Czwartek wieczór i humor popsuty. Sprout reprezentowane przez Pawła "dychę" Dychę i Michała "snatchiego" Rudzkiego nie zagra w następnym sezonie ESL Pro League. Na drodze polsko-niemieckiej drużyny do najwyższej klasy rozgrywkowej stanęło Endpoint CeX.

Sprout 2:3 Endpoint CeX
Zwycięzca UB 0:1 Train 16:2 Vertigo 12:16
Inferno 16:7  Mirage 11:16

Gdybyśmy bez żadnego kontekstu popatrzyli na wynik pierwszej mapy pojedynku, to oczywiście pomyślelibyśmy, że musiała zostać wybrana przez Sprout. Tymczasem... było całkiem inaczej, bo to zawodnicy Endpoint chcieli grać na Trainie. I nie doszło do żadnej okropnej pomyłki, ponieważ statystycznie to najlepsza plansza podopiecznych brytyjskiej organizacji i na tej podstawie ich wybór się bronił. Niemniej polsko-niemiecka drużyna nie tylko pokonała rywali na ich arenie, ona ich zdeklasowała! 16:2 – czy można było w lepszym stylu odrobić stratę jednego punktu w serii? Nie wydaje nam się. W tym momencie mecz zaczął się od nowa.

dycha, snatchie i spółka mieli perspektywę na objęcie prowadzenia w całym spotkaniu. Na Vertigo zawsze czuli się przecież bardzo pewnie, z kolei dla oponentów ta mapa była piętą achillesową. Liczby liczbami, natomiast każdy pojedynek stanowi odrębną historię. Endpoint zaczęło od pięciu wygranych rund w ataku, na co Sprout odpowiedziało trzema ciosami. Potem ekipa Maxa "MiGHTYMAXa" Heatha dołożyła kolejne dwa oczka, jednakże do końca połowy nie zrobiła już nic więcej. Po zmianie stron drużyna dwóch Polaków zdobyła pistoletówkę, z tym że nie wykorzystała wynikającej z tego faktu szansy na odskoczenie przeciwnikom. Wydarzyło się to natomiast parę chwil później, kiedy Sprout ustabilizowało ekonomię. Tablica wyników pokazywała nawet rezultat 12:9 na korzyść wyżej notowanego w światowym rankingu zespołu, natomiast odtąd Endpoint grało jak z nut i zagarnęło już wszystkie możliwe rundy, w efekcie triumfując 16:12.

Formacje były zatem kwita, jeśli chodzi o kwestię zabierania mapy preferowanej przez przeciwny obóz. Tak czy inaczej, gracze niemieckiego klubu raz jeszcze musieli okazać się lepsi na planszy wytypowanej przez Endpoint, ponieważ w innym razie pociąg o nazwie ESL Pro League odjechałby im na kilka miesięcy. dycha, snatchie i koledzy weszli w Inferno spokojnie – po pięciu rundach przegrywali 2:3. Nie miało to większego znaczenia, bo w dalszej części połowy podkręcili tempo i prowadzili starcie na własnych warunkach. Wynik 10:5 był dobrym punktem wyjścia do zakończenia mapy sukcesem, aczkolwiek polsko-niemiecka piątka cały czas musiała mieć się na baczności. Szczególnie że druga pistoletówka nie wpadła na jej konto, co utrzymywało szanse powrotu rywali. Ci jednak postraszyli tylko na początku, a potem nie mieli za wiele do zaoferowania. Koniec końców Sprout zamknęło sprawę w 23 rundy.

Nie trudno było zauważyć, że drużyny miały nie lada problem z wykorzystywaniem atutu własnej mapy. Życzyliśmy sobie, żeby Mirage był wyjątkiem od reguły. Formacja naszych rodaków energicznie rozpoczęła stronę atakującą, od razu zgarniając trzy punkty. Problem w tym, że z czasem zaczęła tracić siły i coraz rzadziej podejmowała wyrównaną walkę z Endpoint. W pierwszej części gry zawodnicy Sprout mieli jeszcze tylko dwa pozytywne momenty, a poza tym patrzyli, jak rywale raz po raz powiększają swój dorobek. W powietrzu pachniało powtórką z Inferno, tyle że w odwrotną stronę. Nadzieję na to, że owej powtórki nie będzie, dała nam postawa podopiecznych Niclasa "enkaya J" Krumhorna po przejściu do defensywy, gdy szybko odrobili lwią część strat i byli zaledwie oczko za Endpoint. Ponownie jednak wzorcowy start nie doczekał się żadnej kontynuacji, przez co cała praca poszła na marne – MiGHTYMAX z kolegami raz jeszcze oddalili się od Sprout i nawet pojedyncze zrywy ekipy dychy oraz snatchiego nie odebrały im awansu do Pro Ligi.