Na początku tego tygodnia Virtus.pro zakończyło trwający niemal sześć lat polski etap swojej historii. Pochodząca z Rosji organizacja ostatecznie pożegnała skład CS:GO znad Wisły i od razu zaangażowała nową ekipę, która dotychczas związana była z AVANGAR.

Decyzja o wykupieniu właśnie tych graczy była szeroko komentowana i spotkała się z mieszanymi reakcjami. Wszyscy jednak czekali na debiut piątki w nowych barwach, który miał miejsce podczas szczególnego dla VP turnieju – wszak EPICENTER, o którym tu mowa, odbywa się w rodzimej dla formacji Moskwie i jest współorganizowane przez ludzi związanych z Virtus.pro. Tak czy inaczej, występ nowych Virtusów daleki był od ideału, bo Dzhami "Jame" Ali i kompani odpadli już w fazie grupowej, ponosząc dwie porażki. W związku z tym głos na temat występu swoich podopiecznych postanowił zabrać generalny menadżer organizacji, Roman Dvoryankin.

– Myślę, że dla wszystkich jest oczywiste, że nie jest to wynik, którego wszyscy się spodziewaliśmy i na który liczyliśmy – zaczął Rosjanin. – Doskonale rozumiemy, pod jaką presją był zespół w związku z trwającymi kilka ostatnich tygodni przygotowaniami do transferu i jasne jest, że chłopaki niestety nie poradziły sobie z tą presją. Nie należy wyciągać z tego ostatecznych, długofalowych wniosków – jesteśmy na samym początku podróży. Bardzo nieprzyjemnie opuszczamy domowy turniej przed play-offami, ale jest to doświadczenie, które przyniesie korzyści graczom. W ciągu najbliższych kilku miesięcy drużynę czekają kolejne turnieje, na które chłopaki przygotują się przy pełnym wsparciu organizacji. Mam nadzieję, że poczują wasze wsparcie – zakończył.

Teraz przed Virtus.pro kilkanaście dni przerwy. Jednak już na początku stycznia zespół uda się do Kuala Lumpur, gdzie odbędą się zamknięte eliminacje do World Electronic Sports Games 2019-2020 dla Azji oraz Oceanii. Ponadto skład z Europy Wschodniej będziemy mogli oglądać podczas nadchodzącego 33. sezonu ESEA Mountain Dew League.