Dziś organizacje z całego świata kombinują, jakby tutaj zwiększyć sobie liczbę możliwych opcji. Tworzy się składy sześcioosobowe, buduje akademie – ta druga koncepcja nie jest zresztą niczym nowym, bo już kilka lat temu wiele formacji mogło pochwalić się drużynami z dopiskiem "academy". Trend ten dotarł wówczas także nad Wisłę, gdzie próbowano dać szansę młodym, czasami zupełnie nieznanym, wychowanym dosłownie na kamieniu talentom. Każda z takich inicjatyw budziła spore zainteresowanie i każda ostatecznie nie przynosiła szczególnych rezultatów.
Szlaki w tej materii przecierało PRIDE, które już jesienią 2016 ustami Kuby "KubiKa" Kubiaka zapowiedziało plany związane z projektem akademii. I słowo "projektem" jest tutaj odpowiednie, bo bynajmniej nie chodziło o to, by po prostu skrzyknąć piątkę młodzików, dać im koszulki i kazać grać. Wszystko miało mieć o wiele szerzej zakrojony charakter, nieco na wzór tego, co długo później miało miejsce w piratesports. Skojarzenia są zresztą nieodzowne, bo przecież w obu wypadkach nad obserwacjami aspirujących adeptów sztuki CS:GO czuwał właśnie KubiK. W PRIDE zwieńczeniem inicjatywy były lanowe finały w listopadzie 2017, po których Orły stworzyły nie jeden, a aż dwa składy – Academy oraz Talent Academy. Te samej organizacji nie przyniosły żadnych znaczących sukcesów, ale i tak wydaje się, że akurat ta organizacja swoimi działaniami osiągnęła najwięcej. Wszak to właśnie ona wyłuskała takich graczy, jak Adrian „SAYN” Łączyński, Mikołaj „Miki” Szemraj czy też Łukasz „splawik” Jahns, którzy do dziś są obecni na polskiej scenie i to raczej w tych wyżej notowanych formacjach.
W podobnym do PRIDE okresie drugą drużynę prezentował też Pompa Team, który miał już wprawę w operowaniu na gruncie dywizji CS:GO składającej się z większej liczby zespołów. Wszak to właśnie organizacja Szymona "IsAmU" Kasprzyka i Sergiusza "Nitro" Górskiego posiadała w pewnym momencie ekipy Yellow i Black, które miały jednak równy status i działały obok siebie. W tym wypadku miało być inaczej, bo Pompa chciała akademię w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale wszystko przetrwało zaledwie pięć miesięcy i żaden w ówczesnych członków Pompa Teamu Academy nie funkcjonuje już w okolicach szeroko pojętej krajowej czołówki. Co ciekawe, kilka miesięcy później PT zamierzał podjąć kolejną próbę, zaś status składu młodzików mieli otrzymać gracze związani wcześniej z Vex.esport, którzy zaliczyli bardzo dobry występ w gdańskich eliminacjach do Good Game League 2018 i otrzymali ostatecznie status pierwszego zespołu. Ale tylko na chwilę, bo po zaledwie miesiącu... zaproponowano im jednak degradację do statusu akademii, na co ci z oczywistych względów się nie zgodzili. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera będącego dziś znaczącą postacią Izako Boars Huberta "Szejna" Światłego, gdyby on i jego ówcześni koledzy jednak przystali na taki mało korzystny układ?
Ale my tutaj mówimy o organizacjach, które dopięły swego, a przecież nie wszystkim, mimo szczerych chęci, było to dane. Taki los spotkał Izako Boars, które na rodzime podwórko weszło z buta, napędzane dwiema mocnymi markami – Piotrem "izakiem" Skowryskim oraz Spritem. To w połączeniu z powszechnie lubianym składem, którego trzon stanowili triumfatorzy ASUS ROG Community Challenge sprawiło, że potencjał marketingowy Dzików był przeogromny. Postanowiono więc pójść za ciosem i już w październiku 2017 roku, czyli zaledwie osiem miesięcy po narodzinach IB, ogłoszono plany związane z akademią. Miała być rekrutacja, miała być selekcja i na końcu wyłonienie finałowej piątki. I do pewnego momentu wszystko układało się dobrze, ale do happy endu nieco zabrakło. I to bynajmniej nie dlatego, że brakowało chętnych albo talentów – wszystko rozbiło się o rzeczy związane ze strukturą samej organizacji, ale jednocześnie bardzo trywialne. Oto bowiem Ziemowit „7iemowit” Ryś, czyli menadżer IB oraz jednocześnie nadzorca projektu akademii, został w czerwcu 2018 roku wyrzucony, co było następstwem ostrej wymiany zdań pomiędzy nim a byłym graczem Dzików, Karolem „repo” Cybulskim. Po tym wydarzeniu inicjatywa została wygaszona i już do niej nie powrócono.
Ostatnim wartym wspomnienia etapem historii polskich starań jest NEST. A czym jest (było?) owe "gniazdo"? Skojarzenia z x-komem AGO są ze wszech miar słuszne, bo to właśnie popularne Jastrzębie nazwały w ten sposób swój drugi zespół, co było rozwinięciem idei posiadania dziesięcioosobowego składu. – NEST daje możliwość rywalizacji w danych konfiguracjach. Cieszy również fakt, że NEST będzie w stanie rozwijać młode talenty, co pomoże nam zwiększyć rywalizację i chęć ciągłego samodoskonalenia u wszystkich zawodników, którzy trafią pod moje skrzydła – mówił wówczas trener AGO, Mikołaj “minir0x” Michałków. I faktycznie w krytycznym momencie organizacja sięgnęła po posiłki z akademii, bo miniony rok kończyła ona wspierana przez Eryka „lemana” Kocębę i Patryka "Sidneya" Lemana, który nieco wcześniej zastąpił Brajana "dgl-a" Lemechę. Niemniej w przypadku dwóch pierwszych trudno mówić tutaj, że zostali oni przez Jastrzębie "wynalezieni", bo przecież obaj byli obecni na scenie już wcześniej – leman w Codewise Unicorns, zaś Sidney w PACT. Jedynie dgl wziął się "znikąd", ale też nie odcisnął na drużynie szczególnego piętna i dziś szuka szczęścia z M1 EDEN. Przez NEST przewinął się też Łukasz "azizz" Kałkowski, ale jego sytuacja jest dokładnie taka sama, jak w przypadku lemana, to też trudno koniec końców powiedzieć, by akademia AGO faktycznie pomogła kogoś odkryć.
Żeby nie było tak negatywnie – osiągnięcia polskich ekip-akademii (a raczej ich brak) na polu wyszukiwania i wdrażania talentów do gry na najwyższym poziomie bynajmniej nie odstają od standardu zachodniego. Wszak w różnych okresach swoich działań na tym polu próbowały tak potężne marki, jak Fnatic czy Team EnVyUs, ale także i posiadające mniejszą renomę, ale nadal rozpoznawalne GODSENT, Gambit Esports, FlipSide3 Tactics czy też North. I cóż, większość zawodników, którzy przewinęli się przez tamte formacje, dziś albo rywalizuje na tyle niskim poziomie, że nie warto o tym wspominać, albo w ogóle ich już w esporcie nie ma. A przykłady takich graczy, jak Audric "JaCkz" Jug, Maikil "Golden" Selim czy Frederik "acoR" Gyldstrand, którzy wybili się z akademickiej przeciętności, stanowią raczej wyjątki potwierdzające regułę. I bynajmniej nie jest to też dowód na to, że koncepcja tworzenia zespołów dla młodych talentów jest z założenia zła, bo w tamtym czasie po prostu źle się do tego zabierano i dzisiejsze akademie konstruowane są w zupełnie inny sposób i prawdopodobnie przyniosą też inne rezultaty. Może więc i w naszym kraju ktoś jeszcze przypomni sobie o tym zarzuconym dawno temu pomyśle?