Już pierwsza faza berlińskiego Majora napisała wiele fascynujących historii, jednak kolejny etap podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej, obradzając w nie niczym w grzyby po deszczu. Dla jednych były to historie wyjątkowo piękne, pełne radości i uznania kibiców, dla innych z kolei – pełne słonych łez i utraconych bezpowrotnie szans na znalezienie się w gronie ośmiu najlepszych zespołów turnieju. Na szczęście po wszystkich tych wydarzeniach będziemy mogli nieco ochłonąć – Major wróci wszakże dopiero we czwartek. W tym czasie warto przeanalizować to, czego tak naprawdę dowiedzieliśmy się w ostatnich dniach.

Legendą się jest, a nie bywa

"Legends never die" – jeśli jesteście fanami League of Legends, na pewno kojarzycie te słowa, bo to one przecież wybrzmiały na otwarcie finału Mistrzostw Świata w 2017 roku. Jeśli nie – odsyłam was do źródła. Ale bez względu na to, którą z tych dwóch grup reprezentujecie, musicie przyznać, że zdanie to ma ponadczasowe przesłanie. Doskonale opisało także sytuację, w jakiej znalazł się Olof "olofmeister" Kajbjer. Szwed jako jedyny w historii miał na swoim koncie komplet występów w fazie pucharowej Majorów, ale po zawodach w Berlinie 27-latka nie określimy już mianem legendy. A przynajmniej w terminologii majorowej, bo przecież osiągnięć zawodnikowi ze Skandynawii nie zabierzemy i bez względu na wynik na najważniejszym turnieju w sezonie, olof jak mało kto w światowym Counter-Strike'u zasługuje na ten tytuł.

Niestety, trzecia porażka FaZe w stolicy Niemiec oznaczała także koniec turnieju dla naszego jedynego rodaka w majorowej stawce. Filip "NEO" Kubski pożegnał się z zawodami w nie najlepszym stylu – będąc najsłabszym pod względem statystyk graczem na serwerze – jednak patrząc w skali całej imprezy, 32-latek indywidualnie spisywał się naprawdę nieźle. Dość powiedzieć, że NEO został przecież autorem jednego z ace'ów, a parę razy ratował zespół z opałów, wygrywając clutche. Ale co z tego, skoro do Berlina "nie dojechał" Ladislav "GuardiaN" Kovács, a nie od dziś wiadomo, że drużyna bez snajpera w formie, może zapomnieć o jakimkolwiek sukcesie. Zdecydowanie poniżej oczekiwań zagrał także Nikola "NiKo" Kovač, a wszystko to złożyło się w kiepski występ ekipy Polaka. Polaka, którego przyszłość nadal jest jeszcze nieznana, choć powielające się plotki zdają potwierdzać, że byłego gracza Virtus.pro wkrótce możemy nie zobaczyć już z logiem FaZe na koszulce...

Halo Aleksib? Taka głupia sprawa...

Ostatnie rezultaty ENCE nie wzbudzały już takiego podziwu jak te z pierwszej połowy 2019 roku. Niemniej jednak decyzja o odsunięciu po Majorze od podstawowego składu Aleksiego "Aleksiegob" Virolainena i wprowadzeniu do aktywnej piątki Miikki "suNny'ego" Kemppiego została przez wielu uznana za zdecydowanie pochopną. A glosy te tylko nasilił występ Finów na zawodach w Berlinie. Któż przecież mógł spodziewać się, że finaliści z Katowic będą w stanie przebrnąć przez Fazę Nowych Legend bez choćby jednej porażki, bijąc po drodze między innymi Team Vitality? No i tu można zastanawiać się, czy bilans 3-0 osiągnięty przez ENCE na drugim etapie Majora to wynik braku presji, czy faktycznej dyspozycji tej formacji...

Bo jeśli to drugie, to włodarze organizacji mogą sobie pluć w brodę. CS:GO to przecież nie piłka nożna, gdzie wymiana jednego zawodnika ma na ogół niezbyt duży pływ na postawę całego zespołu. W strzelance od Valve gra się tylko w pięciu, a więc odsunięcie od drużyny jednego gracza, to zmiana kształtu formacji o 20%. Po co więc majstrować przy całkiem dobrze naoliwionej maszynie i na siłę szukać sposobu na poprawę jej osiągów? I na litość boską, dlaczego nie można poczekać z taką decyzją do końca turnieju i to przecież najważniejszego w tym półroczu? W obliczu tego wszystkiego kibicuje graczom ENCE, aby ci wygrali nawet tego Majora. Ha, wtedy to dopiero byłaby niedorzeczna sytuacja...

Liczy się awans

Wynik idzie w świat, jak to mówią. Za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał o tym, w jakim stylu Team Liquid przedarł się do najlepszej ósemki Majora. I na dobrą sprawę nikt nie powinien mieć do zawodników zza oceanu żadnych pretensji – ci przecież zrobili swoje i wywalczyli awans. A to, że potrzebowali do tego aż pięciu spotkań, można ewentualnie napisać na boku drobnym druczkiem, bo nie to jest to absolutnie najważniejsze. Sprawdziły się za to głosy, że po tak długiej przerwie wakacyjnej forma niektórych ekip może być sporą niespodzianką. I na całe szczęście sztywne daty kolejnych Majorów dają nam gwarancję, że najważniejszy turniej sezonu nie będzie zarazem jego otwarcie, a znajdzie się gdzieś w jego środkowej części.

No i powtórzę się – nie ma za bardzo sensu przejmować się postawą Liquid w systemie szwajcarskim. Przedstawiciele pierwszej siły świata nawet przy okazji swoich chwalebnych triumfów w trakcie drugiego sezonu Intel Grand Slam pokazywali, że faza grupowa to dla nich w zasadzie jedynie przetarcie przed decydującą częścią zmagań. Ci byli przecież bliscy wypadnięcia po rozgrywkach grupowych na finałach ESL Pro League, a mimo to zdołali sięgnąć po puchar. A skoro już o EPL mowa, to w Montpellier Liquid w ćwierćfinale ograło przecież... Astralis, czyli swojego piątkowego rywala. Czy czeka nas powtórka z rozrywki?

W tekście wykorzystano zdjęcia należące do StarLaddera.


Faza Nowych Mistrzów wystartuje w najbliższy czwartek. W grze o pół miliona dolarów pozostało już tylko osiem ekip. Anglojęzyczna transmisja dostępna będzie na oficjalnym kanale StarLaddera na Twitchu. Z kolei transmisję w języku polskim śledzić będzie można na kanale Piotra „izaka” Skowyrskiego. Po więcej informacji na temat StarLadder Major Berlin 2019 zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po kliknięciu w poniższy baner: