Gdy raz spadnie się z topu, to trudno jest na niego powrócić. W esporcie także jest to widoczne – weźmy takiego Adila "ScreaMa" Benrlitoma, który dziś siedzi na ławce GamerLegionu, albo Vincenta "Happy'ego" Schopenhauera, który w ogóle nie ma stałego zatrudnienia. Jeszcze jakiś czas temu do tego grona zaliczylibyśmy Mikaila "Maikelele" Billa, bo Szwed, chociaż podejmował wiele prób, to te zwykle spełzały na niczym. Dopiero stworzenie NoChance, które dało podwaliny pod dzisiejsze GODSENT, stało się strzałem w dziesiątkę.

O tym, że Maikelele talent do gry posiada, nie trzeba nikogo przekonywać. W końcu nikogo za ładne oczy nie bierze się do tak legendarnej formacji, jak Ninjas in Pyjamas. – To młody i głodny gry zawodnik, który w trakcie kilku ostatnich miesięcy bardzo mi zaimponował. Wielu ludziom będzie musiał udowodnić, że się mylili, dlatego też daliśmy mu życiową szansę i zobaczymy, do czego nas to zaprowadzi. Wiem, że wykorzysta on tę szansę i da z siebie wszystko, by zespół poszedł naprzód. Jestem pewny, że znajdzie dla siebie miejsce w rodzinie NiP-u – zachwalał w 2014 roku 23-letniego wówczas Billa Emil "HeatoN" Christensen, jeden z włodarzy organizacji. W ekipie Szwed został następcą Robina "Fifflarena" Johanssona i nawet udało mu się przedłużyć zapoczątkowaną przez jego poprzednika serię awansów do finału Majora, docierając wraz z kolegami na drugie miejsce DreamHacka Winter 2014. Podczas kilku kolejnych turniejów Ninjowie też ciągle krążyli w okolicach strefy medalowej, ale nie zapewniło to Maikelelemu szczęśliwej przyszłości.

A to dlatego, że już w lutym 2015 wylądował na ławce rezerwowych. – Maikelele to ogromny talent i bardzo dobry gracz, ale brakuje mu doświadczenia, które jest konieczne, by utrzymać stałe miejsce w składzie NiP-u – napisano w oficjalnym komunikacie. Wtedy też pojawiły się plotki na temat rzekomej konfliktowości zawodnika, która miała być prawdziwym powodem podziękowania mu za współpracę, niemniej sam zainteresowany nie zgadzał się z takim stanowiskiem. – Nie było żadnych problemów z moim zachowaniem i mam nadzieję, że Ninjas in Pyjamas to potwierdzi – odpowiadał. Mimo to łatka toksycznego gracza została mu przypięta na wiele lat, a fakt, że w żadnej kolejnej drużynie nie potrafił zagrzać miejsca, był dla zwolenników tej teorii tylko potwierdzeniem, iż w tych plotkach faktycznie coś musi być. – W trakcie mojej kariery miałem sporo pecha i jest to coś, o czym wszyscy wiedzą. [...] Jednak spójrzmy prawdzie w oczy, ci, którzy przyczynili się do tego pecha, to ci sami ludzie, którzy odpowiedzieliby „tak”, gdybym zapytał, czy mają chęć ze mną zagrać, którzy zawsze proszą o autograf albo wspólne zdjęcie, gdy gdzieś mnie spotkają. Nigdy nie byłem osobą, która czyta i słucha komentarzy na swój temat, ale gdy ostatnio wszystko zaczęło się sypać, zacząłem to robić, chociaż nie mam pojęcia po co. Moi bliscy też czytają wasze komentarze, chociaż nie mogę powiedzieć, by szczególnie na nich wpływały, gdyż mnie znają. Ja jednak wiem, że je czytają i wiem też, że nie powinno to tak wyglądać, może to ich wina, ciężko powiedzieć, ale to naprawdę rani, gdy na rodzinnym obiedzie czy spotkaniu słyszę pytania odnośnie tego, co się o mnie wypisuje w internecie – nie krył żalu kilka lat później.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Szwed pod pewnymi względami nie pomagał w zwalczaniu negatywnego wizerunku. Owszem, kolejne lata po opuszczeniu NiP-u grał dla wielkich organizacji, bo w jego CV znajdziemy i G2 Esports, i FaZe Clan, i Team Dignitas. Ba, w pewnym momencie na krótko powrócił on nawet do Ninjas in Pyjamas, pełniąc tam przez dwa miesiące rolę zmiennika. Problem w tym, że w każdym kolejnym miejscu jego przygoda trwała zaledwie kilka miesięcy, po których albo definitywnie opuszczał drużyny, albo w najlepszym wypadku lądował na ławce rezerwowych. Nawet próby stworzenia własnych składów, takich jak qwerty czy Enyoy, kończyły się fiaskiem. Wydawało się więc, że czas Billa przeminął bezpowrotnie i zawodnik zasili galerię osób, które popadły w zapomnienie na peryferiach poważnego Counter-Strike'a. Ale wtedy powstało NoChance.

Początkowo wyglądało na to, że będzie to projekt podobny do poprzednich. Tym bardziej że skład był bardzo niestały i na różnych etapach przewijali się przez niego m.in. ScreaM, David "frozen" Čerňanský oraz Žygimantas "nukkye" Chmieliauskas. I tak naprawdę do samego końca swojego istnienia jako drużyna bez organizacji NoC nie znalazło stałej piątki – trzon tworzyła za to czwórka, w której poza Maikelele znaleźli się także Kevin "kRYSTAL" Amend, Jesse "zehN" Linjala oraz Martin "STYKO" Styk. Każdy na zakręcie kariery, każdemu w pewnym momencie coś gdzieś nie wyszło. Ale wspólnie zaczęli radzić sobie całkiem zadowalająco. No dobra, fajerwerków nie było, ale wpadł m.in. awans na europejskiego Minora, w którego trakcie ekipa poradziła sobie z mousesports. Mimo to poszukiwania nowego pracodawcy przedłużały się. – Rozmawialiśmy z Heretics i praktycznie wszystko było uzgodnione do momentu, gdy wycofali się z powodu problemów finansowych. [...] Prowadziliśmy rozmowy z wieloma różnymi organizacjami, ale z powodu nieprzewidzianych okoliczności nie byliśmy w stanie dobić targu – wyjaśniał Maikelele. Dopiero we wrześniu międzynarodowy skład oficjalnie związał się z nowo powstałym SMASH Esports, formacją dwóch belgijskich muzyków, Dimitriego Vegasa i Like'a Mike'a. Współpraca ta trwała... całe dwa miesiące, po czym została zakończona m.in. z powodu kłopotów SMASH ze znalezieniem partnerów biznesowych, którzy pomogliby finansowo.

Czy to klątwa Billa znowu dała o sobie znać? Kto to wie! Tak czy inaczej, Szwed i jego koledzy nie poddali się, nadal parli przed siebie i mieli to szczęście, że zespołem Szweda zainteresował się jego były klubowy kolega, Markus "pronax" Wallsten, który pracował nad zmartwychwstaniem GODSENT. Sprawy poszły szybko, bo już w listopadzie podopieczni Jonatana "Devilwalka" Lundberga zostali zaprezentowani w nowych barwach. Obie strony sporo wówczas ryzykowały, ale dziś chyba żadna z nich nie żałuje. Na przestrzeni zaledwie czterech miesięcy udało im się bowiem wspólnie trzykrotnie dotrzeć do czołowej czwórki – dwa razy podczas imprez z cyklu DreamHack Open, a raz przy okazji ICE Challenge. W międzyczasie na konto formacji wpadły też triumf w WePlay! Forge of Masters Season 2, wicemistrzostwo SECTOR: MOSTBET oraz ponowny awans na europejskiego Minora. A po drodze drużyna otrzymała też ogromną szansę, jaką było zaproszenie do CS-owej elity, czyli ESL Pro League. Tym samym historia zatoczyła koło, a Maikelele powrócił do grona najlepszych z najlepszych. – Moja motywacja jest wyższa niż kiedykolwiek. Odkąd zacząłem o siebie dbać, także pod kątem zdrowia, na nowo odnalazłem zapał do gry. Wierzę w to, że będę w stanie osiągnąć wyższy poziom niż w przeszłości. Chcę powrócić na szczyt, na którym kiedyś już byłem i wiem, że jestem do tego zdolny – zapewniał 28-latek jeszcze latem ubiegłego roku. I dopiął swego. Cholera, naprawdę dopiął swego.

GODSENT podczas pierwszej fazy grupowej ESL Pro League Season 11 rywalizować będzie w grupie A, do której trafiły również Astralis, ENCE, Ninjas in Pyjamas, Team Spirit oraz Team Vitality. Po więcej informacji zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po naciśnięciu na poniższy baner.