Jak tam, cieszycie się, prawda? Bo dłuższe wolne, bo święto państwowe, bo można nic dziś nie robić. Spędzić czas z bliskimi albo w samotności, poświęcając go na przyjemności. Macie dobre humory itp. – pozwólcie więc, że coś wam pokażę. A pokażę wam to:

I co, poniedziałek po południu i humor popsuty? Bo bynajmniej powodów do zadowolenia nie ma – w zaledwie dwa lata staliśmy się CS-owymi peryferiami, na które zaglądają tylko najwytrwalsi polscy kibice, bo nikt inny nie ma ani ochoty, ani nawet powodu, by się nimi zainteresować. Weźmy takie Virtus.pro, czyli zespół notowany najwyżej zarówno przez HLTV, jak i przez nas. W tym roku Virtusi wzięli udział w sumie w siedmiu lanowych turniejach (wliczając w to nadchodzące DreamHack Open w Atlancie). Wiecie, na ile z nich Polacy awansowali samodzielnie? Tylko na finały ESL Mistrzostw Polski – wszystkie pozostałe imprezy to efekt zaproszeń. Nie żeby VP nie próbowało swoich sił w eliminacjach, bo próbowało, a jakże. Ale z marnym skutkiem. A inne drużyny znad Wisły wcale nie radziły sobie lepiej. Można wręcz powiedzieć, że radziły sobie równie źle, bo jeżeli już gdzieś faktycznie udało nam się dostać, to były to imprezy, które nie obchodziły prawie nikogo.

Wobec tego nie ma się co dziwić, że nasi reprezentanci nawet w ESEA Mountain Dew League, czyli na drugim poziomie ligowym w Europie, radzą sobie fatalnie. W kończącym się powoli sezonie 32. mieliśmy aż cztery zespoły – żaden inny kraj nie mógł pochwalić się czymś takim. Niemniej ilość nie poszła w parze z jakością, bo Polacy w ogólne nie liczyli się podczas rozdawania kart w górnej połowie tabeli. Najpierw liczyliśmy na dobre występy. Potem zaczęliśmy liczyć punkty, by zobaczyć, ile brakuje nam do czołówki. A na końcu zaczęliśmy liczyć na cud, by nie doszło do blamażu. I chyba nie było od niego wcale tak daleko, bo wspomniane już Virtus.pro od bezpośredniego spadku do ESEA Advanced uratowało się dopiero rzutem na taśmę, ale nie dlatego, że było dobre, a dlatego, że Demise było po prostu jeszcze słabsze.

Ale żeby nie było, że wyżywam się tylko na VP – PACT czy Illuminar także nie dały nam powodów do dumy. Podopieczni organizacji Marcina "padre" Kurzawskiego do samego końca liczyli, że uda im się doczłapać do bezpiecznej lokaty, ale ostatecznie razem z Virtusami powalczą o utrzymanie w barażach i trudno powiedzieć, by sobie na to nie zasłużyli. Illuminar też nie zachwyciło, chociaż wielu sądzi, że jeśli ktoś ma tego dokonać, to właśnie Paweł "innocent" Mocek i spółka. A skończyło się słabo: zaledwie jedna wygrana więcej niż PACT i tylko trzy punkty przewagi nad strefą barażową. Znamienne jest to, że najlepiej spośród polskich formacji zaprezentowało się x-kom AGO, które zaledwie dwa miesiące temu wymieniło 3/5  składu. Definitywnie więc "something is no yes". Tylko z drugiej strony – czy w przypadku AGO to jest jakakolwiek wymówka, która tłumaczyłaby ujemny bilans spotkań? Weźmy takie CR4ZY albo Team Spirit, które w ostatnich tygodnaich też dokonały poważnych roszad, a nie przeszkodziło im to, by znaleźć się w czołowej ósemce. My tymczasem, zamiast szukać źródła problemu, usprawiedliwiamy się – i tyczy się to zarówno graczy, jak i kibiców.

Tak więc szukamy wymówek. Że warunki nie takie, że terminarz nieodpowiedni, że godzina zła, że skład niezgrany. I tak ich szukamy, a tymczasem inne kraje nam odjeżdżają. Jeszcze kilka lat temu zdarzało się, że na Majorach miewaliśmy nawet dwa w pełni rodzime zespoły, dziś cieszymy się, gdy na najważniejszej imprezie półrocza wystąpi chociaż jeden nasz rodak. W krótkim odstępie czasu odskoczyły nam Bułgaria, Finlandia, Kazachstan czy też kraje bałkańskie. Pochodzący z tych krajów zawodnicy dziś stanowią o sile takich formacji, jak G2 Esports, Complexity Gaming, CR4ZY czy też ENCE, podczas gdy naszych graczy nie chce nikt. Więc kisimy się we własnym sosie, zastanawiając się, czy top 1 Polski jest Virtus.pro, czy też Illuminar Gaming, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Podpowiedź – nie ma. Nie bez powodu w ESL Mistrzostwach Polski czy Polskiej Lidze Esportowej każdy może wygrać z każdym. Dla kibica jest to pewnie ciekawe, ale jednocześnie sytuacja ta świadczy o tym, że nie ma nikogo, kto by się wybijał ponad ligową przeciętność. I jesteśmy tam, gdzie jesteśmy.

A na kilka tygodni przed końcem 2019 roku jesteśmy w gorszej sytuacji niż dwanaście miesięcy temu, bo wtedy można było mieć nadzieje, że kryzys jest chwilowy i powoli zaczniemy z niego wychodzić, teraz zaś wygląda na to, że zamiast wykaraskać się z tej przeciętności, zaczęliśmy się w niej zadomawiać. Że niby mamy trzy zespoły w top 30 rankingu HLTV? Ano mamy, i co z tego wynika? Ano nic, bo nadal rodzime ekipy regularnie fundują nam eurowpierdol, czyli coś, co do tej pory kojarzyć mogliśmy tylko z polskimi klubami piłkarskimi. I można byłoby tu napisać jeszcze więcej, ale... Zbigniew, pomóż:

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn