– Jeśli utrzymamy to tempo, to możemy być naprawdę niesamowici na mistrzostwach świata. Kto wie, może nawet dojdziemy do finału? – mówił mi członek hiszpańskiej organizacji MAD Lions, Marek "Humanoid" Brázda po zdobyciu w niedzielę pucharu League of Legends European Championship. Wydarzenie to niewątpliwie przejdzie do historii. Był to bowiem pierwszy w historii finał najważniejszych europejskich rozgrywek League of Legends, w którym ani Fnatic, ani G2 Esports nie wzięło udziału. Poza tym hegemonię tych dwóch zespołów w przeszłości przerwano tylko raz. Udało się to Alliance w 2014 roku. Samuraje po raz pierwszy stanęły na pierwszym miejscu podium wiosną 2016 roku. Pięć lat musieliśmy więc czekać na nowego mistrza.
Historia ta jest o tyle zaskakująca, że niedawno nikt nie stawiał MAD Lions w pozycji faworytów do zatriumfowania podczas wiosennej edycji LEC. Jeżeli przyjrzymy się wypowiedziom poszczególnych reprezentantów organizacji z przeszłości, to prędko dojdziemy do wniosku, że oni sami również tego nie robili.
Wielkie nadzieje prędko pogrzebane
Zanim jednak to tego dojdziemy, zajrzyjmy odrobinę głębiej w przeszłość. W poprzednim roku MAD zdecydowało się na niemalże całkowitą przebudowę składu, zostawiając w nim jedynie Humanoida. W 2020 roku drużyna występowała z czwórką rookies, którzy i tak okazali się być o wiele lepsi, niż się spodziewano. Ba, Lwy dostały się na zeszłoroczną edycję Worldsów, gdzie startowały w fazie play-in. Historia pokazywała nieraz, że pierwszy etap mistrzostw świata jest dla ekip z głównych regionów bułką z masłem. Nie tym razem. Zespół złożony głównie z młodzików odpadł po przegranej 2:3 z SuperMassive Esports i natychmiastowo spotkał się z falą krytyki.
– Mieliśmy sporo problemów, które powinny być wcześniej rozwiązane. Musieliśmy się mocno adaptować, a wiele rzeczy, które trenowaliśmy, po prostu się nie udawały. To wina moja i reszty sztabu szkoleniowego. Nie potrafiliśmy się dostosować wystarczająco szybko i koniec końców kosztowało nas to – przyznał James "Mac" MacCormack po zakończeniu Worlds 2020. – Przynosimy ze sobą z powrotem to, czego się nauczyliśmy. Takie wydarzenia mają ogromną wartość dla drużyn.
Zresztą, słowa krytyki nie płynęły wyłącznie od szkoleniowca MAD Lions, ale także od strony zawodników. Ci byli sfrustrowani swą słabą dyspozycją i wczesnym zakończeniem przygody z mistrzostwami świata. – Nie moglibyśmy zajść daleko, bo jesteśmy po prostu strasznie słabi. Sądzę wprawdzie, że przez większość tego roku graliśmy naprawdę nieźle, ale z nieznanych przyczyn w pewnych momencie wszystko się posypało – uważał midlaner MAD Lions po odpadnięciu z Worlds 2020.
Ryzykowna rekonstrukcja MAD Lions
Nie do końca było wiadomo, czego się po MAD lions spodziewać. W końcu Lwy zawiodły na całej linii na najważniejszym w turnieju w roku. Z drugiej strony, czy można było wieszać na nich psy, skoro 4/5 zespołu składało się z niedoświadczonych zawodników, którzy dopiero stawiali swoje pierwsze kroki w wielkim świecie League of Legends? Jak mówił Mac, turniej był dla jego podopiecznych ogromną lekcją. Może warto więc było odrobić zadanie domowe? Zdania były podzielone, a sama drużyna finalnie zdecydowała się na roszady i w miejsce Andreia "Orome" Popy oraz Zhiqianga "Shad0wa" Zhao sprowadziła kolejno İrfana Berka "Armuta" Tükeka i Javiera "Elyoyę" Pradesa Batalle. Drugi z nich był perspektywicznym leśnikiem z ERL-ów, a pierwszy... był po części odpowiedzialny za wyeliminowanie MAD Lions z Worlds 2020, wszak wcześniej reprezentował SuperMassive.
Zmiany nie przyniosły od razu oczekiwanego efektu. Po pierwszej połowie wiosennego splitu LEC podopieczni Maca posiadali przeciętny bilans 5-4, który zapewniał im ex aequo czwartą lokatę z Schalke 04 Esports oraz EXCEL ESPORTS. Po zakończeniu drugiej kolejki zmagań udało mi się porozmawiać z Humanoidem. Czech uspokajał, że jego ekipa potrzebuje czasu na zgranie. – Na początku roku zespoły po prostu nie grają tak dobrze, bo nie mają wyrobionej synergii. To samo się tyczy również nas. Potrzebujemy czasu, żeby się zgrać i wypracować sobie bezbłędną komunikację. Tak samo było w zeszłym roku, dopiero po połowie wiosennego splitu zaczęliśmy grać zadowalająco. Tym razem jesteśmy lepsi na starcie, niż byliśmy w zeszłym roku, więc uważam, że uzyskanie dobrej formy nie zajmie tyle czasu
Przy okazji zapytaliśmy go o cele, jakie postawił sobie w tym roku. – Mój cel jest taki sam jak w zeszłym roku, czyli dostać się na Worldsy. Uważam, że wygranie LEC byłoby satysfakcjonujące, ale dopóki gra G2, jest to niemożliwe. Są oni kilka kroków przed wszystkimi innymi zespołami z ligi, więc z pewnością ponownie wygrają – skwitował Humanoid. No cóż, jak to mówi stare, dobre powiedzenie, "nigdy nie mów nigdy", o czym sam Brázda i koledzy przekonali się parę miesięcy później.
Trening czyni mistrza
Mijały tygodnie, a MAD Lions grali coraz lepiej. Najpierw zajęli trzecie miejsce w finalnej klasyfikacji LEC, a następnie szturmem przedarli się do finału play-offów, pokonując na swej drodze dwóch najpoważniejszych kandydatów do zatriumfowania, G2 Esports i Rogue. W przeciągu kilkudziesięciu dni postawa Lwów zmieniła się o 180 stopni. Coraz to kolejne wygrane zwiększały ich pewność siebie, o czym świadczą wypowiedzi przed zwieńczającym wiosnę LEC weekendem. – Jestem pewien, że możemy pokonać G2. Nasz skład może dzisiaj podjąć każdy zespół w Europie – komentował pewnym tonem Matyáš "Carzzy" Orság. – Myślę, że uda nam się zwyciężyć spotkanie finałowe 3:2, ale gry będą bardzo wyrównane – wtórował mu Elyoya.
Ponoć nie da się przewidywać przyszłości, ale Hiszpan pokazuje, że zdarzają się wyjątki. Jego drużyna zapowiadanym przez niego wynikiem zwyciężyła Łotrzyków i sięgnęła po upragniony puchar LEC, zostając czwartą organizacją w historii Europy, która zatriumfowała na najwyższym szczeblu rozgrywek na Starym Kontynencie w League of Legends. Niemniej przy tym ogromnym sukcesie MAD Lions, warto się nim nie zachłysnąć i zdrowo oceniać sytuację. Przed międzynarodową formacją największy do tej pory test, jakim będzie Mid-Season Invitational, a w przyszłości najprawdopodobniej tegoroczna edycja Worldsów.
Lwom nie brakuje pokory
Na szczęście MAD Lions nie kipią nadmierną pewnością siebie i zdają sobie sprawę z tego, że jest jeszcze wiele rzeczy do poprawienia. Jeżeli uda im się utrzymać to tempo rozwoju, to na mistrzostwach świata będą jedną z czołowych ekip. Nie są to bynajmniej moje przemyślenia, a po prostu opinia Humanoida, którą podzielił się po niedzielnym triumfie. – [Szczyt swoich możliwości - dop. red.] zobaczymy na Worldsach. Potrzeba co najmniej roku, żeby dana drużyna weszła na szczyt swoich możliwości. Mimo że dzisiaj wygraliśmy, to nie uważam, abyśmy byli blisko osiągnięcia go. Jest wiele rzeczy, które możemy robić lepiej. Poza tym bardzo szybko się poprawiamy, co zresztą widać. Jeśli więc utrzymamy to tempo, to możemy być naprawdę niesamowici na mistrzostwach świata. Może nawet dojdziemy do finału? – mówił wymęczony 21-latek.
Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Do samych Worldsów jeszcze daleko, a przed MAD Lions MSI oraz Summer Split LEC. Niezależnie od tego, jakie rezultaty osiągną Lwy w maju, ich sukces nie może nie napawać radością. Miło jest zobaczyć w Europie powiew świeżości, który przecież powinien działać jako największa motywacja od lat m.in. dla G2 Esports, które teraz będzie się starać nie tylko o dobry występ poza granicami kontynentu, ale także na własnym podwórku. Nie mówiąc także o potężnym Rogue, które było przecież o krok od wygranej. Taka zmiana warty zdrowo wpłynie na Stary Kontynent.
A czego życzę samym reprezentantom hiszpańskiej organizacji? Pozostaje życzyć jedynie wytrwałości, bo widać, że to, co robią od paru miesięcy działa. Oby tak dalej.