W kwietniu opublikowałem tekst poświęcony zmianom, które chciałbym zobaczyć w matchmakingach. Pierwszym z pięciu postulatów umieszczonych w tamtym felietonie było dodanie nierankingowych potyczek 5 na 5, co na początku sierpnia wreszcie stało się faktem – do gry zawitała kategoria Scrimmage Maps. Wygląda na to, że Valve wreszcie otworzyło się na niedzielnych graczy, którym niekoniecznie zależy na rywalizowaniu o jak najwyższą rangę.

Nie tak dawno w mediach społecznościowych odbyłem ciekawą dyskusję z Wiktorią Wójcik, która dotyczyła jej postu na temat Fortnite World Cup. W trakcie wymiany zdań uzmysłowiłem sobie, że jeżeli chodzi o troskę o casualowych graczy, popularna strzelanka może pobierać lekcje od Epic Games. Fortnite ma wielu przeciwników, jest wręcz uważany za produkcję dla dzieci (sam nie jestem jego szczególnym entuzjastą), ale muszę oddać jedną rzecz hitowemu battle royale'owi – można czerpać z niego radość, nie mając szczególnych umiejętności. Bo poza głównym trybem rozgrywki istnieją również poboczne, jak choćby tryb kreatywny, a co więcej możemy wypełniać misje, za które zostaniemy nagrodzeni skórkami. Tymczasem w CS:GO jak w lesie, bo z niewiadomych przyczyn od ponad dwóch lat nie pojawiła się żadna nowa operacja.

Reakcją amerykańskiej firmy na spadające słupki popularności było wprowadzenie wewnętrznego battle royale'a, a więc trybu Danger Zone. Cóż, nie był on ani najbardziej pożądaną zmianą w grze, ani szczególnie istotną, ale hej, Valve wreszcie podniosło tyłek z kanapy i przystąpiło do działania. Co warte podkreślenia, w kolejnych miesiącach studio nie pozostawiło Danger Zone'a w surowej, pierwotnej postaci, ale wzbogacało tryb o nowe elementy, dodało także drugą lokację, a nawet pozwoliło graczom na zdobywanie w nim rangi. Deweloper ocieplił nieco swój wizerunek, ale jeden ruch nie przyćmi przecież lat leniuchowania i nieserwowania graczom praktycznie żadnych wartościowych nowości. Twórcy najwyraźniej polubili sprawianie niespodzianek, bowiem Scrimmage Maps trafiło do CS-a w najmniej oczekiwanym momencie – wcześniej nierankingowe MM-y nie były przecież przedmiotem plotek oraz przecieków.

Na chwilę obecną w puli nowych matchmakingów znalazły się tylko trzy mapy – Ruby, Breach oraz Seaside. Żadna z nich nie należy do oficjalnej puli map turniejowych, co na razie nie zachęca zbytnio do odpalenia nowego trybu. Czy lepszym pomysłem nie byłoby zaoferowanie użytkownikom dokładnie tych samych lokacji, które kojarzą już z gier rankingowych? Oczywiście, to dopiero pierwsza iteracja Scrimmage Maps, kto wie, może za jakiś czas będziemy mogli rozegrać nierankingowy mecz na Mirage'u lub Inferno. Tylko czy zdanie nieco bardziej zapalonych członków społeczności (takich jak ja) o nowym trybie jest najważniejsze? Nie, bo to nie oni stanowią główną grupę docelową. Sympatycy CS:GO oraz osoby regularnie poświęcające czas temu tytułowi i tak będą preferowały klasyczne MM-y lub potyczki na zewnętrznych platformach, a Scrimmage Maps wybiorą tylko i wyłącznie w celu okazjonalnego pojawienia się na serwerze z dużo niżej notowanym znajomym.

Nowa kategoria matchmakingów jest skierowana przede wszystkim do kanapowych graczy, którym to, czy na ich ekranie będą wyświetlane tekstury z Ruby, czy też z Dusta2, nie robi żadnej różnicy. Nie każdy musi przecież przejawiać głód wspinania się coraz wyżej w drabince rang, a przykładowo woli zrelaksować się przy jednej partyjce CS-a, w której nie trzeba "tryhardować". Luźniejszy mecz nie oznacza jednak zupełnie oderwanego od klasycznych zasad, gdyż opuszczenie go po zaakceptowaniu i oficjalnym rozpoczęciu przez gracza będzie skutkowało nałożeniem kary czasowej, tak jak ma to miejsce w przypadku rankedów. Gdyby było inaczej, to Scrimmage Maps byłoby pełne trolli, zaś pojedynki kończyłyby się w dwu-trzyosobowowych składach. Trudno w takich okolicznościach o dobrą zabawę i przyjazną atmosferę.

Valve nie może jednak spocząć na laurach i nie mówię tylko o ostatnim dodatku do gry, który rzecz jasna potrzebuje dalszego rozwoju. Jeśli Gabe Newell i jego współpracownicy pragną uczynić swoją flagową produkcję jeszcze bardziej przystępną dla casualowych graczy, to ogłoszenie kolejnej operacji jest wręcz nieuniknione. Tylko w taki sposób deweloper może starać się o względy niedzielnych pasjonatów gier komputerowych.


Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.

 Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik