myślą o tych zawodach?

Wydaje mi się, że jeszcze za wcześnie na takie rzeczy. Lecimy tam 10 kwietnia, więc mamy jeszcze trzy tygodnie, a to bardzo dużo, gdy trenujemy codziennie po sześć-siedem godzin. To zbyt szybko, by już teraz o tym myśleć.

Pytałem cię o twoje przemyślenia względem ubiegłego roku, na koniec więc skupmy się na tym, co cię czeka przez kolejne 365 dni – tak realistycznie patrząc, gdzie chciałbyś za rok o tej porze być razem z Virtus.pro? Masz jakieś cele?

Optymistycznie chciałbym na pewno dostać się na Majora w Berlinie, wkroczyć na stałe do tego top 10-15 i nie wypaść z rytmu grania z dobrymi drużynami, pojawiania się na dużych turniejach itp. Ale tak na maksa realistycznie patrząc to... wydaje mi się, że to wszystko jest do zrobienia, tylko musimy pracować tak, jak pracujemy teraz, a może przykładać się jeszcze bardziej. I, tak jak mówiłem, poczekać na jakiś duży turniej, żeby wejść w to top 30 i cały czas podążać do przodu w rankingu. Czy mam jakieś konkretne cele? Raczej niczego sobie nie założyłem. Staram się wygrywać każdy mecz z dnia na dzień.

Tego ci więc życzę i dziękuję za poświęcony czas.

Dziękuję!

Obserwuj rozmówcę na Facebooku – Michał Müller
Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn