Jednym z elementów wspólnych dla tradycyjnego sportu oraz esportu jest niewątpliwie adrenalina towarzysząca spotkaniom. Szczególnie, gdy w danym pojedynku udział bierze drużyna, którą wspieramy i z którą sympatyzujemy. Obserwowanie ulubionej ekipy odbiera nam, kibicom, trzeźwe spojrzenie na jej grę, a ewentualna porażka generuje niepotrzebne, negatywne emocje.

Ów emocje potrafią być dodatkowo spotęgowane uprzednim obstawieniem wyniku meczu, a w związku z tym bezpowrotną utratą pieniędzy. Wobec strat materialny kibice, o ile można w ogóle w ten sposób określić takich osobników, natychmiastowo wchodzą na profile poszczególnych zawodników, tudzież organizacji w mediach społecznościowych i wylewają na zespół wiadro pomyj. Przecież jak gracze śmieli dopuścić do tego, że mój kupon "pewniaczków" nie siadł? Takie wypowiedzi to tylko preludium do tego, do czego zdolni są bardziej odważni sympatycy danej formacji. O ile krytykowanie postawy drużyny na wypadek klęski jest jak najbardziej uzasadnione, a miejsca na merytoryczną dyskusję nigdy nie zabraknie, to bezpośrednie obrażanie graczy lub ich rodzin nie powinno mieć miejsca. Z takimi zachowaniami należy walczyć i je piętnować.


Kontynuując wątek zakładów bukmacherskich, zgodnie obowiązującym w Polsce prawem, gra u bukmachera dozwolona jest od osiemnastego roku życia. Zakładam więc, że osoba pełnoletnia jest już na tyle rozumna, by zdawać sobie sprawę z istoty zakładów oraz ewentualnych konsekwencji. Nikt nas nie zmusza do obstawiania końcowego rozstrzygnięcia potyczki, to my indywidualnie podejmujemy decyzję ile i czy w ogóle pieniędzy chcemy wrzucić, tak więc w razie niepowodzenia możemy mieć pretensje tylko do siebie. Nie trzeba być zaznajomionym z fizyką kwantową by zrozumieć, że zakłady wiążą się z ryzykiem. Wiem o tym, że w szczególnych sytuacjach rozchodzi się o naprawdę duże sumy, jednak nie daje to żadnej podstawy by atakować kogokolwiek i obwiniać o niefortunny obrót spraw. Z tego miejsca szczerze współczuję Michałowi "OKOLICIOUZOWI" Głowatemu, którego post jest widoczny powyżej. 22-latek dopiero od niedawna występuje pod banderą Virtus.pro, a już obrywa mu się za, co by nie mówić, fatalne rezultaty Niedźwiedzi. I to po kilku dniach wspólnych treningów!

Traktowanie niższego kursu na wygraną jednej ze stron jako jakkolwiek miarodajnej predykcji końcowego rezultatu jest swego rodzaju memem. Oczywiście, niższy kurs na daną ekipę zazwyczaj ma swoje podwaliny w tym, że jest ona po prostu lepsza od przeciwników lub ta boryka się z różnymi problemami. Nie zapominajmy jednak o czynniku ludzkim, bo profesjonalni gracze esportowi to też ludzie. Mogą mieć gorszy dzień, gdy nie strzelają na optymalnym poziomie. W pojedynku BO1 zespół przegra pistoletówkę, nie poradzi sobie w pierwszych rundach z pełnym ekwipunkiem, wobec czego niekiedy jest kolokwialnie pozamiatane. Miejmy na względzie również aspekt losowości i to, że zdarzają się zwycięstwa Dawida nad Goliatem. Nie zawsze zwycięsko z serwera wychodzi faworyzowana formacja i upatruję w tym piękna zarówno sportu jak i esportu. A skoro już o sporcie mowa, to dopiero tam zdarzają się kompletne anomalia jeżeli chodzi o wyniki. Pierwszym przykładem z brzegu jest rozegrany wczoraj rewanżowy pojedynek w ramach półfinału Ligi Mistrzów. FC Barcelona triumfowała w pierwszym spotkaniu z Liverpoolem aż 3:0, po czym w niewyobrażalnych okolicznościach uległa w drugim spotkaniu 0:4!

Nie zrozumcie mnie źle, nie chciałbym zrzucać winy na zakłady bukmacherskie, bo nie mają one kontroli nad swoimi klientami. Nacechowane negatywnie komentarze są także dziełem osób, które nie korzystają z ich usług. Tak jak już wspominałem kiedyś w tekście poświęconym "chorobie niecierpliwości", ludzie oczekują sukcesów z marszu, od razu po roszadach personalnych w składzie. Sukcesów, do których przyzwyczaiło nas legendarne Virtus.pro sprzed dwóch czy też trzech lat. Sukcesów, za którymi tak bardzo tęsknimy.

Wracając do tematu mediów społecznościowych, pozwalają one użytkownikom na swobodne wyrażanie własnych opinii, jednak ten fakt niesie za sobą liczne mankamenty. Jednym z głównych problemów mediów społecznościowych jest praktycznie zerowa odpowiedzialność za komentarze, które pozwolimy sobie opublikować. Z tego właśnie powodu dla pewnych grup osób stanowią one wręcz idealne miejsce do odreagowania niepowodzeń życiowych. Bardzo łatwo jest napisać chamską wiadomość w stosunku do któregoś z zawodników, wszak wciśnięcie klawisza enter zajmuje dosłownie ułamek sekundy. Jeszcze bardziej przerażające jest to, że przed opublikowaniem takiego komentarza nie następuje żaden moment refleksji, zastanowienia się nad znaczeniem słów, które zaraz ukażą się tysiącom innych użytkowników na ekranach ich urządzeń. To smutne, że niektórym bez trudu przychodzi życzenie komuś śmierci lub zachorowania na poważną chorobę. Negatywne słowa w kontekście gry danego zawodnika mają nieporównywalnie mniejszy wpływ na jego psychikę niż naskok na bliskie mu osoby. Czym Bogu ducha winni ludzie zasłużyli sobie na personalne ataki? Nie mają oni bowiem absolutnie żadnego wpływu na wyniki drużyny, a w znamienitej większości przypadków nie mają większego pojęcia na temat CS-a.

Jestem zdecydowanie za tym, by identyfikować autorów tego typu wiadomości oraz komentarzy, a następnie wyciągać wobec nich konsekwencje prawne. Może to przemówiłoby niektórym do rozsądku i zapaliło czerwoną lampkę w głowach osób, które w przyszłości stanęłyby o krok od publikacji obraźliwych treści. Czy tak trudno jest pohamować swoje emocje? Mowa nienawiści w esporcie nie jest niczym nowym, bowiem mamy z nią do czynienia od dawien dawna. Niestety, problem ten przybiera coraz poważniejszych rozmiarów i zaczyna wymykać się spod kontroli. Na nic zdają się być apele ze strony organizacji i graczy. W styczniu akcje nawołującą do zaprzestania mowy nienawiści zorganizowało North, po tym, jak sygnowana tą nazwą piątka nie zdołała zakwalifikować się na Majora w Katowicach. Duńska organizacja nie zamierzała bezczynnie patrzeć na niecenzuralne komentarze wobec jej reprezentantów. North wtórowały inne znane marki takie jak Virtus.pro czy Team Liquid. Jak widać szeroko pojęty hejt nie dotyka tylko pojedynczych jednostek, a jest to problem naszych czasów. Zarówno prawdziwego, jak i wirtualnego świata.


Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.

Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik