Przed kilkoma dniami FURIA Esports obwieściła światu dosyć zaskakującą wiadomość. Dwóch reprezentantów siódmej formacji świata znalazło się bowiem na radarach innej drużyny, która chciała zapewnić sobie ich usługi. W odpowiedzi FURIA zaproponowała całej dywizji CS:GO podpisanie nowych, pięcioletnich kontraktów, na co przystali sami zainteresowani.

Zakusy ze strony większych zespołów nie są niczym specjalnie zaskakującym, bo w tzw. ostatnich tygodniach byliśmy świadkami pięknego rozkwitu Brazylijczyków. FURIA to nie tylko dobrze poukładana ekipa, ale również kuźnia dla wielkich talentów, które do tej pory mogły prezentować swoje umiejętności wyłącznie na krajowym podwórku. Świetna dyspozycja podopiecznych Nicholasa "guerriego" Nogueiry zbiegła się w czasie z kłopotami MIBR-u, wobec czego odebrali oni o wiele bardziej utytułowanym rodakom miano najlepszych w Kraju Kawy. I to właśnie Gabriel "FalleN" Toledo i spółka mieli wskazać graczy FURII jako remedium na swoje problemy.

Wracając do głównego wątku, a więc prolongowania umowy, nasuwa się pytanie, czy zawodnicy do końca przemyśleli swoją decyzję? Miejmy na względzie to, że esport jest bardzo prężnie i szybko rozwijającą się branżą, w której trudno ferować co wydarzy się w przeciągu najbliższych miesięcy, nie mówiąc już nawet o latach. Czy zatem złożenie podpisów na dokumencie wiążącym na pięć lat nie jest nader odważnym ruchem? Tak długie umowy zdarza się widywać w sporcie tradycyjnym, ale w esporcie, z racji jego nieprzewidywalności, standardem są raczej krótsze porozumienia. Pod koniec 2016 roku członkowie Złotej Piątki przedłużyli współpracę z Virtus.pro o kolejne cztery lata, ale mówiliśmy z kolei o formacji, która grała ze sobą od dobrych kilku lat i nie było żadnych przesłanek, aby któryś z graczy miał ochotę ją opuścić.

Jeśli dobrze interpretuje fakty, południowoamerykańska organizacja musiała zaoferować swoim reprezentantom naprawdę korzystne warunki, skoro przynajmniej jeden z nich zdecydował się odprawić sam MIBR z kwitkiem. Abstrahując na chwilę od kontraktów, w tym momencie przenosiny do dziewiątej drużyny świata nie są żadnym awansem sportowym, ale... Tak jak już wcześniej wspomniałem, nie znamy kształtu profesjonalnej sceny CS:GO za kilka miesięcy, wszak ulega ona dynamicznym zmianom. Kiedyś lokomotywa o nazwie FURIA straci pęd, popadnie w stagnację i być może do drzwi Yuriego "yuuriha" Santosa czy innego strzelca ponownie zapuka MIBR. A przy bardziej sprzyjających okolicznościach taki delikwent mógłby być skłonny do opuszczenia aktualnego pracodawcy, ale jeśli rzeczywiście tego zapragnie, będzie zdany tylko na jego dobrą wolę. No bo właściciel FURII, Jaime "raizen" Pádua, może wówczas przypomnieć graczowi o obowiązującym wciąż kontrakcie lub wskazać w nim na kwotę wykupu, która może skutecznie odstraszyć potencjalnych kupców.

A przecież w grudniu ubiegłego roku 200 tysięcy dolarów, a więc kwota nierobiąca już takiego wrażenia w świecie sportów elektronicznych i tylko o 50 tysięcy wyższa od tej za João "felpsa" Vasconcellosa, była dla MIBR-u zbyt wygórowaną w zamian za pozyskanie Kaike "KSCERATO" Cerato. Obawiam się, że zawodnicy FURII mogą w przyszłości stać się więźniami swoich kontraktów, tak jak to miało miejsce w przypadku Grzegorza "SZPERA" Dziamałka czy Kacpra "kapera" Słomy, którzy znajdowali się na ławce rezerwowych Teamu Kinguin. Z jednej strony rozumiem filozofię organizacji, która umowami do 2024 roku chce uchronić się przed wyfrunięciem ptaków z gniazda i zakomunikować światu "hej, budujemy stabilny projekt na lata", ale z drugiej dziwię się dowodzonym przez Andreia "arTa" Piovezana strzelcom. Może to czas, by zawodowi esportowcy zaczęli korzystać z usług prawników lub, wzorując się na klasycznym sporcie, agentów? Na pewno zmniejszyłoby to odsetek przypadków niesprawiedliwych kontraktów oraz niedopełnienia obietnic ze strony organizacji.


Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.

Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik