Luka "Perkz" Perković do Cloud9, Martin "Rekkles" Larsson do G2 Esports, a Yasin "Nisqy" Dinçer do Fnatic. Dwa pierwsze transfery bez wątpienia wstrząsnęły europejską sceną League of Legends, trzeci zaś... aż tylu emocji nie wywołał. Niemniej dla fanów Fnatic jest to bez wątpienia nowy rozdział, bo po raz kolejny będą oni musieli przywyknąć do nowego gracza na midzie. Między innymi o dołączeniu do Fnatic, ale też o czasie spędzonym w Ameryce Północnej oraz szansach drużyn z tego regionu na arenie międzynarodowej opowiedział Nisqy w rozmowie z Travisem Gaffordem.

Belg zaczął od ogólnego przedstawienia, jak przerwa międzysezonowa wyglądała z jego perspektywy i kiedy zaczął szukać nowej drużyny. – Na początku przerwy międzysezonowej nie wiedziałem, że wrócę do Europy ani że będzie opcja dołączenia do Fnatic, nawet, że będę żegnał się z Cloud9. To zmieniło się, gdy dowiedziałem się, że Jack [Etienne, właściciel Cloud9 – przyp. red.] planuje ściągnąć Perkza. Powiedziałem "okej", potem wziąłem się za rozważenie moich możliwości, a z nich Fnatic było najlepszą, bo tam był najlepszy – przynajmniej na papierze – skład. Uznałem, że nie ma dla mnie różnicy, czy będę grał w Ameryce, czy w Europie, po prostu chciałem grać w silnym składzie i drużynie, do której będę pasował i której zależy na wygranej. Dla mnie to był dość łatwy wybór – powiedział Nisqy.

Mimo mistrzostwa zdobytego w wiosennej rundzie League of Legends Championship Series Dinçer nie wspomina tego roku bardzo pozytywnie. – Przed startem 2020 roku byłem przekonany, że w tym sezonie będę najlepszym midlanerem w NA, głównie dzięki doświadczeniu nabytemu na Worlds. Wiosna poszła świetnie – byliśmy bardzo zgodni, ja z Blaberem byliśmy najlepszym duetem mid-dżungla, ale gdy przyszło lato po części straciliśmy zaufanie wobec siebie nawzajem. To nie jest wina jednego człowieka, osobiście uważam, że runęliśmy jako zespół. Nasz sztab szkoleniowy również nie był tak pomocny. Rzecz jasna to gracze muszą wziąć się za poprawę, a u nas nie miało to miejsca. Było nam zwyczajnie przykro, bo na pewno mogliśmy zrobić więcej, gdybyśmy wcześniej doszli do tego, że jesteśmy po prostu słabą ekipą. Jeszcze do tego doszła sytuacja z pandemią, przez którą odwołano MSI. Wydaje mi się, że gdybyśmy zagrali na tym turnieju, zrozumielibyśmy wcześniej, że nie jesteśmy dobrą drużyną albo może przeciwnie – szłoby nam lepiej, bo mielibyśmy więcej okazji do wspólnej gry. To był więc dziwny rok i koniec końców smutny, ale będzie dla mnie cennym doświadczeniem – oznajmił Nisqy.

CZYTAJ TEŻ:
ocelote: Mogłem zarobić na transferze Perkza dwa razy więcej niż zarobiłem

A jak wyglądał cały transfer z jego perspektywy? – Słyszałem jakieś tam plotki na ten temat, ale do początku listopada nie otrzymałem żadnej oficjalnej informacji. Ludzie podczas przerwy międzysezonowej słyszeli pewnie, że Palafox ma wejść w moje miejsce. Prawda jest taka, że po prostu chciał on zostać przetestowany i Jack na to się zgodził, co jest normalne. [...] Koniec końców powiedziano mi, że jest szansa na pozyskanie Perkza i byłem z tym w porządku. Jack pomógł mi znaleźć nową drużynę, co szczerze doceniam, bo już na początku mówił mi "słuchaj Nisqy, będziemy walczyć o Perkza, więc możesz rozmawiać z innymi organizacjami, dziesiątego podejmę decyzję, żebyś nie stracił za dużo czasu". [...] Powiedział mi też "powiedz mi po prostu, do której drużyny chcesz dołączyć i to załatwię". Przyznałem mu, że chcę przejść do Fnatic i zajął się wszystkim. Cieszę się, że wszystko poszło gładko – wyznał 22-latek.

Nowy nabytek Pomarańczowo-Czarnych zdradził również, dlaczego zdecydował się dołączyć właśnie do tego zespołu. – Rozmawiałem z różnymi drużynami, które były mną zainteresowane, a Fnatic było po prostu jedną z nich. To wszystko wyszło naturalnie. [...] Dwa lata temu nie udało się dołączyć, tym razem się udało. Lubię tę organizację, jej cele i ludzi, którzy tam pracują. Powrót do Europy jest trochę wyzwaniem, nie wiem jeszcze, jak wypadnę w porównaniu do innych graczy. Nie był to bardzo łatwy wybór, ale dość oczywisty – powiedział.

Warto pamiętać, że Cloud9 nie było pierwszą drużyną Nisqy'ego w NA. Jeszcze nim dołączył do Splyce przed startem 2018 roku, reprezentował on barwy innego uczestnika LCS – Teamu Envy. Z tego też powodu nie czuł większych obaw, kiedy dołączał do C9, bo, jak sam przyznał, nie był to jego pierwszy raz. – Osobiście jako gracz nie obchodzi mnie, czy gram w NA, czy w EU. Koniec końców chcesz być najlepszym graczem w danym regionie, niezależnie od tego, skąd jesteś. Wcześniej też grałem w Envy, więc sam transfer do Ameryki nie był dla mnie jakoś straszny. Poza tym lubię wyzwania i wejście w miejsce Jensena mnie ekscytowało. Trochę chciałem zostać w Europie, bo ten epizod w Envy nie był szczególnie udany, plus chciałem być blisko rodziny, przyjaciół itd. [...] Jack powiedział mi, że chcą mnie zakontraktować, zgodziłem się. To było dość łatwe. Podobały mi się rozmowy z Jackiem, myślę, że z wzajemnością. Obiecałem mu, że wygramy i cieszę się, że dotrzymałem tego słowa – oznajmił Belg.

CZYTAJ TEŻ:
„Powiedziano mi, że negocjacje ze SwordArtem się sypią”. Doublelift zdradza kulisy przejścia na emeryturę

Mimo że jego przygoda w Ameryce Północnej dobiega końca, Nisqy wcale nie wyklucza powrotu do LCS w przyszłości. – Nigdy nie mów nigdy. Kiedy wygaśnie mój kontrakt, albo będzie tworzył się jakiś superteam, który będzie chciał mnie w składzie, wrócę do Ameryki. Jak wspomniałem, nie obchodzi mnie, w jakim regionie gram, o ile sama drużyna jest solidna. Jeśli przyszłości pojawi się klasowy zespół w NA – czemu nie? Na razie jednak będę grał we Fnatic – powiedział.

Zapytany o to, czy ekipy z NA mają jeszcze szansę stanowić realne zagrożenie na scenie światowej, Nisqy nie ukrywa, że to może być dość problematyczne. – Może teraz, gdy dołączą nowi gracze, jak Perkz czy Alphari, ale wydaje mi się, że to nie wystarczy. Choć w europejskim solo queue gram tylko od miesiąca, to już czuję, że moje zdolności mechaniczne się poprawiły. W wiosennej rundzie byliśmy najlepszą drużyną w NA, ale na dobrą sprawę nie byliśmy tak mocni i w rzeczywistości mieliśmy dużo do poprawy. W Europie, patrząc nawet na przykład na G2, jeśli ktoś albo któraś formacja jest silna, to każdy chce go/ją pokonać. W Ameryce z kolei każdy grał swoje i gdy z nimi wygrywaliśmy, to niewiele to zmieniało. Jedyne zespoły, które w tym roku będą miały szansę zaistnieć na scenie światowej, czy te, które mają wybitne indywidualności, to w mojej opinii Cloud9 i Team Liquid. W tych składach wszyscy gracze są faktycznie na odpowiednim poziomie. Oczywiście też zależy od tego, jak będą działać razem, ale na papierze wyglądają świetnie. Wierzę, że jest nadzieja dla NA, ale nie będzie to łatwe. [...] Osobiście wiem, że progres indywidualny i drużynowy jest znacznie łatwiejszy w Europie niż w Ameryce Północnej – stwierdził Nisqy.

Cały wywiad z nowym midlanerem Fnatic możecie obejrzeć poniżej: