Końcówka 2019 roku zafundowała nam prawdziwe trzęsienie w szeregach Virtus.pro. Organizacja przez lata kojarzona z największymi polskimi legendami Counter-Strike'a, jak NEO czy TaZ, porzuciła bowiem polski kierunek – i biorąc pod uwagę brak znaczącego progresu, nie było to zaskakujące. Zaskakujący był natomiast fakt, że VP z miejsca zastąpiło graczy znad Wisły zawodnikami, którzy mieli za sobą dopiero pierwszy naprawdę znaczący sukces, a których wykup prawdopodobnie był dość kosztowny. Długo wydawało się zresztą, że były to pieniądze wyrzucone w błoto, bo nie nastąpił żaden progres. Dziś wiemy jednak, że po prostu potrzeba było czasu, a Virtusi ostatecznie wrócili silniejsi – chociaż już nie w polskich barwach.

Rewolucja w rytmie CIS

16 grudnia 2019 roku wszystkich polskich kibiców powitał komunikat, którego spodziewano się już od dłuższego czasu. – Sześć lat z polską drużyną było niezapomnianym doświadczeniem i chciałbym podziękować naszym fanom, którzy wykonali wyjątkową pracę, wspierając nas przez ten okres. VP nie byłoby tym, czym jest obecnie, gdyby nie filary zbudowane przez naszych graczy. Dlatego też, z głębi mojego serca, chcę ogromnie podziękować wszystkim tu wymienionym: TaZ, NEO, pasha, byali, Snax, MICHU, Vegi, snatchie, phr, TOAO, morelz, OKOLICIOUZ, KubiK, Junior oraz kuben – dziękujemy za wszystko, co dla nas zrobiliście – tymi słowami Roman Dvoryankin, generalny menadżer Virtus.pro, zamknął polski etap w historii rosyjskiej organizacji. Etap, który w pierwszych latach obfitował w sukcesy, za to w latach końcowych częściej związany był z rozczarowaniem, a nie radością. Pomóc w wyjściu tego marazmu miały nowe nabytki w postaci świeżo upieczonych wicemistrzów Majora, którzy do tej pory reprezentowali barwy AVANGAR.

– To istotny dzień dla VP, jako że otwieramy nowy rozdział w naszej historii z Counter-Strike – przyznał Roman Dvoryankin, generalny menadżer Virtus.pro. – To także świetny dodatek do naszej światowej klasy drużyny Dota 2, która pozwoli nam być bardziej konkurencyjnymi i przyniesie jeszcze więcej powodów do chluby fanom na całym świecie. Obecnie mamy jedne z najmłodszych drużyn na świecie, zarówno w Dota 2, jak i CS:GO, i jest to solidny fundament dla przyszłego rozwoju organizacji – mówił Dvoryankin. Tym samym VP zatoczyło koło i po wielu latach przerwy powróciło na scenę CS-a w regionie CIS. Wiele wskazuje jednak, że włodarze z Rosji musieli słono za to zapłacić, bo według nieoficjalnych doniesień transfer drugiej najlepszej ekipy StarLadder Major Berlin 2019 miał kosztować od 1,2 do nawet 1,5 miliona dolarów. A warto pamiętać, że mówimy tutaj o graczach, którzy przed niemiecką imprezą nie odnieśli żadnego naprawdę znaczącego sukcesu i nie było pewności, czy był to z ich strony tylko jednorazowy wyskok, czy też początek wspinaczki do ścisłego topu.

fot. twitter.com/dvoryrom

Pierwszą odpowiedź na to pytanie miało dać EPICENTER 2019, na którym podopieczni dastana pojawili się zaledwie dzień po tym, jak potwierdzono ich przenosiny. Oczekiwania, co oczywiste, były spore, tym większy był więc zawód, gdy okazało się, że VP nie prezentuje formy z Berlina. O ile porażka z mousesports jeszcze tak dużą wpadką nie była, tak uznanie wyższość forZe można już za taką spokojnie uznać. W efekcie Virtusi odpadli już w fazie grupowej z bilansem 0-2, nic więc dziwnego, że z miejsca zaczęto kwestionować decyzję organizacji o zaangażowaniu niesprawdzonej do końca drużyny. – Myślę, że dla wszystkich jest oczywiste, że nie jest to wynik, którego wszyscy się spodziewaliśmy i na który liczyliśmy. Doskonale rozumiemy, pod jaką presją był zespół w związku z trwającymi kilka ostatnich tygodni przygotowaniami do transferu i jasne jest, że chłopaki niestety nie poradzili sobie z tą presją. Nie należy wyciągać z tego ostatecznych, długofalowych wniosków – jesteśmy na samym początku podróży – uspokajał wówczas Dvoryankin.

Nie ma co czekać, trzeba zmieniać

Problem w tym, że kolejne dwie imprezy, DreamHack Open Leipzig 2020 oraz ICE Challenge 2020, także zakończyły się eliminacją na etapie grupowych zmagań. Wobec tego już na początku lutego, nieco ponad miesiąc po przenosinach do VP, zaczęto plotkować o potencjalnych zmianach, w wyniku których skład miałby zasilić uważany za spory talent n0rb3r7. Takie doniesienia mogły być co prawda próbą zmotywowania zawodników do lepszej gry, ale jeżeli faktycznie tak było, to na niewiele się to zdało. Intel Extreme Masters Katowice 2020 także zakończyło się dla Virtusów po zaledwie dwóch spotkaniach. Podopiecznym organizacji podliczano więc bilans wygranych map, a ten prezentował się tragicznie. Wobec tego pod koniec lutego trener ekipy otwarcie powiedział o możliwych ruchach kadrowych – Rozważamy zmiany, to normalne. Jesteśmy jednak w okresie przed Majorem i wszystkie drużyny są już skompletowane, dlatego zdecydowaliśmy, że prawdopodobnie nie wprowadzimy roszad przed turniejem w Rio. Prawdopodobnie. Wierzymy też, że zamiast próbować gry z nowymi osobami, możemy pokazać lepsze wyniki w obecnym składzie. Jeżeli się nie uda, w czerwcu będziemy rozglądać się za nowymi zawodnikami.

Mimo to ze zmianami wstrzymano się jeszcze kilka miesięcy. W tym czasie Virtus.pro w żadnym stopniu nie poprawiło swoich osiągów, regularnie przegrywając kolejne spotkania w ESL Pro League, Home Sweet Home czy też eliminacjach do DreamHack Masters Spring. Nieco lepiej wyglądało to co prawda podczas ESL One Rio, które Jame i spółka zakończyli tuż za podium, ale i tak trudno było uznać ten rezultat za zadowalający, skoro organizacja mająca mocarstwowe ambicje nie potrafiła wejść na szczyt nawet we własnym regionie. Wyglądało więc na to, że już nie ma odwrotu i tylko zmiany mogą uratować drużynę – ta w najgorszym momencie znajdowała się na 24. miejscu w rankingu HLTV, czyli niewiele wyżej od Polaków, których w grudniu 2019 zastąpiła. Pod koniec maja na ławce rezerwowych wylądował więc buster. Kazach potrzebował nieco czasu, by odpocząć od gry i uporządkować prywatne sprawy, wobec czego jego miejsce zajął związany wcześniej z pro100 YEKINDAR. Już wtedy mówiono jednak, że prawdopodobnie nie będzie to ostatnia roszada.

fot. ESL/Bart Oerbekke

I na dobrą sprawę po przyjściu YEKINDARA nie zdarzyło się nic, co miałoby odwieść włodarzy od myśli o kolejnych zmianach. Słaby występ podczas BLAST Premier Spring Showdown, dopiero trzecie miejsce na WePlay! Clutch Island, chociaż finał był na wyciągnięcie ręki – przełom nie nadszedł. Nie było więc na co dłużej czekać i w sierpniu wymieniono kolejny trybik tej nie najlepiej funkcjonującej maszyny. – Wraz z chłopakami wygrywaliśmy trofea i byliśmy w finale Majora. Chciałem, by sukcesy pojawiły się także w Virtus.pro, ale nie wszystko potoczyło się po naszej myśli. Przede mną nowy rozdział kariery, zobaczymy co przyniesie. Dziękuję wszystkim kibicom, wkrótce znów się zobaczymy – tymi słowami z kibicami VP pożegnał się dotychczasowy lider, AdreN. Jednocześnie do gry po kilkumiesięcznej przerwie powrócił buster, zaś obowiązki prowadzącego przejął Jame. Nastąpiło nowe rozdanie, które na dobrą sprawę wydawało się być ostatnią szansą dla byłych graczy AVANGAR, by udowodnić, że stać ich jeszcze na nawiązanie do gry z berlińskiego Majora.

Wrócili silniejsi!

Początki delikatnie odświeżonego VP były jednak dość niemrawe. Gracze z Europy Wschodniej nie zawojowali przecież ani LOOT.BET/CS Season 7, ani też czwartej odsłony Nine to Five. O wiele lepiej wyglądało to natomiast podczas eliminacji do Flashpointa, przez które podopieczni dastana przebrnęli niepokonani – i to zarówno przez etap otwarty, jak i zamknięty, w którym pokonali m.in. AVEZ Esport oraz GODSENT. Niemniej szybko okazało się, że był to tylko wstęp do tego, co wydarzyło się później. A później był IEM New York, trzeci turniej RMR, do którego Virtusi przystępowali raczej z umiarkowanym optymizmem. Jednakże w kolejnych dniach w pokonanym polu pozostawili oni takie drużyny, jak forZe czy Natus Vincere (dwukrotnie) w finale zaś nie dali żadnych szans Nemidze Gaming. Jame i spółka przeszli przez zawody niepokonani, dając organizacji pierwszy tak znaczący triumf od czasu DreamHack Masters Las Vegas 2017. A w międzyczasie śrubowali oni także wynik meczów bez porażki, ostatecznie zatrzymując się na 20 wygranych z rzędu.

fot. EPICENTER

Był to więc ogromny sukces, ale odniesiony tylko na arenie regionalnej. Na podboje światowych scen było jeszcze za wcześnie – stąd też gorsze występy w Nine to Five 5 i BLAST Premier Fall Showdown i "tylko" wicemistrzostwo LOOT.BET/CS Season 8. Na kolejne znaczące osiągnięcia trzeba było czekać do grudnia, który Virtus.pro miało podsumować grą w play-offach drugiego sezonu Flashpointa oraz na DreamHack Open December 2020. Obie imprezy były ważne, ale wydawało się, że jeżeli VP ma którąś wygrać, to będzie to ta druga – słabiej obsadzona i mniej prestiżowa. Jednakże podopieczni dastana nic sobie z tych przewidywań nie robili i przez fazę pucharową rozgrywek od B Site przebrnęli jak burza, nie pozwalając sobie na choćby jedną porażkę. A przecież na ich drodze stanęli w międzyczasie m.in. obrońcy tytułu z MAD Lions, niedawni liderzy rankingu HLTV z BIG czy też Fnatic i OG. Wszystkie te ekipy nie potrafiły jednak przeciwstawić się sile polarnego niedźwiedzia.

Pół miliona dolarów – dokładnie tyle zgarnęło Virtus.pro za triumf we Flashponcie, co jest najwyższą jednorazową zdobyczą pieniężną w historii sekcji CS:GO podległej rosyjskiej organizacji. A przecież na tym nie koniec, bo równo tydzień później Jame i spółka ponownie mogli wznieść ręce w geście triumfu, tym razem po wygraniu grudniowego DH Open, w którego trakcie doznali tylko jednej, mało znaczącej porażki. – Dwa puchary pod koniec sezonu to idealne zakończenie roku! Dobra robota! – nie krył radości Mikhail Artemyev, jeden z oficjeli organizacji. I trudno mu się dziwić, bo bardzo długo wydawało się przecież, że dla VP nie ma już ratunku. Że nowy skład nijak nie będzie w stanie spełnić ambicji właścicieli i kibiców, rozpieszczonych przez Polaków w latach 2014-2017. Ale dziś wiemy więcej. Wiemy, że w składzie, który współtworzą buster, qikert, Jame, SNAJI oraz YEKINDAR tkwi odpowiedni potencjał, zaś wicemistrzostwo Majora nie było tylko wypadkiem przy pracy. Virtus.pro po prostu wróciło silniejsze, aczkolwiek jest to dopiero początek budowania pozycji, bo w 2021 roku prawdopodobnie (mamy nadzieję) wrócą lany, co oznacza, że przed dziesiątą obecnie drużyną świata kolejne wyzwanie: przełożyć wyniki online na offline i pokazać, że tam również może być silna.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn